Cztery ostatnie mecze – dwa remisy, dwie porażki. Parafrazując Wojciecha Gąsowskiego, można zanucić „gdzie się podziała tamta Cracovia… z tamtych szalonych, jesiennych dni”. Parafraza zakrojona na dość szeroką skalę. Ale powiedzmy sobie szczerze, „Pasy” od lutego grają w kratkę.
Gdzie szukać problemów zespołu Jacka Zielińskiego? W którym momencie, w którym miejscu koło zamachowe z napisem Cracovia przestało działać jak należy? Które trybiki rozpoczęły sabotaż operacji „Cracovia w europejskich pucharach”?
Rakelsopendencja?
Od czasu gdy Łotysz – Deniss Rakels – odszedł do angielskiego Reading, pojawiały się setki, jeśli nie tysiące zapowiedzi o tym, że ofensywa „Pasów” znacząco podupadnie. Mimo wszystko podopieczni Zielińskiego wciąż wiedzą, jak zaskoczyć ligowych rywali – 12 bramek w ośmiu spotkaniach – rezultat co najmniej niezły. I choć można mówić o tym, że Cracovia straciła nutkę nieprzewidywalności, kapkę słowiańskiej, gorącej krwi zdolnej do bezczelnych, nieprawdopodobnych rzeczy w polu karnym, to mimo wszystko ofensywa drużyny spod Wawelu nie jest problemem, który zakłóca sen trenera Zielińskiego.
Choć „Pasy” wciąż potrafią zaskoczyć pewną adaptacją słynnej „krakowskiej piłki”, to jednak brak Rakelsa jest doskonale widoczny i jeszcze mocniej odczuwalny. Kiedy znika piłkarz, który w ciągu jednej (nieco przedłużonej) rundy zdobywa 15 bramek i jako jedyny próbuje nawiązać rywalizację z Nikoliciem, trudno jest przejść nad tym problemem do porządku dziennego.
Wcześniej Cracovia mogła liczyć na to, że cokolwiek by się nie działo, piłka w jakiś sposób trafi do Rakelsa, a ten w jakiś sposób wpakuje ją do bramki. Człowiek, pod którego w dużej mierze ustawiana była taktyka, odszedł, a po nim pozostała ziejąca pustka.
Mimo wszystko, tak jak zaznaczyliśmy nieco wcześniej, „Pasy” wciąż grają „futbol na tak”, a zdobywanie goli nie jest dla nich najtrudniejszą rzeczą pod słońcem. Rodzi się więc pytanie, skoro jest tak dobrze, to czemu otwarcie mówi się o kryzysie ekipy Jacka Zielińskiego?
Cracovia Dąbrowskim stoi
O wpływie Damiana Dąbrowskiego na to, jak wygląda środek pola i cała gra „Pasów”, a także o jego szansach na grę w narodowej reprezentacji, pisaliśmy tutaj. Ostatni mecz 23-latka w ekstraklasie to spotkanie z Lechem Poznań. Było to 6 marca i od tamtej pory nie widzieliśmy Dąbrowskiego na boisku, a dziś jesteśmy mądrzejsi i wiemy, że nie zobaczymy go do końca sezonu. Powód? Uraz barku. Uraz, który wyeliminował go również z udziału w zgrupowaniu kadry przed meczami z Serbią i Finlandią.
Cracovii wyjęto kręgosłup, pozbawiono stabilizacji, zdrowej równowagi między ofensywą a defensywą. Gołym okiem widać, że gra w destrukcji nie wygląda już tak dobrze, jak to miało miejsce w czasie, gdy rządy twardej ręki uskuteczniał właśnie Dąbrowski. Kontuzja 23-latka to nie lada problem dla Zielińskiego, dla którego piłkarz z numerem czternastym na pasiastej koszulce był kluczowym elementem misternie budowanej układanki.
Przez długi czas pauzował także Paweł Jaroszyński, którego absencja zmusiła Zielińskiego do delikatnych roszad w obrębie pasiastej defensywy. Próbowano różnych ustawień – Wołąkiewicz na lewej, Bejan jako partner Polczaka w środku obrony – jednak żadne z nich nie przyniosło zadowalających efektów. Cracovia w tej rundzie straciła już 11 goli, co dobitnie pokazuje, że problem „Pasów” leży w formacji obronnej.
Co więcej, jeśli wziąć pod lupę tabelę z ostatnich dziesięciu spotkań, to zespół z Kałuży jest dopiero jedenasty, z taką samą liczbą zdobytych oczek. Jak na przyszłego pucharowicza, bo przecież takie są zapędy i marzenia nie tylko zespołu, ale także Janusza Filipiaka, to zdecydowanie za mało. Jest o wiele za wcześnie, aby powiedzieć, że Cracovia może stracić miejsce w eliminacjach Ligi Europy, ale jeśli zawodnicy w porę się nie otrząsną, mogą obudzić się z ręką w nocniku. W dodatku bez premii.