Chelsea przez złośliwych często określana jest drużyną pokroju Paris Saint-Germain czy Manchesteru City. Nie przez bardzo dobry poziom piłkarski, a pieniądze. Oczywiście dokładnie mowa tutaj o Romanie Abramowiczu, który na początku XXI wieku kupił klub z niebieskiej części Londynu i zainwestował w niego spore fundusze. Jednak historia tego zespołu ma już ponad sto wiosen, a barwna była nie tylko w ostatnich latach. Dlatego chcąc nie chcąc, Chelsea jest zasłużoną drużyną, która co roku liczy się w europejskich rozgrywkach. W tym sezonie nie może być inaczej.
Gdyby popatrzeć na obecny sezon Chelsea, można w nim dostrzec historię poprzednich kampanii tej drużyny. Jest to jedna wielka sinusoida, która mimo wszystko ciągle utrzymuje się w górnych granicach piłkarskiego poziomu. Ostatnio otrzymała ona nazwę „walka o TOP 4” i właśnie to jest głównym celem klubu należącego do rosyjskiego oligarchy.
Gdzie jesteś, władco?
Temat poruszany już wiele razy musiał pojawić się i tutaj. Ktoś, kto bardziej śledzi piłkarski świat i całą jego otoczkę, na pewno wie o problemach Romana Abramowicza – właściciela Chelsea. Już od wielu miesięcy Rosjanin nie może na żywo oglądać poczynań swojej drużyny, ponieważ nie ma wizy, a brytyjskie władze nie chcą mu jej wręczyć. Ciągnie to za sobą sporo problemów na czele z przymusem sprzedaży „The Blues”. Jednak nie tak łatwo będzie znaleźć inwestora, tym bardziej że wściekły Roman Abramowicz zapowiedział, iż nie sprzeda klubu żadnemu Brytyjczykowi (z powodu problemów z wizą).
A wiadomo, jak to jest, gdy szefa nie ma na miejscu. To tak jak z pracownikami na budowie, którzy jak przyjedzie kierownik, to pracują żwawo, a gdy go nie ma, tempo pracy wygląda zupełnie inaczej. W zaistniałej sytuacji teoretycznie za sznurki ekipy ze Stamford Bridge pociąga jej prezes – Bruce Buck. W praktyce głową interesów tego klubu jest Marina Granovskaia – od wielu lat prawa ręka Romana Abramowicza, jeszcze za czasów koncernu naftowego Sibnieft (w 2005 roku sprzedanego Gazpromowi).
Osobiście uważam, że ta kobieta pojęcie o zarządzaniu może i ma, ale o piłce nożnej niezbyt, przez co w Chelsea mamy takie „kwiatki” jak 66 milionów euro wydane na Alvaro Moratę. Trochę odpychające w tym zespole jest to, że nie jest on najważniejszy ani dla właściciela, ani dla prezesa, bo nawet (w przypadku tego pierwszego) bez problemów z wizą mają inne, istotniejsze interesy. To właśnie dlatego Marina Granovskaia jest już od paru lat ważnym organem decyzyjnym w Chelsea.
SarriBALL, czyli jak przegrać na starcie
Nieprzypadkowo poruszyłem otoczkę życia klubu ze Stamford Bridge, opisując ich obecny sezon. Wiadomo, że na prosperowanie drużyny składa się wiele czynników, nie tylko tych taktycznych na murawie. Pomijając problemy na wyższym szczeblu, ostatnio dużo grzmotów można było usłyszeć w szatni Chelsea. Maurizio Sarri objął tę drużynę na początku obecnego sezonu po innym Włochu, Antonio Conte, który stracił przychylność piłkarzy. Można ubolewać, że tak się to skończyło, ponieważ Conte był bardzo dobrym trenerem, co udowadnia chociażby mistrzostwo Anglii, które zdobył właśnie z „The Blues”.
Zatrudnienie Sarriego było sporą niewiadomą. Z topowych drużyn prowadził tylko Napoli, gdzie zasłynął z zajeżdżania swoich zawodników. Poza tym bez problemu z posady wygryzł go Carlo Ancelotti. Dodatkowo na każdym kroku wypomina mu się, że nie zdobył żadnego piłkarskiego trofeum. Do Chelsea przyszedł z wizją SarriBALL, która w skrócie polega na tym, że gracze wykonują dużo podań do niczego nieprowadzących. Kozłem ofiarnym tej taktyki został Jorginho, który razem z trenerem przeszedł z Napoli do angielskiego klubu. Kibice wielokrotnie śmiali się z niego, że wykonał już tysiące podań, a wciąż nie zanotował asysty. Jednak start sezonu wcale nie był taki zły, a kłująca w oczy taktyka zaczęła być krytykowana dopiero po stratach punktów z niżej notowanymi rywalami (m.in. Wolverhamtpon, Leicester)
SarriBALL już bez BALL?
Ostatnie mecze Chelsea mogą jednak przynieść trochę optymizmu kibicom „The Blues”. Wydaje się, że wszystkie prośby fanów wysyłane w stronę Maurizio Sarriego przez cały sezon dotarły do niego dopiero teraz. W końcu na miejsce Marcosa Alonso (niepotrafiącego wrzucać piłek w pole karne) do składu wskoczył Emerson, a Ruben Loftus-Cheek gra coraz więcej i udowadnia, że warto na niego stawiać.
Głównym czynnikiem pozytywnych zmian jest jednak szansa na regularne występy największego młodego talentu Chelsea – Calluma Hudsona-Odoi. I aż nie wiadomo, czy smiać się czy płakać, gdy okazuje się, że o minuty gry dla Hudsona błagał nawet trener Cardiff City – Neil Warnock, po pojedynku z Chelsea (31 marca). To właśnie od tego momentu coś się zmieniło. Młody Anglik zagrał pierwszy raz w wyjściowej jedenastce podczas meczu ligowego i znalazł się w niej także w kolejnym spotkaniu. Kibice Chelsea wciąż nie wierzą, czy to się dzieje naprawdę, czy może Maurizio Sarri przedłużył sobie prima aprilis.
Celem najbliższych meczów jest bezwzględna walka o miejsce w najlepszej czwórce ligi, które zapewni udział w Lidze Mistrzów. I nie jest to tak nierealne, jak większości się wydaje. Na lokatach 3-6 panuje wielki ścisk i tak naprawdę wszystko może się zdarzyć. Kolejną opcją na grę w przyszłym sezonie Champions League jest wygranie Ligi Europy. Na drodze Anglików w ćwierćfinale stoi Slavia Praga, która w poprzedniej fazie rozgrywek niespodziewanie wyeliminowała hiszpańską Sevillę.
Podsumowując, ta historia nie musi zakończyć się tak źle, jak wielu tego oczekuje. Jednak pisać można dużo, a i tak wszystko zweryfikuje boisko.