Niewątpliwie jedną z ciekawych historii, jakie tworzą się na naszych oczach, jest aktualna sytuacja we Francji, gdzie pozycję lidera okupuje zespół z Nicei. Czy mamy do czynienia z jednorazowym wystrzałem? Kimś na miarę Piasta? Raczej nie. Spoglądając uważniej na klub, dostrzegamy w nim mnóstwo solidnych podstaw, które mogą wynieść go do czołówki Ligue 1 na lata, gdyż w przeciwieństwie do jednorazowych strzałów, jak Montpellier, OGC Nice wygląda na naprawdę przemyślany projekt.
To nie jest ani Piast, ani Leicester
Na początku ustalmy pewne fakty. Tak, obecna pozycja popularnych „Orłów” jest pewną niespodzianką, wszak dla każdego, kto nie zalicza się do fanatyków ligi francuskiej, powinny być to rozgrywki dwóch prędkości: dominującej, czyli paryskiej, i pozostałych drużyn, znacznie wolniejszych. I to jest pierwsza kwestia, z którą jesteśmy skłonni się zgodzić.
Inaczej wygląda sprawa wokół drugiej teorii.
Otóż zdecydowanie dalecy jesteśmy od tytułowania aktualnych liderów Ligue 1 mianem kolejnego Leicester lub Piasta. Jasne, w pewnym momencie takie analogie będą prawdopodobnie same się nasuwać, zwłaszcza że taki chwyt ładnie się sprzedaje. Jednakże takowe stwierdzenie po dłuższej analizie nie jest w stanie się obronić. I nie chodzi tu o ewentualny wynik końcowy trwającego sezonu, lecz czynniki, które doprowadziły klub do aktualnej lokaty. Te, w przeciwieństwie zwłaszcza do gliwickiego epizodu, są oparte na bardziej trwałych fundamentach i mądrzejszej polityce.
Nowy właściciel
Wprawdzie nie jest to główny czynnik, ba, prawdopodobnie nie zaliczylibyśmy go nawet do grona tych istotnych, lecz warto mimo wszystko poświęcić mu kilka zdań. Przed sezonem zastanawiano się, czy pod wodzą nowego szefostwa klub po świetnym poprzednim sezonie zdoła wykonać krok do przodu. Co ciekawe, przynajmniej latem, mocno w taką opcję powątpiewano. Owszem, w dzisiejszym świecie pojawienie się gdziekolwiek Chińczyków przyspiesza puls kibicom. W tym jednak przypadku wraz z początkowym, pełnym nadziei oświadczeniem nie poszły w parze kolejne ruchy świadczące o wielkich inwestycjach – sprowadzonego Dante raczej trudno było zaklasyfikować do tej kategorii. Mimo to, z perspektywy czasu, można odnieść wrażenie, że nowi włodarze nie robiąc nic wielkiego…, podjęli świetną decyzję. Zamiast bowiem wywracać cały porządek do góry nogami, na siłę próbując dokonywać rewolucji, zaufali dotychczasowej formule prowadzenia klubu, wprowadzając trochę kosmetyki. Dziś gwarantując stabilność finansową i opierając się na zaufanych ludziach, zaczynają spokojnie zbierać owoce.
Mądra polityka transferowa
Obecnej pozycji drużyny nie byłoby bez prowadzenia mądrej, polityki transferowej. Słowo „konsekwencja”, odmieniane na mnóstwo sposobów, stanowi klucz do zrozumienia działań klubu. W Nicei nic od pewnego czasu nie dzieje bez przyczyny.
Po pierwsze, w zespole nie szasta się wielkimi pieniędzmi, trudno tutaj doszukiwać się ogromnych transferowych sum, a wartość całej drużyny oscyluje wokół 72,5 miliona euro (dane za Transfermarkt.pl), co stanowi mniej więcej tyle, ile dwóch, trzech zawodników PSG.
Po drugie, w klubie dbają o ciągłość swojej polityki, nie reagując pochopnie na ewentualne straty. Doskonale widać to na przykładzie ostatniego okienka. Odejście kluczowych zawodników z poprzedniego sezonu, czyli Hatema Ben Arfy, Jeremy’ego Pieda i Nampalisa Mendy’ego mogło wzbudzić obawy wśród kibiców, lecz działacze zachowali spokój, cierpliwie poszukując kolejnych kandydatów do gry. Tych dzięki przemyślanej strategii znaleziono niebawem.
W miejsce odchodzącego do Southampton Pieda na bok obrony zakontraktowano Dalberta, który zajął miejsce na lewej stronie. Ten ruch pozwolił przesunąć na drugą flankę m.in. Ricardo Pereirę. Sam Brazylijczyk sprowadzony za „grosze”, czyli dwa miliony, okazał się doskonałym strzałem. Według ekspertów dziś jest jednym z najbardziej niedocenianych piłkarzy lidera.
Swoje zrobił też m.in. zakup wspomnianego już Dante. Defensor, mimo swojego wieku, doskonale wpasował się do klubu, m.in. za sprawą Luciena Favre’a. Szkoleniowiec Nicei, znając możliwości obrońcy z czasów Bundesligi, nie bał się powierzyć mu funkcji lidera obrony.
Ponownie zainwestowano również w anonimowych piłkarzy, bo przecież kto z nas tak na dobrą sprawę wiedział o istnieniu takich zawodników jak Wylan Cyprien czy Younes Belhanda? Tymczasem obydwaj są wymieniani dziś jako najlepsze letnie zakupy Nicei obok Mario Balotelliego.
No właśnie, „SuperMario”, ten ruch wzbudził mnóstwo wątpliwości, przyznajemy – sami należeliśmy do sceptyków. Znów jednak okazało się, że piłka nożna uwielbia takich niegrzecznych chłopców jak Włoch. Można na niego psioczyć, narzekać, lecz jednego nie należy odmawiać – „Balo” ma papiery na granie. Gdy tylko mu się chce, potrafi wciągnąć każdego przeciwnika nosem. I tu jest klucz do zrozumienia jego niezłej dyspozycji na francuskich boiskach. Wygląda na to, że póki co tam akurat motywacji mu nie brakuje.
Wiara w młodzież
Świetnie skompletowanego składu nie byłoby bez kilku zdolnych młodzieżowców. Ci zaś stanowią w dużym stopniu o sile drużyny, wszak dziś przynajmniej trójka utalentowanych zawodników to podstawowi piłkarze „Orłów”.
Już w zeszłym sezonie wyróżniającą się postacią w zespole był Vincent Koziello, którego wymieniano jako jednego z najlepszych pomocników całej Ligue 1. Nic dziwnego, że jego osobą latem interesował się Arsenal. W końcu kto jak kto, ale akurat Arsene Wenger zawsze ma chrapkę do młodych, ciekawych piłkarzy z Francji. A Koziello kimś takim niewątpliwie jest. To typ doskonałego playmakera ze świetnymi podaniami i ogromnym zaangażowaniem w pracę dla zespołu.
Wygląda na to, że już wkrótce Francja może zyskać kolejnego wyśmienitego bramkarza. Do drzwi reprezentacji coraz śmielej zaczyna pukać 22-letni bramkarz Nicei, Yoan Cardinale. Jasne, wciąż ma przed sobą kilku mocnych rywali, lecz już w kilku spotkaniach pokazał ogromny potencjał. Jego wielkie możliwości mogliśmy zauważyć np. w trakcie doskonałego spotkania przeciwko Monaco. Jednak nagły skok formy to nie jest coś zaskakującego. Przecież zawodnik ten otrzymał już szansę gry jeszcze w poprzednim sezonie u Claude’a Puela. Dzisiejsza świetna dyspozycja to zaś konsekwencja wcześniejszego, odważnego powierzenia mu zadania.
Najmłodszy z utalentowanej trójki, Malang Sarr, mimo 17 lat już ma na swoim koncie 10 spotkań dla Nicei w Ligue 1, a także wszystkie trzy mecze rozegrane w Lidze Europy. To już zdecydowanie imponujący wyczyn, biorąc pod uwagę, że ten zawodnik jeszcze w czerwcu bronił barw ekipy młodzieżowej. Tymczasem od Favre’a dostał tak duży kredyt zaufania, że do tej pory jego pozycja w wyjściowej jedenastce nie została w jakikolwiek sposób zachwiana. Mimo iż swoją budową ciała nie przypomina silnego obrońcy, nadrabia te braki niezwykłą inteligencją i umiejętnością odczytywania zamiarów rywali. Nie ma wątpliwości, Favre odkrył prawdziwą perełkę i być może czołowego obrońcę na lata.
Doskonały trener, ale też bohater tragiczny
Dotychczasowy dobry wynik lidera Ligue 1 to także w dużym stopniu zasługa Luciena Favre’a. Szwajcar należy do szczególnego grona trenerskich osobowości. To człowiek potrafiący wykręcać doskonałe wyniki. Pokazał to m.in. w Berlinie, prowadząc Herthę, ale przede wszystkim w Borussii Moenchengladbach, z którą zdołał m.in. awansować do Ligi Mistrzów. Nie ma wątpliwości, że podobnym scenariuszem nie pogardziliby również kibice w Nicei. Niestety, tu trafiamy na pewien kamyczek do ogródka Szwajcara, swoisty defekt. Ktoś przecież musiałby w końcu zadać pytanie, dlaczego tak utalentowany szkoleniowiec nie dotarł jeszcze na ławkę prestiżowego klubu? Coś musi być z nim nie tak.
Favre właśnie ma w sobie pewien niebezpieczny feler. Szwajcar to typ człowieka, który nie potrafi panować nad własnym sukcesem. Uświadczono tego m.in. w jego poprzednim miejscu zatrudnienia. Przecież po tym, jak szkoleniowiec najpierw spektakularnie dźwignął zespół przed widmem spadku, a następnie awansował do Ligi Mistrzów, postanowił podać się do dymisji. Zwyczajnie nie wierzył w swoje możliwości, czując strach przed rosnącym wyzwaniem. Chociaż szefostwo Borussii postanowiło zatrzymać trenera, wkrótce jego demony dopadły drużynę, z którą na starcie ligi przegrał pięć spotkań i wkrótce stracił posadę. Podobnie rzecz miała miejsce w Berlinie, gdzie Favre’a pożegnano po sześciu klęskach.
Bo taki właśnie jest Szwajcar. Na swój sposób niezwykły, to nie ulega wątpliwości. Ma wiele interesujących pomysłów, jego zespoły ogląda się naprawdę przyjemnie. Potrafi dopasować taktykę do możliwości piłkarzy. Umie wykrzesać z nich ogromne pokłady umiejętności. Lecz przy tym wszystkim na końcu i tak nie radzi sobie z presją, gubi się we własnych osiągnięciach. To doskonały fachowiec, ale i bohater tragiczny.
Którą twarz Favre’a ujrzymy na koniec? Nie życzymy tego kibicom „Orłów”, lecz prawdopodobnie tragiczną. Zanim to jednak nastąpi, szkoleniowiec ten ma szansę osiągnąć wielkie, historyczne rzeczy z klubem. Mając tak dobrze zbilansowaną kadrę, pełną utalentowanych zawodników, jesteśmy skłonni uwierzyć w kapitalny wynik Nicei na koniec obecnego sezonu.