Czy piłkarz, za którego nowobogacki klub płaci kilka milionów euro, który jest wiodącą postacią reprezentacji i jest uważany za jednego z największych talentów w kraju mistrzów świata i Europy, może być prezentowany na łamach tego cyklu? Może, bo mało kto w Polsce słyszał o Isco Alarconie. Wypada to czym prędzej zmienić.
Nowobogacki klub, o którym mowa w leadzie, to Malaga, od niedawna dysponująca grubymi pieniędzmi łożonymi przez katarską rodzinę królewską Al-Thani. Andaluzyjczycy po długich negocjacjach z Valencią wyłożyli na bohatera niniejszego artykułu niemal siedem milionów euro, co zważywszy na fakt, że w seniorskim futbolu piłkarz ma na koncie ledwie osiem meczów (łącznie 113 minut), jest kwotą niespotykaną.
Kim jest Isco i czym zasłużył sobie na miano jednego z najzdolniejszych piłkarzy zrodzonych na hiszpańskiej ziemi?

Francisco Roman Alarcon Suarez urodził się 21 kwietnia 1992 roku w Benalmadenie, należącej do okręgu miejskiego andaluzyjskiej Malagi. Swoją przygodę z piłką rozpoczął jako kilkuletni chłopiec w miejscowym Atletico Benamiel, służącego jako kuźnia talentów dla największego klubu w okolicy – Malaga CF. Do 14 roku życia Isco ze swoją drużyną brał udział w licznych piłkarskich turniejach dziecięcych, zarówno na szczeblu lokalnym, jak i centralnym, podczas których zwrócił na siebie uwagę szperaczy czołowych hiszpańskich klubów. Była wśród nich również Malaga, jednak bardziej skuteczny w staraniach o chłopca był klub położony niemal czterysta kilometrów na północny-wschód – Valencia.
W juniorskich drużynach „Los Ches” Isco rozwijał się na tyle szybko, że już po dwóch latach zaczął być stałym gościem na zgrupowaniach kadry narodowej. Zadebiutował u Aitora Karanki, obecnego asystenta Jose Mourinho, w reprezentacji do lat 16. Bask szybko zaprotegował młodziana u Ginesa Melendeza, opiekuna wyższej kategorii wiekowej, i właśnie tam Isco rozegrał najwięcej, bo aż 21 spotkań i strzelił sześć goli. Dzięki temu wielu obserwatorów uznało go za jednego z najbardziej perspektywicznych graczy na Półwyspie Iberyjskim i w niedalekiej przyszłości partnera/zmiennika nieco starszych Maty i Silvy w pierwszym składzie „Los Ches”.
Swoje najważniejsze występy w reprezentacji U-17 zawodnik grający na pozycji mediapunty zanotował podczas mistrzostw Europy w maju 2009 roku. Tam kadra Hiszpanii, która dzierży najwięcej końcowych triumfów w tym turnieju (osiem), zaprezentowała się bardzo słabo: wszystkie trzy grupowe mecze bezbramkowo zremisowała i odpadła z rozgrywek. Gracz Valencii jednak absolutnie nie wypadł z obiegu, wręcz przeciwnie – zaliczał kolejne występy i strzelał bramki. Niemal z pominięciem kadry U-18 (jeden mecz i gol) awansował do drużyny narodowej do lat 19, w której gra zresztą do dziś. W wydatny sposób (cztery gole w czterech meczach) pomógł swojej reprezentacji w awansie do mistrzostw Europy, które właśnie rozpoczynają się w Rumunii (Hiszpania miała zagrać w środę z Belgią, jednak mecz odwołano z powodu niesprzyjających warunków atmosferycznych).
Sezon 2010/2011 był w ogóle bardzo dla Alarcona udany. O sukcesach reprezentacyjnych możecie poczytać wyżej, ponadto razem z Mestalletą (rezerwami Valencii) awansował do Segunda B, co z pewnością nie miałoby miejsca, gdyby nie jego piętnaście bramek. Tak dobra postawa nastolatka nie mogła ujść uwadze Unaia Emery’ego, który w listopadzie 2010 roku dał mu zagrać w pierwszej drużynie, konkretnie w rewanżowym meczu czwartej rundy Pucharu Króla z Logrones. Isco wyszedł na to spotkanie w podstawowym składzie i dwiema bramkami uświetnił debiut. Oto druga z nich:
Dzięki temu wejściu smoka sytuacja nastolatka znacznie się zmieniła. Zamiast zdolnego gracza „na kiedyś”, zaczęto w nim dostrzegać zawodnika, który już teraz może być pełnoprawnym członkiem pierwszej drużyny. I faktycznie, Isco zadomowił się w niej na dłużej, na przełomie 2010 i 2011 roku wystąpił w dwóch meczach grupowych Ligi Mistrzów z Manchesterem United i Bursasporem oraz w pięciu spotkaniach ligowych. Co prawda nie zdobył w nich bramki, ale nikt nie miał wątpliwości, że w przyszłym sezonie Isco będzie pojawiał się w składzie zdecydowanie częściej.
Stało się jednak inaczej: parol na młodego gracza zagięła zbrojąca się na potęgę Malaga. Szefowie Valencii robili, co mogli, by zatrzymać go na Mestalli, jednak niewiele potrafili wskórać, gdy na ich konto wpłynęło grubo ponad sześć milionów euro (za sprawą klauzuli odstępnego gwarantujące natychmiastowy transfer. 5% z tej kwoty trafiło do macierzystego klubu piłkarza, Benamielu), jakie wyłożyli Andaluzyjczycy za swojego ziomka. Mimo że jeszcze w lipcu piłkarz deklarował, że jest szczęśliwy w stolicy Lewantu, kiedy pojawiła się oferta z południa, nie zastanawiał się długo. Wrócił zatem do rodzimej Andaluzji, być może w nadziei, że w formującej się tam za arabskie pieniądze piłkarskiej wieży Babel będzie ważnym, bo tutejszym elementem.
psISCO na petrodolary!
KalSoon masz rację
czepiacie sie ciągle city, tera bedziecie sie
czepiac malagi a zara psg? Ogarnijcie.. Zazdroscicie
pieniedzy? Bo barca, real, milan czy manu tona w
dlugach :D