Jeszcze rok temu o tej porze Paderborn zajmował 16. miejsce w tabeli Bundesligi. Zespół walczył dzielnie o byt, ale ta sztuka w końcowym rozrachunku się nie udała. Dziś ta sama drużyna plasuje się na miejscu 17. i coraz realna staje się groźba spadku do trzeciej ligi.
Pierwszą złą wiadomością było odejście Andre Breitenreitera do Schalke. 42-letni trener był architektem pierwszego w historii awansu do elity w 2014 roku. Na jego zastępcę wybrano człowieka, który klub z Nadrenii Północnej-Westfalii znał niemal jak własną kieszeń – Markusa Gellhausa. W przeszłości pracował w nim jako koordynator grup juniorskich, był także prawą ręką kilku szkoleniowców m.in. Josa Luhukaya, znanego później z pracy w Borussii Moenchengladbach, Augsburgu, Hercie (dodajmy, że wespół z nim Gellhaus przez niemal dekadę pracował też w wymienionych wyżej klubach), a w 2006 roku przez kilka tygodni prowadził pierwszy zespół.
Prezydent Wilfried Finke zabiegał bardzo długo o jego usługi. – Zatrudniliśmy trenera, którego chcieliśmy najbardziej – powiedział. Atmosferę nadziei podgrzał także sam Gellhaus: – Moim celem jest to, aby Paderborn grał atrakcyjny, ofensywny futbol.
Po spadku kilku zawodników odeszło z zespołu. Nowych pracodawców znaleźli m.in. Lukas Rupp, który wybrał ofertę Vfb Stuttgart, Patrick Ziegler trafił do Kaiserslautern, Mario Vrancić zasilił szeregi obecnego beniaminka Darmstadt, a także najlepszy strzelec Elias Kachunga, który gra obecnie w Ingolstadt. Najpoważniejszą stratą było jednak przejście charyzmatycznego kapitana Uwe Huenemeiera do angielskiego Brighton. Obecnie wespół z kolegami walczy dzielnie o Premier League.
O tym, jak poważną stratą jest brak Huenemeiera, kibice mogli przekonać się 14 sierpnia 2015 roku, kiedy na Benteler-Arena przyjechał Sandhausen. Goście roznieśli w proch i pył spadkowicza, wygrywając 6:0, a jedną z bramek zdobył znany z Legii Warszawa Jakub Kosecki. Kolejne tygodnie były również słabe. Trener Gellhaus zwracał uwagę, że główną przyczyną słabych występów był letni okres przygotowawczy, kiedy nie wszystkie transfery były sfinalizowane i nie był w stanie pracować z całym zespołem. Prezydent Wilfried Finke dawał mu jednak duży kredyt zaufania i bardzo długo zapewniał, że o zwolnieniu nie ma mowy. Cierpliwość wyczerpała się na początku października. Po meczu 10. kolejki z Duisburgiem mieszkający 10 km od stadionu menedżer został oficjalnie zwolniony.
Włodarze postawili na wielką postać – Steffana Effenberga, który jednak jako trener nie miał żadnego doświadczenia. Praca w Paderbornie była jego pierwszą w tej roli. Emanował spokojem i poczuciem humoru podczas pierwszej konferencji prasowej, kiedy powiedział o sobie „The New One” (nawiązując do cytatów Jose Mourinho, który ochrzcił siebie przydomkiem „The Special One” i Juergena Kloppa, który przykleił sobie łatkę „The Normal One”).
Effenberg trenerem Paderborn. Przeczuwam los GKS-u Tychy.
— Tomasz Urban (@tom_ur) October 12, 2015
Zadowolony był również Wilfried Finke. – Jestem zachwycony. Na ten moment nie mogliśmy znaleźć lepszego szkoleniowca – powiedział. W szampańskim nastroju byli także fani po pierwszym meczu z Eintrachtem Brunszwik z Rafałem Gikiewiczem w składzie, ponieważ ich ulubieńcy pokonali rywala 2:0. Po spotkaniu przewijały się pozytywne komentarze na temat nowego trenera w niemieckich mediach, chwalili go także piłkarze. – Ma on duży autorytet, a on właśnie w dużej mierze popchnął nas do wygranej – rzekł po spotkaniu Daniel Brueckner. Tydzień później „Blau-schwarz” zapisali na swoje konto kolejne trzy oczka, wygrywając ze stołecznym Unionem 2:0. Ciekawostką może być sposób, w jaki zawodnicy dotarli do Berlina. Podróżowali oni prywatnym samolotem byłej gwiazdy m.in. Bayernu i Borussii Moenchengladbach. – Chcieliśmy uniknąć jazdy autobusem bądź pociągiem i w rezultacie długiej podróży – stwierdził Effenberg.
To był koniec jego tłustych dni. Kilka dni później z dużymi nadziejami udał się z zespołem w delegację do grającej wręcz nieziemski futbol Borussii Dortmund. – Jedziemy do Dortmundu wygrać! – zaintonował z euforią. Zamiast euforii było wielkie rozgoryczenie. Paderborn dostał solidne lanie aż 1:7, mimo że jako pierwszy zdobył gola. Bramkę strzelił Srdjan Lakić. Dla chorwackiego napastnika był to jak na razie jedyny gol w sezonie 2015/2016, co też udowadnia, jak mizerna jest skuteczność ubiegłorocznego spadkowicza.
https://www.youtube.com/watch?v=A9Muc2Cljiw
Od tego spotkania z Borussią Dortmund zaczęła się fatalna passa Paderbornu
Spotkanie na Signal Iduna Park było początkiem ogromnego kryzysu. Od tamtej pory do końca roku piłkarze ani razu nie podnieśli kompletu oczek z murawy, obrońcy popełniali koszmarne błędy (bilans 16 straconych goli w siedmiu grach jest najlepszym tego potwierdzeniem), a czar Effenberga zaczął pomału prysnąć. Zaczął on krytykować media za wytykanie słabej gry, jemu natomiast dostało się od prezydenta, który szczególnie ostro wytknął mu mecz z TSV 1860 Monachium, kiedy w drugiej połowie przy stanie 3:1 ściągnął z boiska trzy kluczowe ogniwa: Wydrę (swego czasu był łączony z reprezentacją Polski), Kircha i Koca. 2015 rok spadkowicz zakończył na 16 miejscu z 17 punktami po 19 meczach i bilansem bramkowym 17:33. Wynik – ogromny zawód i lekkie niedowierzanie.
https://www.youtube.com/watch?v=rxmXfQjfFVU
To jest właśnie dreszczowiec z TSV Monachium, który ostatecznie zakończył się wynikiem 4:4
Skoro druga połowa zeszłego roku zakończyła się prawie na dnie, to w 2016 roku Paderborn osiągnął niemal dno dna. Najpierw podczas zgrupowania w Belek kilku jego piłkarzy dopuściło się skandalu na tle seksualnym, potem w pierwszych dwóch meczach zespół poniósł dwie porażki. Druga porażka była szczególnie bolesna, bo na Benteler-Arena Kaiserslautern strzeliło cztery gole i wywiozło okazałą wiktorię 4:0.
https://www.youtube.com/watch?v=MIsD_QXMZkg
Po klęsce z zespołem mistrza Niemiec z 1998 roku prasa coraz częściej rozpisywała się, że lada dzień 47-letni hamburczyk pożegna się z posadą. Złą prasę dodatkowo robiła mu jego żona, która zaczęła coraz ostrzej bronić męża (kiedy odpisała jednemu z kibiców na Twitterze, że zna się on na swoim fachu), a także krytykować sędziów. Słabe wyniki (zero zwycięstw w nowym roku), a także sprawy pozaboiskowe (m.in. wygasająca tymczasowa licencja) spowodowały, że na początku marca Effenberg ostatecznie przestał być trenerem klubu. Jego obowiązki przejął Rene Mueller, który już w przeszłości tymczasowo prowadził klub, a w sobotę zremisował w debiucie z Greuther Fuerth 1:1.
Niedawnego uczestnika Bundesligi czekają teraz sądne dni. Nikt jeszcze we wrześniu 2014 roku, kiedy zespół „Blau-schwarz” zajmował nawet przez moment pozycję lidera, nie myślał, że półtora roku później drużynę czeka walka o utrzymanie. Taka dziś jest jednak smutna rzeczywistość.