Japonia zgarnęła pełną pulę w meczu, w których ich rywalem była Syria. Styl gry faworytów turnieju jednak nie imponował – trzy punkty zostały wywalczone w ogromnych mękach.
Dzięki trzem punktom w meczu przeciwko Syrii, Japończycy plasują się na pierwszej pozycji, ex aequo z Jordanią. Losy grupy B nie są więc rozstrzygnięte. Wszystko wyjaśni się po trzeciej kolejce, w której Japonia zagra z Arabią Saudyjską, a Jordania podejmie Syrię, która ciągle ma szanse na awans.

Pierwszą połowę zdominowali Japończycy, którzy nie wyobrażali sobie innego wyniku niż zwycięstwo. Na efekty trzeba było czekać do 35. minuty. 60 sekund wcześniej strzały ostrzegawcze posłali Konno oraz Kagawa. Z oboma jednak poradził sobie bramkarz. Ale wszystko potoczyło się zgodnie ze znanym przysłowiem „do trzech razy sztuka”, kolejny strzał znalazł bowiem drogę do bramki, a zdobycie gola z szesnastu metrów celebrował Hasebe.
W drugiej połowie byliśmy świadkami znacznie większych emocji, głównie za sprawą kontrowersji wywołanych decyzjami arbitra, który podyktował dwa sporne rzuty karne. Pierwsza jedenastka – dla drużyny Syrii – została okupiona czerwoną kartką. Obejrzał ją Kawashima. Rzut karny na bramkę zamienił Al Khatib.
Doprowadzenie do remisu spowodowało natychmiastową ofensywę Japończyków. Można powiedzieć, że wykończyli rywali ich własną bronią. W syryjskiej szesnastce teatralnie upadł bowiem jeden z „Samurajów”, a sędzia wskazał na „wapno”. Do futbolówki podszedł Honda i nie pomylił się, z dużą pewnością strzelając w środek bramki.
W ostatnich sekundach spotkania siły się wyrównały, arbiter po raz drugi sięgnął bowiem do kieszeni po czerwony kartonik. Obejrzał go Sabag.
Ale się nawrzeszczałam przy tym meczu. Ogromne
emocje, zwłaszcza w tej drugiej połowie. Czerwona
kartka dla Kawashimy moim zdaniem niesłuszna.
Pierwszy gol Japonii był wprost piękny, podobało
mi się również jak się potem bajecznie bawili z
rywalami pod ich bramką.