Paulo Sousa walczący o posadę i przekonanie nieprzekonanych


Paulo Sousa jest selekcjonerem naszego zespołu prawie rok. Po klapie na mistrzostwach Europy do rangi najważniejszego meczu urasta starcie z Albanią

11 października 2021 Paulo Sousa walczący o posadę i przekonanie nieprzekonanych
Jacek Pietrasik

Paulo Sousa od samego początku mnie nie przekonywał. Zagraniczny wizjoner z fajną dykcją, który dostał szansę tylko dlatego, że ówczesny prezes PZPN nie miał większego wyboru. Portugalczyk jest selekcjonerem prawie rok, a może się okazać, że po meczu z Albanią nie przetrwa na tym stanowisku nawet 365 dni.


Udostępnij na Udostępnij na

Nie jestem z tego rodzaju ludzi, którzy czekają na potknięcie drugiej osoby i czerpią z tego nieskrywaną satysfakcję. Oceniam świat bardzo realnie, bo uważam, że takie podejście pozwala z powagą podejść do interesujących mnie kwestii. Nie inaczej sprawa ma się w przypadku piłki nożnej i oceniania tego, co widzę i co mnie interesuje. Paulo Sousa nie jest moim ulubieńcem nie dlatego, że zagraliśmy katastrofalnie ze Słowacją na mistrzostwach Europy.

Nie jest moim ulubieńcem nie dlatego, że w meczach z San Marino nasza gra wyglądała na toporną. Oczywiście różnica umiejętności była zdecydowanie po naszej stronie. Paulo Sousa nie jest moim ulubieńcem dlatego, że przyszedł trenować reprezentację nieprzygotowany do takiej roli. A mankamenty wyszły na powierzchnię choćby podczas Euro2020.

Paulo Sousa jako tratwa ratunkowa

Warto wrócić do początku pracy portugalskiego szkoleniowca z naszą kadrą. Moment, w którym to on został ogłoszony jako następca Jerzego Brzęczka, był niefortunny z wielu powodów. Wiemy doskonale, że ówczesny prezes PZPN Zbigniew Boniek nie miał większego wyboru i po prostu musiał pożegnać się z poprzednim selekcjonerem. Opinia publiczna, atmosfera wokół kadry, a co najważniejsze – gra naszego zespołu zwiastowały katastrofę podczas mistrzostw Europy. Prezes Boniek zrobił to, czego chciał tłum, wiedząc, że kolejną trudną decyzję będzie podejmował jego następca.

Paulo Sousa był dla Zbigniewa Bońka swoistą tratwą ratunkową na wypadek głosów, że ów prezes nic nie zrobił, a nasz zespół dałby plamę na Euro. Nikt nie wiedział, jak taką nominację oceniać. Panowały ciekawość oraz zdziwienie (to drugie chyba większe), jak będzie wyglądała reprezentacja Polski pod batutą niedoświadczonego w takiej materii trenera. Zwłaszcza że przełożone o rok mistrzostwa Europy były od dawna naszą kolejną imprezą docelową.

Paulo Sousa musiał mieć tego świadomość, podpisując kontrakt z PZPN-em. Musiał zdawać sobie sprawę z tego, że samo posiadanie w drużynie Roberta Lewandowskiego nie sprawi, że nasz zespół będzie grał o poziom wyżej. Portugalczyk miał wejść ze swoimi pomysłami, które sprawiłyby, że kibic szybko zapomni o reprezentacji Jerzego Brzęczka, a zacznie żyć nadzieją, że będzie zdecydowanie lepiej.

O baraże i posadę

Czy to się udało? Moim zdaniem nie. Owszem, drużyna wygląda inaczej. Piłkarsko jest plan na grę naszych zawodników, który trener Sousa chce im wpajać. Ale czy wyniki są o niebo lepsze od tych, które moglibyśmy osiągać pod egidą poprzedniego szkoleniowca? Nie sądzę. Były selekcjoner również mógłby zdobyć cztery punkty w pierwszych trzech meczach eliminacji do mundialu.

Również z nim na ławce moglibyśmy dostać w cymbał od najsłabszego rywala w grupie, potem zmobilizować się na wymagającego przeciwnika i przegrać mecz o wszystko. Nikt tego nie wyklucza i wykluczyć nie może. I nie piszę tutaj peanów na cześć Jerzego Brzęczka. Uważam jednak, że wyniki Paulo Sousy nie są satysfakcjonujące dla nikogo. A przed nami (kolejny już) najważniejszy mecz.

Po ostatnim zgrupowaniu i wyszarpanym remisie z Anglią Paulo Sousa zyskał nieco spokoju. Nie przegraliśmy z wyżej notowanym rywalem. Pokazaliśmy, że w pojedynczych meczach nie jest najważniejszy plan, ale serce każdego z piłkarzy. OK, na konferencjach szkoleniowiec naszego zespołu mówi, że dostrzega problemy. Podkreśla, że wie, jak sobie z nimi poradzić. Ale na wszystko potrzeba czasu.

Prawda jest jednak taka, że tego czasu zbyt dużo nie mamy. Starcie z Albanią, które da odpowiedź o przyszłość Portugalczyka, już za kilkanaście godzin. Gramy z niewygodnym rywalem, nie ze względu na to, że potrafił pokonywać naszą drużynę. Zagramy z niewygodnym rywalem, który poczuł krew i wie, że na swoim boisku może sprawić niemałą niespodziankę.

Wtorkowy pojedynek będzie o być albo nie być dla selekcjonera reprezentacji Polski. Jeżeli przegramy (czego absolutnie naszym piłkarzom nie życzę), to dalsza praca trenera Sousy nie będzie miała sensu. Niby w piłce panuje maksyma, że wszystko może się zdarzyć, dopóki ta piłka jest w grze, ale trudno wyobrazić sobie, żeby Albańczycy dali wyrwać sobie szansę z rąk. Nie dzieląc jednak przesadnie skóry na niedźwiedziu, liczymy na zryw naszej drużyny. Jak w tych wszystkich pamiętnych meczach z historii. Tylko pamiętajmy, że tym razem nie potrzebujemy „zwycięskiego remisu”, ale wygranej. Potrzebujemy zwycięstwa, które na nowo może zdefiniować Paulo Sousę w roli selekcjonera reprezentacji Polski.

Co, jeżeli się nie uda?

Czarnym scenariuszem byłaby porażka, po której nasz rywal odskoczyłby od naszego zespołu na cztery punkty. Już dziś można zwizualizować sobie atmosferę i wypowiedzi po ewentualnej porażce. Te po zwycięstwie również możemy sobie wyobrazić. Niemniej powinięcie nogi w meczu z Albanią będzie oznaczało dla nowego prezesa PZPN spore wyzwanie. Stanie on przed trudną decyzją, kim zastąpić Portugalczyka.

Oczywiście jestem przygotowany na pretensję o styl pisania, bo przecież mecz się jeszcze nie odbył, a tutaj już zastanawiam się, co dalej. No, ale niestety tak już mam, że wolę zapobiegać, niż później leczyć, nie zawsze mając stuprocentową gwarancję na skuteczność mocnej kuracji. Prezes Cezary Kulesza wygląda na takiego, który może i nie zamknie się na oferty od zagranicznych trenerów, ale coś mi się wydaje, że bliżej jemu do polskiego szkoleniowca. A tutaj warto się zastanowić, czy na naszym krajowym podwórku mamy trenera gotowego do takiej roli.

Przez dłuższy czas mówiło się głośno o Czesławie Michniewiczu z Legii, który mógłby być naturalnym kandydatem na takie stanowisko. Nie wiem jednak, czy ma on więcej opozycjonistów niż tych, którzy wsparliby taką kandydaturę. Kto dalej? Powrót Adama Nawałki? Nie byłbym wrogo nastawiony do takiej decyzji. Jak przypomnę sobie jego początek oraz to, jak rozwinął naszą drużynę, mógłby być to rozsądny ruch. Pamiętając oczywiście, że nasz zespół narodowy jest w zupełnie innym miejscu niż podczas owocnej pracy trenera Nawałki. Innych nazwisk raczej nie warto wymieniać, bo byłyby to przysłowiowe króliki z kapelusza.

Paulo Sousa, spróbuj mnie przekonać!

Absolutnie wszystkie z powyższych dywagacji mogą wziąć w łeb w momencie zwycięstwa w Tiranie. Selekcjoner Paulo Sousa pokazałby, że potrafi dotrzeć do zawodników na tyle, aby oni słuchali każdej jego rady. Przekonałby mnie, ale też wielu innych negatywnie nastawionych, że zaczyna uczyć się tej odmiany swojego fachu. Nie mam nic do Portugalczyka jako człowieka. Jest wyedukowanym facetem, który ładnie opowiada o tym, co chciałby zrobić.

Jednak na samym końcu nie będę oceniał jego umiejętności krasomówczych. Skupię się na wynikach kadry, która ma swój potencjał i powinna bez kłopotu awansować chociażby do baraży o przyszłoroczne mistrzostwa świata. Jeżeli to się nie uda, to wróci pan do Włoch, aby prowadzić jeden z tamtejszych zespołów. Liczę jednak na to, że selekcjoner Paulo Sousa przekona mnie do siebie, a ja będę trzymał kciuki za awans na mundial. To jest naszym celem!

Przemysław Płacheta: czy jego czas nadejdzie?

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze