Krawiec kraje tak, jak mu starcza materiału. Paulo Sousa wycisnął maksa z Anglikami


Paulo Sousa zrobił wszystko, co mógł, w spotkaniu z Anglią

9 września 2021 Krawiec kraje tak, jak mu starcza materiału. Paulo Sousa wycisnął maksa z Anglikami
Rafał Oleksiewicz / PressFocus

Można krytykować Paulo Sousę za kilka rzeczy, ale w meczu z Anglią oddajmy jedno. Wycisnął z tej kadry wszystko, co mógł. Mając zdecydowanie mniejsze pole manewru niż Gareth Southgate, nie odstawaliśmy wyraźnie od Anglików. Stawialiśmy im czoła, a nie uklękliśmy i prosiliśmy o jak najmniejszy wymiar kary. I to już kolejny mecz z mocniejszym rywalem, który tak wyglądał.


Udostępnij na Udostępnij na

Paulo Sousa przychodził, aby zmienić oblicze reprezentacji. Zbigniew Boniek oczekiwał ofensywnej gry, a nie męczenia buły jak za Jerzego Brzęczka. Portugalczyk wprowadził to do Polskiej reprezentacji. Jest tam trochę rock and rolla i otwarte wyjście na każdego rywala. Anglia, Hiszpania, Albania czy San Marino? Nieważne. Paulo Sousa pokazuje, że pomimo słabszego potencjału od niektórych ekip, nie musimy się bać i trząść portkami. Wyjdźmy, spróbujmy ich zaskoczyć. Anglików zaskoczyliśmy, i to pomimo lekkich ubytków.

Remis to trzeba brać w ciemno

Kontuzje i koronawirus trochę komplikują życie Paulo Sousie. Nie ma lekko. Podczas tego ważnego zgrupowania nie miał do dyspozycji dwóch – jak wydawałoby się – podstawowych środkowych pomocników. Tak przecież określilibyśmy Mateusza Klicha i Piotra Zielińskiego. A przecież brakowało jeszcze Arkadiusza Milika czy Krzysztofa Piątka. Co najmniej trzy kluczowe elementy posypały się jeszcze przed zgrupowaniem.

Nie ma co ukrywać, nie jesteśmy potęgą jak Francja, Niemcy czy nasz grupowy rywal – Anglia, że możemy sobie przebierać w zawodnikach. Dla nas każdy gracz występujący regularnie w ligach TOP 5 jest kluczowy. Paulo Sousa jednak poukładał to wszystko bardzo dobrze. I jak z Albanią gra nie była taka, jak powinna być, z San Marino zdarzyła się niechlubna bramka, tak na koniec wszyscy będą pamiętać o meczu z Anglią i siedmiu punktach. Bardzo ważnych w kontekście walki o drugie miejsce, bo tutaj zapowiada się wojna do samego końca.

Na Narodowym graliśmy z wicemistrzami Europy, w których zespole roi się aż od gwiazd. Gdzie nie spojrzymy, to jakieś gwiazdy Premier League, a my tutaj wyskoczyliśmy z przeformatowanym ze skrzydłowego na wahadłowego Kamilem Jóźwiakiem, średnio radzącym sobie w dołującym Derby County, czy po drugiej stronie ze zmiennikiem Unionu Berlin. Tak realnie patrząc na występy zawodników, to nie mieliśmy prawa grać jak równy z równym z Anglikami. I jeszcze urwać im punkcika. Pierwszego od dwóch lat. Paulo Sousa jak na materiał, którym dysponował, zrobił wszystko, co mógł, a przed starciem remis pewnie wzięlibyśmy w ciemno. Z pocałowaniem ręki.

Paulo Sousa – wyciąganie wniosków i natura buntownika

Wystarczy spojrzeć na ławkę Garetha Soutgate’a i Paulo Sousy, aby zrozumieć, jak wiele dzieli nas od Anglii. Dlatego warto docenić ten remis. Portugalski trener przyzwyczaił nas, że z natury jest buntownikiem. Jak cała Polska mówi „nie”, on mówi „tak”. Nie zawsze wychodzi na jego. Przekonaliśmy się o tym na Euro, ale w meczu eliminacyjnym z „Synami Albionu” wszystkie jego pomysły wypaliły. Chociaż przed meczem można by pomyśleć, że znów kombinujemy. Zresztą ponoć w życiu pewne są dwie rzeczy – śmierć i podatki – to od dzisiaj należy dodać do tej listy kombinowanie ze składem przez portugalskiego selekcjonera.

Umówmy się – mało było ludzi, którzy postawiliby się na środku defensywy Pawła Dawidowicza czy na wahadle Tymoteusza Puchacza. Do meczu z Anglikami pamiętaliśmy raczej ich słabe występy. Wszyscy mieli już dość Grzegorza Krychowiaka w reprezentacji, dostał jeszcze jedną szansę i pewnie gdyby nie on, tego remisu mogłoby nie być. Karol Linetty u innych selekcjonerów raczej był, bo był. Za bardzo nie wiadomo, dlaczego nikt nie chciał na niego stawiać. Paulo Sousa postawił. I nie żałuje. Na boisku ta decyzja, jak i wiele innych, obroniła się.

Jeszcze jedna pochwała dla Paulo Sousy, bo to nie jest też tak, że Portugalczyk idzie w zaparte z wszystkim, co sobie postanowił. Wyciąga wnioski. Gdy widzieliśmy, że Grzegorz Krychowiak łapie żółtą kartkę, przypomnieliśmy sobie spotkanie otwarcia Euro ze Słowacją. Tym razem już nie popełnił tego samego błędu, bo zawodnik Krasnodaru pomimo dobrego występu zaliczył zjazd do bazy. Paulo Sousa, chcąc nie chcąc, musiał dać szansę Damianowi Szymańskiemu. Ten okazał się ostatecznie bohaterem, ale tego przecież nikt nie mógł przewidzieć. Bardzo dobrze także, że były zawodnik Borussii Dortmund i Interu Mediolan szybko zrozumiał, iż nasza reprezentacja bez Kamila Glika to nie to samo.

(Nie)oczywisty bohater

Wszyscy wiedzieli przed meczem, że bez sensu bawić się w jakieś porównywanie jedenastek czy tym podobne. Dla Anglików, jak i dla większości Europy, Polska reprezentacja to Robert Lewandowski. Nie bez przypadku zagraniczne media nazywają grę „RL9” w kadrze jako syzyfową pracę. Pracuje za dwóch, stara się być wszędzie – ale wszędzie być nie może, jednak z Anglikami po raz kolejny okazał się bohaterem, choć tym razem nie takim oczywistym jak zwykle. To on próbował rozgrywać i pracować na Adama Buksę, no i przede wszystkim zaliczył asystę.

Bohaterem absolutnie nieoczywistym okazał się Damian Szymański. Pewnie był to jego najlepszy mecz dla kadry w historii. Gdyby nie splot dziwnych sytuacji, spotkanie oglądałby z Aten, a zapisał się na kartach historii polskiej piłki. Pewnie gdyby nie ta bramka, to raczej jego występ określilibyśmy jako bezbarwny albo nawet zły, bo nie dawał pewności takiej jak Grzegorz Krychowiak.

Ale czy stałaby się tragedia, gdyby nie udało się zdobyć bramki wyrównującej? Nie, bo i tak należałyby się brawa dla polskiej kadry, a wynik to tylko potwierdza. Różnica jakości piłkarzy była ogromna, ale na boisku udało się ją zatuszować i zminimalizować. Paulo Sousa po raz kolejny pokazał, że ma pomysł na grę z mocniejszymi od siebie i to niezależnie, jakich ma wykonawców. Wczoraj warty 100 milionów euro Jack Grealish czy strzelec bramki w finale Ligi Mistrzów, Mason Mount, niczym nie przewyższali wchodzącego do Premier League Jakuba Modera czy jeszcze rezerwowego w Unionie Berlin Tymoteusza Puchacza. Niewątpliwie duża zasługa w tym Paulo Sousy. On szył z tego, co mu dali, ale przyznajemy, że uszył z tego całkiem ładne wdzianko.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze