Olympique Marsylia: jednorazowy wyskok czy coś więcej?


Klub McCourta gotowy, by wygrać

16 maja 2018 Olympique Marsylia: jednorazowy wyskok czy coś więcej?

Czy zawodnicy Rudiego Garci sprawią niespodziankę, wygrywając finał Ligi Europy? Czy Marsylia i jej tegoroczna gra to jednorazowy wyskok i nakładające się na siebie szczęśliwe zbiegi okoliczności? Niekoniecznie. Wygląda na to, że Olympique Marsylia wraca na właściwe tory.


Udostępnij na Udostępnij na

W swojej historii zespół z Marsylii dwukrotnie docierał do finału Pucharu UEFA, przegrywając najpierw z AC Parma w 1999, a później z Valencią w 2004 roku. Środowy mecz z Atletico Madryt będzie trzecią okazją do zdobycia tego – chociaż pod zmienioną nazwą – trofeum.

Finał 2018 jest też na swój sposób wyjątkowy, bo Marsylia rozegra go na swojej ziemi, w swoim kraju, mając za plecami rzesze oddanych kibiców. Kibiców, którzy mimo ligowej dominacji PSG wytykają paryskiemu rywalowi nieudaną przygodę w Champions League – to w końcu OM kolejny raz gra w finale europejskich pucharów, pstryczek w nos znienawidzonych paryżan.

Mimo słabszej końcówki w Ligue 1 zdumiewająca jest – niewidziana od dawna – bardzo dobra atmosfera tworząca się ostatnio wokół zespołu z portowego miasta, a to sygnalizować może, że po kilku chudszych latach OM wstaje z kolan.

Rozbudzone apetyty w Ligue 1

Olympique Marsylia na kolejkę przed zakończeniem rozgrywek Ligue 1 wciąż walczy z Lyonem o zajęcie trzeciego, będącego przepustką do Ligi Mistrzów, miejsca. Różnica dzieląca oba te zespoły wynosi zaledwie jeden punkt i każde rozwiązanie jest jeszcze możliwe.

Od 2010 roku i ostatniego mistrzostwa Francji drużyna z Marsylii dryfowała. Wiodło jej się różnie – raz lepiej, raz gorzej. Czasem znajdowała się na fali wznoszącej, a czasem dołowała. Na południu wciąż wyczekiwali na włączenie się do walki z PSG czy Olympique Lyon i ugruntowanie pozycji zespołu na ligowej płaszczyźnie – do tej pory głównym mankamentem OM był brak stabilizacji.

Stabilizację wydawał się dawać nowy właściciel, Frank McCourt, i jego „projekt mistrzostwo” mający przywrócić „Les Phoceens” dawny blask. Do niedawna realizacja tego ambitnego planu napotykała przeszkody. A to w postaci braku formy zawodników, a to kuluarowych przepychanek, główny cel zdawał się oddalać.

Obecny sezon jest inny. Marsylia zaczęła grać swoją piłkę. Pierwsze skrzypce w drużynie odgrywają Dimitri Payet czy Florian Thauvin, który zdaje się, że w końcu okrzepł i z nieopierzonego, szalonego młodzieńca stał się facetem potrafiącym wziąć na barki odpowiedzialność za wynik. Mimo tego, że PSG jest teraz daleko poza zasięgiem całej ligi, Rudi Garcia udowadnia, że ma pomysł na swój zespół, który na stałe może wejść do ścisłej czołówki. Nie tylko tej we Francji.

Plany amerykańskiego szefa nie są już tylko zapisem na kartce papieru, ale po raz pierwszy od jego pojawienia się w klubie wydają się urzeczywistniać.

Do trzech razy sztuka

Poprzednie dwa finały Pucharu UEFA marsylczycy przegrali, a jak mawia stare powiedzenie: do trzech razy sztuka.

W 1994 roku prowadzeni przez Rollanda Courbisa gracze trafili w finale na piekielnie mocną AC Parma – z Hernanem Crespo czy tworzącym defensywną skałę Lilianem Thuramem.

W zespole OM występowali wtedy Robert Pires, Laurent Blanc czy Stephane Porato, ale w rozgrywanym w Moskwie meczu Włosi nie dali im żadnych szans. 3:0.

W Göteborgu wcale nie było lepiej, bo w 2004 roku marsylczycy w finałowej potyczce ulegli hiszpańskiej Valenci, a w zwycięstwie nie pomógł ani Drogba, ani Barthez.

Rozgrywany na Groupama Stadium finał 2018 będzie zatem trzecim w historii klubu, a jak już wygrać… to najlepiej we własnym kraju.

Angielscy spadochroniarze

W popularnym swego czasu telewizyjnym serialu pod dźwięcznie brzmiącym tytułem „Alo, alo” jednym z głównych bohaterów był angielski spadochroniarz wcielający się we francuskiego żandarma.

W obecnym OM jego trener również dysponuje jegomościami powracającymi z angielskiej ziemi i będącymi siłą napędową zespołu. Dimitri Payet, Florian Thauvin i Steve Mandanda. Synowie marnotrawni, którym nie do końca wyszło wielkie granie za kanałem La Manche.

Mandanda, wybrany niedawno najlepszym bramkarzem ligi, jest mocnym punktem w talii Garci, ale i drugi golkiper – Pele – nie wypadł sroce spod ogona. Cała kadra – z małymi wyjątkami wymagającymi korekty – jest w tym sezonie bardzo wyrównana i utrzymuje wysoką formę. Nawet krytykowany na początku Konstandinos Mitroglou przypomniał sobie, jak zdobywać bramki.

Payet i Thauvin to zawodnicy, na których opiera się cała siła ognia Olympique’u. Obaj odegrali też niemałą rolę we wcześniejszych starciach z Red Bullem Salzburg, a w przekroju całego sezonu zaangażowani byli w zdobycie około 60% bramek swojego zespołu.

Dodatkowy plus – Simeone na trybunach

Zawieszony na cztery mecze za obrażanie sędziego w pierwszym półfinałowym meczu z Arsenalem trener Atletico będzie musiał oglądać finał LE z trybun Parc OL.

Do ostatnich chwil o powrót swojego szkoleniowca na ławkę walczyło Atletico i wcale to nie przypadek. Simeone prowadząc drużynę, zachowuje się przy linii jak jej dwunasty zawodnik, będąc często dodatkowym balastem dla graczy przeciwnych zespołów. Bez niego Atletico brak duszy, której nadaje właśnie Argentyńczyk, a prowadzenie i wspieranie podopiecznych z wysokości trybun to nie to samo.

Czy to jednorazowy wyskok?

Nie. Gdyby był to tylko łut szczęścia, Marsylia nie rozgrywałaby tak dobrego sezonu na kilku frontach. Mimo słabszych meczów OM odzyskuje właściwy rytm i w starciu z Hiszpanami nie stoi na straconej pozycji.

Rudi Garcia stworzył solidną maszynę, a w przypadku dodania bądź wymiany kilku ogniw Olympique może wreszcie wskoczyć do ligowego i europejskiego topu na stałe.

Na Atletico są już gotowi.

Prawdopodobny skład: Mandanda – Sakai, Rami, Luiz Gustavo, Amavi – Anguissa, Sanson – Thauvin, Payet, Ocampos – Germain

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze