Są jeszcze na ziemi miejsca, gdzie siatki skautów potężnych europejskich klubów nie sięgają. Z tego powodu duża liczba zawodników, pomimo drzemiącego w nich potencjału, zostaje po prostu zmarnowała. Jednak nie wszyscy. Wypłynięcie największych talentów na powierzchnie to, jak się okazuje, kwestia tylko i wyłącznie czasu.
Daleki Wschód słynie z bardzo wielu rzeczy i dziwactw. Futbol w tamtych stronach był często niedoceniany. Teraz ulega to zmianie. Świetna gra reprezentacji Japonii na mistrzostwach świata, triumf kobiet w damskim mundialu. Coraz większe pieniądze, prężni sponsorzy i gwiazdy, które w poważnej europejskiej piłce już nie świecą, a na Wschodzie ich blask może jeszcze trochę potrwać.
Kopacze z rejonów Wschodu od jakiegoś czasu pojawiają się w najsilniejszych ligach świata. Przeważnie są to już ukształtowani gracze, których dobre występy na imprezach międzynarodowych przywiodły na boiska Europy. Teraz to się zmienia, szkółki, skauci drużyn sięgają po młodzież, którą chcą ukształtować na swój sposób.
Ryo Miyaichi jest moim rówieśnikiem. Oboje reprezentujemy rocznik 1992. I tutaj nasze drogi się rozchodzą. Japończyk urodził się w ładnie brzmiącej miejscowości Aichi. Miał szczęście, bo przyszedł na świat w sportowej rodzinie. Jego tato był emerytowanym bejsbolistą, a brat naszego bohatera również kopał piłkę.
Na poważnie Ryo zaczął biegać za piłką w podstawówce. Od tamtej pory trenował w szkole oraz brał udział w rozgrywkach międzyszkolnych. Uczniowskie barwy reprezentował przez kolejne etapy edukacji. W 2010 roku wraz ze swoim liceum Chūkyōdai Chūkyō awansował do ogólnokrajowych rozgrywek. Pechowo, bo chłopcy wraz z Ryo odpadli już w pierwszej rundzie turnieju. Kluczem do sukcesu Japończyka był fakt transmisji tego spotkania przez krajową telewizję.
Już wtedy pojawiły się pierwsze sygnały ze Starego Kontynentu. Najpoważniejszym kandydatem do zatrudnienia Miyaichiego stał się Arsenal Londyn. Telenowela transferowa trwała do następnego okienka transferowego. Japończyk podbił serce Arsene Wengera. Z czystym sumieniem można stwierdzić, że trafił do jednej z najlepszych akademii piłkarskich na świecie.
Od razu został wypożyczony do Eredivisie. W barwach Feyenoordu przez całą rundę rozegrał 12 spotkań i trafił trzykrotnie do bramki rywali. Miyaichi pokazał szerszemu światu wszystko, z czego słynie. Świetne wyszkolenie techniczne, znakomite czucie piłki, a to wszystko w pełnym biegu. Już w pierwszym meczu rozegrał całe 90 minut i został określony zawodnikiem meczu.
Po rundzie holenderskie media nazwały go „Ryodinho”, na cześć wielkiego Ronaldihno, bądź japońskim Messim, na cześć wielkiego Messiego.
18-letni wówczas Miyaichi wrócił do Londynu, od razu włączono go do 23-osobowego składu, który poleciał do Azji. Tam zadebiutował w koszulce z armatą na piersi, po 66 minutach został zmieniony.
Grywa w rezerwach, przeciwko Wigan zaliczył swoje pierwsze trafienie. Jego zasługi dla pierwszej drużyny nie są jeszcze wielkie, chociaż ociera się o ławkę rezerwowych. Na swoim koncie ma dwa występy w Carling Cup, gdzie menadżer „Kanonierów” lubi desygnować często młodych zawodników do tych rozgrywek. Japończyk został również zgłoszony do szerokiego składu w Lidze Mistrzów podczas pojedynku z włoskim Udinese.
Stylem gry, japoński skrzydłowy przypomina nieco Theo Walcotta. 19-latek jest jednak lepiej zbudowany fizycznie, co premiuje w ostrych starciach, które są na porządku dziennym angielskiej ligi. Ryo potrafi przebiec całe boisko na pełnym biegu, a takich rajdów jest w stanie wykonać wiele przez całe spotkanie. Również wygląda na spokojniejszego niż Anglik. Ma więcej zimnej krwi, mówiąc kolokwialnie – mniej w nim jeźdźca bez głowy.
Ryo Miyaichi nie został powołany do dorosłej kadry „Samurajów”. Reprezentował jedynie juniorskie reprezentacje swojego kraju, od szczebla U-15. Teraz jest elementem układanki drużyny do lat 19.
Przyszłość piłkarza widnieje tylko w kolorowych barwach. Trafił do świetnego klubu, w ręce najlepszych specjalistów od szkolenia młodych piłkarzy. Na swojej pozycji musi pokonać piłkarzy bardzo mu podobnych, równie młodych – Theo Walcotta i Aleksa Oxlade-Chamberlaina. Zespół z Londynu co rok przeżywa problem ze skompletowaniem odpowiedniej jedenastki ze względu na falę kontuzji. Japończyk, by zagrać w Premiership czy Lidze Mistrzów, z pewnością będzie musiał jeszcze poczekać. Drogą na szczyt będą krajowe puchary. Arsene Wenger potrzebuje go w swojej kadrze, bo nie przystał na wypożyczenie „Samuraja”.
Po najświeższe wiadomości, ciekawostki i komentarze na temat „Kanonierów” wysiądź na Stacji Arsenal.
prawie jak kapitan Tsubasa:P