W nowoczesnym futbolu pierwszym obrońcą jest wysunięty na szpicę napastnik, a pierwszym atakującym – bramkarz. W myśl tej zasady rzuciliśmy okiem na sposób budowania akcji przez bramkarzy Wisły i Legii w piątkowym hicie ekstraklasy.
Wszyscy wiemy, jak uznane marki w Polsce wyrobili sobie Siergiej Pareiko i Dusan Kuciak. Są one całkiem słuszne, bo wystarczy spojrzeć, ile punktów uratowali swoim drużynom, świetnie broniąc strzały przeciwnika. Dzisiaj dobry golkiper przede wszystkim odpowiada za zero z tyłu, lecz także jest zaangażowany w budowanie ataku. W zespołach mających dobrze rozgrywających obrońców oraz silną drugą linię częściej stosowaną taktyką jest krótkie rozegranie i spokojne rozegranie akcji od tyłu. Ekipy mniej kreatywne wybierają najczęściej długie podanie na połowę przeciwnika i walkę o górną piłkę. Nie jest to reguła, bo nie możemy powiedzieć, że grająca dobrze w ataku pozycyjnym Legia nie korzysta z dalekich podań.
Tydzień temu podopieczni Macieja Skorży grali z Bełchatowem. W tym meczu częściej próbowali spokojnie rozegrać piłkę od tyłu. Na 24 podania Kuciaka w tamtym pojedynku tylko sześć stanowiły długie zagrania. Ośmiokrotnie beneficjentem podań Słowaka był Michał Żewłakow, który otrzymywał piłkę maksymalnie na 35. metrze od własnej bramki.
Tymczasem w Krakowie Skorża całkowicie zmienił taktykę. Nie ryzykował już krótkimi podaniami do obrońców, lecz wolał rzucić piłkę na połowę przeciwnika, by od razu przenieść tam ciężar gry. Siedem z 26 piłek zagranych przez Kuciaka w piątkowym spotkaniu było adresowanych do Ljuboi. Cztery kolejne trafiły do Radovicia. Obaj otrzymywali podania już na połowie przeciwnika. Jednocześnie należy podkreślić, że podania do obu Serbów szły na prawą stronę boiska (tą stroną Legia przeprowadziła dwa razy więcej ataków niż lewą flanką), gdzie operował Radović, a schodził Ljuboja. Większe szanse przejęcia piłki miał właśnie ten drugi − z uwagi na warunki fizyczne i umiejętność gry głową. Było to zresztą widać w piątek w Krakowie.
Częściowo też taka taktyka wynikała z wydarzeń boiskowych. Trudno jest, grając w dziesięciu czy dziewięciu przeciwko jedenastu, spokojnie budować akcję od własnej bramki, bo szanse powodzenia takiego ataku są znacznie mniejsze.
Zmiana sposobu budowania akcji zmniejszyła też celność podań Kuciaka. W meczu z Bełchatowie Słowak nie zanotował żadnego niecelnego podania! Jednak już w Krakowie przez zmianę z krótkiej na długą piłkę procent celności jego podań zmniejszył się o jedną piątą. Co ciekawe, przeciwko Wiśle Kuciak nie zagrał ani jednej krótkiej piłki, zasięg siedmiu z nich był średni, a pozostałe 19 to podania długie.
Vis-a-vis Kuciaka – Siergiej Pareiko – również częściej wybierał długie i średnie podania, lecz w jego przypadku to akurat nic nowego, bo tydzień temu w Chorzowie również preferował ten środek budowania akcji. Jednak już w odróżnieniu od Kuciaka Estończykowi zdarzało się podawać na niewielką odległość.
Wisła w odróżnieniu od stołecznych częściej atakowała swoją lewą flanką. Na tej stronie (na lewej obronie!) Michał Probierz ustawił Gervasio Nuneza, który grał bardzo wysoko. Zresztą obaj skrajni defensorzy Wisły byli w tym meczu bardzo ofensywni, co widać choćby po uśrednionej ich pozycji na boisku – oscylowała wokół linii środkowej boiska.
Budowanie akcji poprzez Wisłę tak właśnie wyglądało, że najczęściej Pareiko uruchamiał daleko wysuniętego Nuneza, a ten szukał albo Meliksona, albo Genkowa, w zależności od tego, który mu się pokazał. Genkow nie tylko próbował otrzymywać podania od Nuneza, ale też sam walczył o górne piłki zagrane przez Pareikę.
Porównując postawę obu bramkarzy, trzeba przyznać, że lepiej budowanie ofensywy wychodziło Pareice, który jednak zanotował gorszą celność od Kuciaka. Po prostu z akcji inicjowanych przez Estończyka wynikało więcej niż z długich prób Kuciaka na Ljuboję. Nawet jeśli ten wygrał pojedynek główkowy (zdarzyło się raz na pięć prób), to później piłka i tak trafiała do wiślaków.
Jednakże ocena i porównanie bramkarzy nie mogły w tym meczu wypaść w pełni obiektywnie przez wspomnianą już wcześniej sytuację boiskową – dziewiątka przeciwko jedenastce. Dlatego przez ten pryzmat należy patrzeć na ich sposób budowania ataku. Na grafikach przedstawiających podania Pareiki widać wyraźnie, że kiedy w pierwszej połowie siły na boisku były wyrównane, podejmował on próby dalekiego podania. W drugich 45 minutach było już tylko jedno takie zagranie. Nie dowiemy się, w jaki sposób akcje otwierałby bramkarz Wisły, gdyby do końca spotkania Legia grała w pełnym składzie.
Granie długą piłką wymaga posiadania w składzie ludzi, którzy będą potrafili o nią zawalczyć. Jak pokazał piątkowy mecz, nawet posiadając Ljuboję, Legia nie potrafiła zamienić tego handicapu na konkrety. Z kolei Wisła, mając dobrze grającego w powietrzu Genkowa (wygrał pięć z ośmiu powietrznych pojedynków), nie dała rady stworzyć sobie dogodnej sytuacji.
Kilka lat temu Lech Poznań miał w składzie Hernana Rengifo – zawodnika grającego głową najlepiej w historii naszej ekstraklasy – wygrywającego zdecydowaną większość pojedynków powietrznych. To sprawiało, że można było spokojnie grać dalekim podaniem.
Schemat taktyczny nr 3 pokazuje sposoby rozegrania wznowienia z linii piątego metra przez bramkarzy Lecha za kadencji Franciszka Smudy. Dalekie podanie było adresowane w określony sektor boiska, w który nabiegał Rengifo. Peruwiańczyk miał trzy opcje zgrywania piłki:
− do przodu na wbiegającego do przodu Lewandowskiego lub Peszko;
− ogrywał do prawej do Stilicia, który następnie rozgrywał;
− zgrywał piłkę do lewego boku do zawodnika ustawionego na skrzydle (Wilka).
Dzisiaj rzadko który klub wykorzystuje bramkarza do takiego budowania akcji, chociaż z pewnością umiejętności zarówno golkipera Wisły, jak i Legii predysponowałyby ich do takich prób.
Żaden z nich w piątkowym meczu nie wyróżnił się w budowaniu akcji. Obaj trenerzy mieli na ich role jakieś pomysły, ale nie wynikły z nich konsekwencje bramkowe.
Siergiej Pareiko i Dusan Kuciak, choć należą do najlepszych bramkarzy w lidze polskiej, to w piątek w ofensywie mieli średni wpływ na grę swoich zespołów. Mimo to z wkładu w ofensywę nikt nie będzie ich rozliczał, skoro drużyna zagrała na zero z tyłu.
Autor: Adam Wysocki/Taktycznie.net