Derby Katalonii to starcie nie tylko na boisku, ale także poza nim. Spotkanie buduje niesamowicie elektryzującą atmosferę w mieście Gaudiego, którą przesiąkają sympatycy obu drużyn. Żadna ze stron nie chce zostać pokonana. Kolejna odsłona batalii odbędzie się już dziś o godzinie 16:15 na Camp Nou. Zawodnicy wyjdą na plac gry, aby napisać nowy rozdział w walce o ligowe punkty.
W sezonie 2018/2019 będzie to drugie spotkanie pomiędzy tymi drużynami. Pierwszy pojedynek, który odbył się na Cornella–El Prat, zakończył się zwycięstwem podopiecznych Ernesto Valverde 4:0. Tym razem wrogie drużyny spotkają się w murach twierdzy „Dumy Katalonii” – Camp Nou. Starcia tych ekip przynoszą wiele niezapomnianych historii i statystyk.
Obecny sezon z dwóch perspektyw
Drużyny z jednego łona, lecz całkiem różniące się od siebie charakterem. FC Barcelona wiedzie prym w rozgrywkach La Liga, zajmując pierwszą lokatę z dużą przewagą punktową nad dwoma zespołami z Madrytu, które znajdują się tuż za jej plecami. Atletico traci do „Dumy Katalonii” dziesięć „oczek”, Real Madryt zaś dwanaście. Tytuł jest już praktycznie w ich rękach, a na horyzoncie pojawia się walka na kolejnych dwóch frontach.
Objęci królewskim patronatem sąsiedzi zza miedzy znajdują się w zupełnie innej rzeczywistości. Espanyol zajmuje dopiero trzynastą lokatę, mając dziewięć zwycięstw oraz siedem remisów, i wisi w próżni zwanej środkiem tabeli. Z obecnego miejsca żadna droga nie jest prosta. Dziewięć punktów straty do szóstej lokaty uprawniającej do udziału w eliminacjach Ligi Europejskiej oraz ta sama różnica dzieląca popularne „Papużki” od strefy spadkowej. Ten sezon jest już dla nich raczej spalony, zwłaszcza jeśli zwróci się uwagę na ich słabą dyspozycję w spotkaniach wyjazdowych. Jedno zwycięstwo, sześć remisów i siedem porażek na obcej ziemi to wynik bardzo niepochlebny, ale czemu by nie osłodzić sobie tych statystyk zwycięstwem w ligowych derbach, na które Espanyol czeka od 19 spotkań?
Ivan de la Pena – syn marnotrawny
„Mały Budda” (jak przywykło nazywać Ivana środowisko piłkarskie) to futbolowy produkt FC Barcelona. Do pierwszego składu wcielony został przez legendarnego Johana Cruyffa. De la Pena początkowo szykowany był na naturalnego następcę Guardioli, jednak jego talent dawał o sobie znać na tyle mocno, że twórca popularnej tiki-taki nie mógł dłużej trzymać go na dystans. Swoją pierwszą szansę w dorosłej piłce otrzymał w starciu z Realem Valladolid w sezonie 1995/1996. Zawodnik urodzony w Santander nie zawiódł i zmieniając w 55. minucie Jose Mari Bakero, dołożył swoją cegiełkę do zwycięstwa. W 89. minucie spotkania przejął bezpańską piłkę w polu karnym i mijając bramkarza, umieścił ją w siatce.
Talent Kantabryjczyka doceniany był nie tylko za kadencji Cruyffa, ale także sir Bobby’ego Robsona. Zaowocowało to 86 spotkaniami w trykocie Barcelony zwieńczonymi 13 golami oraz takimi trofeami jak triumf w La Liga w sezonie 1997/1998, Puchar Króla 1996/1997 oraz 1997/1998 oraz Puchar Zdobywców Pucharów 1996/1997. Przygodę De la Peni w barwach „Blaugrany” przerwała kadencja Louisa van Gaala. Były trener Ajaxu nie widział miejsca w składzie dla utalentowanego wychowanka i pozwolił mu odejść z klubu.
Zanim filigranowy napastnik trafił do drugiego zespołu ze stolicy Katalonii, zaliczył niezbyt udane przygody w Rzymie czy też Marsylii. Przeżył także chwilowy powrót na stare śmieci, jednak nikt z zarządu Joana Gasparta nie zdecydował się na zakontraktowanie zawodnika. Tak jego ścieżki skrzyżowały się z odwiecznym rywalem klubu, w którym zaczynał. Ivan wraz z „Los Pericos” sięgnął po ostatni jak do tej pory tytuł tej drużyny na krajowym podwórku. W sezonie 2005/2006 Espanyol wygrał Puchar Króla, ale to nie z tego powodu pomocnik jest tak doceniany w biało-niebieskiej części stolicy Katalonii.
Dzień 21 lutego 2009 roku to data, która zapewne odbija się donośnym echem w rozmowach fanów „Papużek” odnośnie do zbliżających się derbów na Camp Nou. To właśnie wtedy po raz ostatni udało im się pokonać „Barcę” w ligowym starciu i to w dodatku na ich ziemi. Dwa piękne gole Ivana de la Peni, syna marnotrawnego „Blaugrany”, dały wiele radości wszystkim sympatykom Espanyolu. Dyrygujący z ławki, początkujący trener Mauricio Pochettino okazał się lepszy od innego szkoleniowca stawiającego swoje pierwsze kroki w karierze trenerskej – Pepa Guardioli. Mimo że z przebiegu spotkania zawodnicy argentyńskiego trenera nie byli lepsi, to dwa błędy defensywy FC Barcelona wystarczyły, aby przywieźć cenne z perspektywy czasu trzy punkty do siedziby klubu.
Od tamtego czasu minęło ponad dziesięć lat, a w tym okresie w ramach rozgrywek ligowych obie drużyny rozegrały dziewiętnaście spotkań. Messi i spółka górą byli w 15 meczach, w czterech padał wynik remisowy. Bilans bramkowy tych starć jest wręcz tragiczny dla gości przyszłego spotkania derbowego. Tylko pięć goli strzelonych, a aż 50 straconych – ten wynik woła o pomstę do nieba. Sobotnie starcie pokaże nam, po której stronie liczby zmienią swój wygląd.