Czas na drugą część naszego obszernego podsumowania i oceny zakupów, których dokonały w lecie kluby z najwyższej klasy rozgrywkowej angielskiej piłki. Tym razem czas na zespoły, które do 16. kolejki zajmowały miejsca 1-10. Zapraszamy.
Everton
Kibice z niebieskiej części Merseyside z pewnością mogą być zawiedzeni. Raczej nie zaliczymy „The Toffees” do największych rozczarowań tej kampanii na Wyspach, ale z pewnością oczekiwania były wyższe. W zeszłym sezonie o tej porze roku drużyna prowadzona przez Roberto Martineza zajmowała czwarte miejsce w tabeli, kończąc rozgrywki na piątym, a w tym jest na razie na samym dole pierwszej części tabeli. Ale trudno żeby było inaczej, jeśli drużyna w lecie nie została poważnie wzmocniona, a do kalendarza doszły mecze w Lidze Europy, z dalekimi i męczącymi wyprawami jak do Krasnodaru.
Jednym z nowych piłkarzy w kadrze klubu z Goodison Park jest Muhamed Besic, kupiony za 4 miliony funtów z węgierskiego Ferencvarosu. Bośniak już siedem razy wybiegał w pierwszym składzie Evertonu w Premier League, nie zaliczył jednak żadnej bramki czy asysty(ale o to trudniej na pozycji defensywnego pomocnika), ale stworzył swoim kolegom pięć sytuacji bramkowych. Nie jest to zawodnik, który wnosi szczególną jakość do poczynań ofensywnych piątej drużyny ostatniego sezonu, ale też nie taka jego charakterystyka.
Everton dokonał też dwóch bardzo istotnych dla siebie transferów zawodników którzy w zeszłym sezonie także występowali w tej drużynie, mianowicie wykupienia Garetha Barry’ego i Romelu Lukaku. Na obu wydano 31 milionów funtów, z tym, że cała kwota to koszt ściągnięcia Belga(najdroższy transfer w historii klubu), bo Barry był dostępny za darmo. Sensowności zakupu Lukaku z Chelsea chyba nie trzeba nikomu tłumaczyć. A Barry mimo swojego wieku jest ważnym ogniwem środka pola, i choć coraz częściej ma do czynienia z problemami zdrowotnymi, to gdy gra, wnosi jakość szczególnie w elemencie konstruowania akcji i dyscyplinowania kolegów. Razem z Osmanem i Distinem, są łącznikami trenera na placu gry.
Ostatnie dwa zakupy to wypożyczenie Christiana Atsu z Chelsea i zakontraktowanie Samuela Eto’o, który w poprzedniej kampanii występował w klubie z zachodniego Londynu. Reprezentant Ghany to typ szybkiego ofensywnego pomocnika, bazującego głównie na dryblingu, aczkolwiek nie robi to wrażenia na Martinezie, który dał byłemu piłkarzowi Vitesse pograć tylko 166 minut, w których skrzydłowy nie zawojował serc fanów „The Toffees”. Eto’o z kolei okazał się przydatny w momencie, w którym na początku sezonu kłopoty z formą i zdrowiem miał Lukaku. Doświadczony Kameruńczyk trzykrotnie w Premier League trafiał do bramki rywala, co nie jest może powalającym wynikiem, ale trudno mówić o rozczarowaniu z racji wieku byłego snajpera Barcelony.
Niskie w porównaniu z zeszłym sezonem miejsce w tabeli w głównej mierze jest spowodowane brakiem znaczących wzmocnień na rynku transferowym. Jeśli uda się to choć trochę naprawić w styczniu, to być może wraz z wydanymi pieniędzmi wzrośnie lokata zespołu Martineza w lidze.
Swansea City
Zespół, który w połowie zeszłego sezonu zmienił trenera, rezygnując z Laudrupa i zatrudniając Monka, stał się bardziej uniwersalny w sposobie gry. „Łabędzie” nie grają wyłącznie na utrzymanie piłki, potrafią również kontratakować lub bronić się za podwójną gardą, gdy zajdzie taka potrzeba. Przyczyna owej zmiany, poza roszadą na ławce trenerskiej, to roszada w kadrze klubowej. W klubie z Walii zrezygnowano z zawodników jednoznacznych pod względem stylu, jak: Michu, Pozuelo czy Canas. Zawodnicy rzecz jasna świetnie wyszkoleni technicznie, ale niekoniecznie nadążający za wysokim tempem gry na Wyspach i nieradzący sobie z większym wpływem fizyczności w grze w tej części świata (wyjątek to Michu).
Do klubu za darmo przyszli Bafetimi Gomis i Łukasz Fabiański. Ponad 8 milionów funtów kosztowali i Sigurdsson, i Fernandez. Połowę tej kwoty wydano na Jeffersona Montero oraz wypożyczono za darmo Toma Carrolla z Tottenhamu. Każde wzmocnienie zostało starannie zaplanowane i każde pokrywa miejsce piłkarza z tej samej pozycji, który wcześniej opuścił klub.
Michu odszedł? Proszę bardzo, w jego miejsce wskakuje Gomis. Nie ma już Pablo Hernandeza? Ale jest Montero. Chico uciekł do Kataru? Spokojnie, mamy Fernandeza z Napoli. Dla Vorma było już za ciasno na Liberty Stadium, więc udało się przekonać Fabiańskiego do transferu. Swansea nie jest potentatem ani finansowym, ani sportowym, dlatego każdy funt musi być trafnie wydawany, nie ma miejsca na pomyłki. Ale problemy też są. Montero gra trochę jak typowy jeździec bez głowy, zazwyczaj przegrywając rywalizację z Wayne’em Routledge’em i Nathanem Dyerem. Gomis po pół roku w Walii, która nie należy do najbardziej nasłonecznionych miejsc na świecie, daje powoli do zrozumienia, że ma dość, nie tylko ze względu na to, że nie gra w pierwszym zespole tak często jakby chciał, ale głównie ze względów kulturowych.
Transfery na plus to Fernandez, który stworzył dość pewny duet stoperów z Williamsem, i o ile Napoli nie może być zadowolone ze swojego zakupu ze Swansea (Michu), o tyle Walijczycy mogą się cieszyć ze swojego łowu w tej transakcji. Fabiański to czwarty najlepiej punktujący bramkarz w Fantasy Premier League, czym sprawia, że o Vormie nikt nie pamięta. Sigurdsson i Ki kupiony z Sunderlandu gwarantują świetną jakość w środku pola. Ki Sung Yueng wykonuje na mecz grubo ponad 50 podań, wykreował 13 sytuacji podbramkowych kolegom i zdobył trzy gole. Ustawiany bliżej bramki rywala Sigurdsson zalicza fantastyczny powrót na Liberty, na którym grał już, gdy trenerem był Brendan Rodgers. Islandczyk zaliczył w tej kampanii osiem asyst, głównie dzięki temu, że dysponuje kapitalnym prostopadłym podaniem.
Wzmocnienia „Łabędzi” w kontekście kręgosłupa drużyny są bardzo udane oraz konkretne. Sytuacja jest nieco gorsza w kontekście choćby lewej obrony (tylko Neil Taylor0) i skrzydłowych i wydaje się, że wszelkie wzmocnienia powinny być skupione właśnie na te pozycje.
Newcastle United
W drużynie z przemysłowego miasta nad rzeką Tyne udało się skutecznie załatać dziury po odejściu kilku istotnych piłkarzy (m.in. bocznego obrońcy Mathieu Debuchy’ego do Arsenalu Londyn, stopera Mapou Yanga-Mbiwy do AS Roma oraz ofensywnego pomocnika/napastnika Hatema Ben-Arfy do Hull City). Na prawej stronie defensywy bardzo dobrze radzi sobie kupiony za 5 mln funtów z Feyenoordu Rotterdam reprezentant Holandii Daryl Janmaat. Początek sezonu w wykonaniu brązowego medalisty MŚ był mało przekonujący, ale szybko udało mu się przystosować do warunków gry w Premier League. Coraz częściej uczestniczy w akcjach ofensywnych zespołu „Srok” (zaliczył już trzy asysty i jedną bramkę), a w defensywie gra zdecydowanie i jest przy tym bardzo skuteczny (średnio trzy odbiory i dwa przechwyty w każdym meczu).
W środku pola pewne miejsce ma waleczny i zawsze dużo biegający defensywny pomocnik pozyskany z Sunderlandu, Jack Colback. Rudowłosy piłkarz potrafi jednak od czasu do czasu skutecznie włączyć się do akcji ofensywnej i zaskoczyć przeciwnika strzałem z dystansu, dlatego jego bezgotówkowy transfer można uznać za prawdziwy majstersztyk. Podobnie zresztą jak transfer Ayoze Pereza, którego udało się wyciągnąć z drugoligowej Teneryfy za ok. 2 mln. 21-letni Hiszpan w ostatnim czasie spisuje się znakomicie, prezentując niemal wszystkie swoje walory – niezłe przyspieszenie, świetną technikę użytkową, dobry drybling oraz umiejętność skutecznego wykończenia akcji. Wydaje się, że w Newcastle zrobią na tym transferze bardzo dobry interes. Francuską kolonię na St. James’ Park uzupełnili natomiast Remy Cabella (za 8,8 mln z Montpellier) oraz Emmanuel Riviere (ok. 5,5 mln z AS Monaco). Szczególnie ten pierwszy ma duży potencjał, aby zostać gwiazdą europejskiego formatu, ale brakuje mu jeszcze powtarzalności i umiejętności właściwej współpracy z kolegami z drużyny. Riviere, podobnie jak kupiony za ponad 7 mln z Ajaksu Amsterdam Siem de Jong nie odgrywają w zespole Alana Pardew znaczącej roli – są wyłącznie rezerwowymi.
Kibice „Srok” mieli nadzieję, że pozyskanie Holendra okaże się strzałem w dziesiątkę, a jak na razie jest to transferowy niewypał (podobnie jak wypożyczony z Szachtara Brazylijczyk Facundo Fereyra). Niemniej wraz z upływającą w rzece Tyne wodą poziom prezentowany przez większość zakontraktowanych latem piłkarzy, grających obecnie w podstawowym składzie, stale się podnosił, a co za tym idzie – diametralnej poprawie uległy wyniki NUFC. Wydaje się zatem, że Pardew ma naprawdę dobrą rękę do transferów – w końcu to on sprowadził na St. James’ Park takich zawodników, jak: Mathieu Debuchy, Moussa Sissoko czy Papiss Cisse.
Tottenham Hotspur
Trudno określić, czy transfery Spurs były skuteczne. Po szóstym miejscu w poprzednim sezonie apetyty były wyższe, ale to na White Hart Lane słychać co roku, więc trzeba brać z przymrużeniem oka. Obecnie jest miejsce siódme, jednak do trzeciego miejsca brakuje siedmiu oczek, co nie jest dystansem nie do odrobienia. „Koguty” nadal nie są potęgą ofensywną, a to miało być główne zadanie nowego szkoleniowca. Przede wszystkim jednak Pochettino nie wyleczył odwiecznej bolączki stołecznej ekipy, czyli równej formy. Tottenham to zmora bukmacherów, nigdy bowiem nie można być pewnym, jak ten zespół rozegra konkretny mecz. Argentyńskiemu szkoleniowcowi udało się odkurzyć m.in. Erica Lamelę, a równie chętnie stawia na młodych zawodników, z mniejszymi nazwiskami. Nie boi się niczego, a jego praca z czasem powinna przynosić pożądane efekty.
Przed sezonem klub opuściło kilku zawodników, którzy nie radzili sobie najlepiej w ekipie „Kogutów”. Na wypożyczenie do Hamburga poszedł Lewis Holtby, do Hull City odeszli Jake Livermore i Michael Dawson, a z pewnością dobry interes Tottenham zrobił na sprzedaży Sandro, który ostatni sezon w zespole „Kogutów” miał bardzo słaby. Choć Brazylijczyk kapitalnie zaczynał swoją przygodę w Premier League, teraz nie widać nic z cech, którymi tak zachwycali się w Londynie.
A teraz rzecz najciekawsza. Gylfi Sigurdsson po średnim poprzednim sezonie zdecydował się przejść do Swansea. W stolicy Anglii z pewnością mógł się czuć niedoceniany, jednak gdy tylko dostał wolną rękę w barwach walijskiej ekipy, od razu odżył. Islandczyk imponuje przede wszystkim doskonałymi podaniami, po których koledzy strzelili już osiem goli. Przykład 25-latka można z pewnością opisać po stronie strat. Po mistrzostwach świata „Koguty” zakontraktowały jedno z odkryć mundialu, De Andre Yedlina, który dołączy do angielskiej ekipy dopiero w najbliższych dniach. Obrońca, imponujący niesamowitą szybkością, z pewnością wzmocni defensywę Mauricio Pochettino, jednak czy się przebije? Czas pokaże.
Najmocniej została wzmocniona linia defensywna, dołączyli Eric Dier ze Sportingu i Federico Fazio z hiszpańskiej Sevilli. Wydawało się, że poważniejszym transferem było ściągnięcie Argentyńczyka, który w poprzednim sezonie mógł cieszyć się ze zdobycia pucharu za zwycięstwo w Lidze Europy. Potężny stoper nie spełnia jednak do końca oczekiwań i choć jego postura odpowiada angielskiej piłce, zdecydowanie jest do tyłu pod względem technicznym. Dier z kolei to melodia przyszłości. Dość głośnym transferem było też przybycie Michaela Vorma. Były golkiper Swansea był w swoim klubie prawdziwym liderem, jednak wdepnął na minę. Pewne było, że nie wygryzie z bramki Hugo Llorisa, jednak zdecydował się tam przejść. Dostał w tym sezonie „aż” cztery szanse i choć spisał się dobrze, nic to nie daje. Co z tego, że Tottenham ma teraz jednego z najlepszych rezerwowych bramkarzy, skoro dla samego zawodnika to nie krok w tył, ale wręcz sprint przeciwny do kierunku rozwoju.
Dość dużo w północno-wschodnim Londynie obiecywali sobie po Benjaminie Stamboulim, który dołączył latem z Montpellier. Francuski pomocnik jednak nie przeskoczył dobrze ligowego poziomu, a prawdziwe szanse dostaje jedynie w Lidze Europy. To troszeczkę mało, szczególnie jak na zawodnika, który ciągle się rozwija. Ostatnim transferem było pozyskanie Bena Daviesa. Walijczyk jednak nie zdołał przenieść swojej gry do Londynu i raczej jego zmiany klubu nie można nazwać trafnym (jak na razie).
Tottenham raczej nie przeprowadził spektakularnych transferów, poza zmianą szkoleniowca. Na razie trudno oceniać kadrowe ruchy, bo żaden z nowych zawodników nie zdołał jeszcze wybić się poza poziom Tottenhamu, ale zawodnicy potrzebują na to czasu.
Arsenal
Uwaga, szokujące ogłoszenie – Arsenal od dwóch lat jest poważnym graczem na rynku transferowym. Choć nadal brakuje środkowych obrońców czy defensywnego pomocnika, kibice „Kanonierów” nie muszą chować głowy w piasek podczas transferowych okienek. Latem tak naprawdę nastąpiły dwie straty. Po pierwsze odszedł Łukasz Fabiański, który w Swansea co rusz udowadnia Wengerowi, jak wiele tracił, nie dając mu szans gry. Zastąpił go z kolei David Ospina, który zaliczył na razie tylko dwa występy i doznał kontuzji. Nadal pewniakiem pozostaje Wojtek Szczęsny.
Drugim był Bacary Sagna, który wybrał pieniądze szejków w Manchesterze City. Choć Francuz nigdy nie był uważany za całkowitego gwiazdora, to zapewniał solidną i dość pewną grę na prawej obronie. Zamiast niego doszło dwóch piłkarzy na tę pozycję. Mathieu Debuchy kapitalnie wprowadził się do ekipy „Kanonierów” i od początku wskoczył do pierwszego składu. Po kilku naprawdę bardzo dobrych występach dopadł go „wirus Arsenalu”, czyli doznał kontuzji. Niedawno wrócił i udowodnił, że potrafi również zagrać świetnie na stoperze, co w przypadku ekipy z Emirates Stadium jest bardzo istotne. Francuz miał zastąpić swojego rodaka, ale sam wypadł ze składu, a za niego wszedł Calum Chambers. Młody obrońca przyszedł z Southampton za 17 mln funtów i od razu pokazał się z doskonałej strony. Wobec dalekich od oczekiwań postaw Pera Mertesackera czy Nacho Monreala, to właśnie 19-latek wyrósł na najlepszego defensora w talii Wengera. Mimo bardzo nikłego doświadczenia grał bardzo pewnie i dojrzale, zarówno na prawej stronie obrony, jak i okazyjnie w środku. Napędzał akcje ofensywne i choć zdarzyło mu się kilka błędów, jego grę z pewnością można ocenić bardzo pozytywnie.
W końcu Oliver Giroud dostał konkurenta z prawdziwego zdarzenia. Francuz jeszcze w sierpniu złamał nogę, ale na szczęście w ostatnim dniu transferowego okienka Arsene Wenger rzutem na taśmę zdołał zakontraktować Danny’ego Welbecka. Choć 24-latek nie imponuje skutecznością, bo sześć goli i cztery asysty w 20 spotkaniach nie powalają, patrząc na to, że jest snajperem, z pewnością kibice „The Gunners” nie powinni na niego narzekać. Kapitalnie załatał dziurę z przodu, doskonale walczy i przepycha się z przodu, co przy grze na jednego napastnika jest bardzo istotne. Przez cały swój czas spędzony na boisku ciężko pracuje, robiąc miejsce kolegom, a także samemu tworząc sytuacje. Kilkukrotnie po faulach na nim dyktowano rzuty karne dla Arsenalu, a sam pozostawiał po sobie dobre wrażenie. A po powrocie Giroud okazało się, że wcale nie jest niemożliwe, aby grali obydwoje, i to z dobrym skutkiem.
Na koniec główny punkt programu. 37,40 mln funtów wydane przez Wengera na jednego zawodnika wydaje się absurdem, ale jednak. Po wydaniu fortuny na Mesuta Oezila poprzedniego lata teraz Francuz zrobił jeszcze lepszy interes. Pozyskanie Alexisa Sancheza okazało się jednym z najlepszych transferów Arsenalu w ostatnich latach. Chilijczyk od razu zaczął się spłacać, praktycznie w każdym meczu był najlepszym zawodnikiem na boisku. Strzela, asystuje, walczy. Robi wszystko, co trzeba. Reprezentant Chile okazał się graczem praktycznie kompletnym. Jego niesamowita ambicja powala i z pewnością daje ogromną jakość drużynie „Kanonierów”. Najbardziej udany transfer w Premier League? Mierzyć się z nim może tylko Chelsea Londyn z pozyskaniem Cesca Farbegasa. Łącznie Chilijczyk rozegrał w tym sezonie 24 spotkania, w których zdobył 14 goli i zaliczył sześć asyst. Zawodnik z marszu stał się ulubieńcem kibiców.
Arsenal o dziwo przeprowadził bardzo przemyślane i słuszne transfery. Wszystko wyglądałoby fajnie, gdyby nie fakt, że nowi zawodnicy grają naprawdę dobrze, jednak reszta zespołu całkowicie zatraciła formę. Zimą władze klubu z Emirates muszą koniecznie skupić się na poszukiwaniach defensywnego pomocnika i dodatkowego środkowego obrońcy. To praktycznie jedyne pozycje, które są koniecznie do wypełnienia.
Southampton
Tadic, Pelle, Bertrand, Long, Forster, Gardos, Alderweireld i Mane. Ci piłkarze w mniejszym lub w większym stopniu sprawili, że po wielkiej wyprzedaży latem tego roku klub nadal znajduje się w czubie tabeli. Oczywiście, jest to również zasługa nowego szkoleniowca, Ronalda Koemana, ale tutaj nie o trenerach, lecz o transferach. Klub na czysto zarobił 40 milionów funtów, a stracił takich piłkarzy, jak: Lallana, Shaw, Chambers czy Lovren. Dużo o nowych nabytkach mówi fakt, iż w obecnej chwili „Święci” zajmują wyższą lokatę niż w zeszłym sezonie o analogicznej porze.
Zmianą, która była widzimisię Koemana, była przede wszystkim zmiana golkipera. Boruc, jeden z lepszych zawodników klubu z St. Marys z zeszłego sezonu, musiał sobie szukać nowego klubu, bo holenderski szkoleniowiec zwyczajnie chciał postawić na kogoś nowego między słupkami, i padło na Forstera, rywala Harta w reprezentacji Anglii. Anglik jest bardzo pewnym punktem drużyny od początku sezonu i mimo że Boruc to Polak, i dlatego go zwyczajnie szkoda, to nie można stwierdzić, aby zmiana wyszła na niekorzyść drużyny, bo ta jest przecież najważniejsza.
Bertrand i Alderwiereld zajęli w defensywie odpowiednio miejsca Shawa i Lovrena. Obaj są piłkarzami wypożyczonymi z macierzystych klubów. Bertrand świetnie podłącza się do akcji ofensywnych, dzięki czemu ma nawet zdobycze bramkowe, gorzej zaś u niego z grą defensywną, często traci koncentrację. Alderweireld okazuje się fantastycznym pomysłem Koemana. Rodak trenera jest zaporą nie do przejścia i gdy patrzy się na to, co na Anfield wyczynia Dejan Lovren, to wydaje się, że „Święci” zrobili świetny deal. W ostatnim meczu z Palace stoper wypożyczony z Atletico Madryt wpisał się na listę strzelców, pokazując zarazem, że warto, aby Southampton go zatrzymało w swoich szeregach. Gardos na razie jest rezerwowym, za trudno się przebić przez świetnie uzupełniający się duet Fonte – Alderweireld.
Mane nie u wszystkich kibiców Southampton kojarzy się pozytywnie, ale nie można zaprzeczyć, że miał swoje dobre mecze, chociażby pamiętne 8:0 z Sunderlandem. Dla jego krytyków dobrą wiadomością może być wypożyczenie Elii, do którego ma dojść w styczniu. Graziano Pelle i Dusan Tadic – wiadomo, o co chodzi. Nowe motory napędowe drużyny z południa Anglii. Tadić asystuje, Pelle strzela, klasyczny układ i oczywisty dla kibiców klubu. Ale trzeba też zwrócić uwagę na to, że ostatnio nieco obniżyli swoje wysokie loty. Long nie zawsze gra w pierwszym składzie. Kupiony za 15 milionów funtów wydawał się lekko przeceniony, ale zapewnia „Świętym” bardzo ciekawą elastyczność taktyczną i płynne przechodzenie z 4-5-1 na 4-4-2 przy niekorzystnym wyniku, choć zwykle jest rozpisywany przez realizatorów jako boczny pomocnik.
Kluczem dla Southampton jest…. zatrzymanie obecnych piłkarzy. Ponowny rozbiór mógłby być dla drużyny zabójczy, bo nie zawsze się trafia z transferami. Jeśli uda się ściągnąć Elię i dodatkowego wartościowego piłkarza, to piłkarze z St. Marys mogą spróbować wykorzystać słabość niektórych gigantów w tej kampanii i wskoczyć do europejskich pucharów. Problemem może być jednak wąska kadra.
West Ham United
Ileż było narzekania. Ileż było gwizdów. I domagania się dymisji Allardyce’a. Pod koniec zeszłego sezonu Anglik dostał ultimatum – zostanie na posadzie trenera, ale ma obowiązek zmienić styl gry. Big Sam nie miał więc wyboru. Ale wiedział, że kluczem do zmiany stylu gry są dobre transfery, bo z kadrą, jaką dysponował pod koniec sezonu 2013/2014, nie mógł sobie pozwolić na grę przyjemną dla oka. Dlatego latem ściągnięto Cresswella, Valencię, Zarate, Kouyate, Sakho i Jenkinsona.
Cresswell został kupiony z Ipswich Town za nieco ponad 4 miliony funtów. Jak na razie spisuje się tak dobrze, że jest jednym z najlepszych na swojej pozycji w całej lidze. Jego dynamiczne wejścia do linii ataku w drugie tempo zaowocowały nawet bramką, którą Anglik strzelił w starciu z Newcastle. Ściągnięto też obrońcę na drugą stronę boku obrony, Carla Jenkinsona. Anglik sam mówił, że męczył się na ławce w Arsenalu i chciał zacząć grać, nawet kosztem przeniesienia do gorszej drużyny. Jenkinson nie jest tak efektowny jak Cresswell, ale na pewno jest efektywny. W dodatku ma mierną konkurencję. A i sam musi być z siebie bardzo zadowolony, bo z ławki Arsenalu przeniósł się do ekipy, która jest w tym momencie wyżej w tabeli od zespołu Wengera.
Kouyate czasem gra w obronie, czasem na pozycji defensywnego pomocnika. Nie jest typem gracza finezyjnego, nie ma w nim piłkarskiego piękna, ale jest zadaniowcem, wykonuje wytyczne Allardyce z chirurgiczną precyzją. Przypomina nieco ulepszonego Johna Obiego Mikela. Zarate imponował na skrzydle dynamiką, zwodem i dobrym uderzeniem, dopóki nie został kontuzjowany. Była gwiazda Lazio i argentyńskiego Velez dobrze rokuje i WHU będzie miał z niego pożytek, gdy ten się wyleczy (najprawdopodobniej powrócą wtedy do ustawienia z bocznymi pomocnikami i zrezygnują z obecnego diamentu). Valencia i Sakho z kolei robią niebagatelny użytek ze świetnej formy Stewarta Downinga. Anglik jest na gazie w obecnej kampanii i obaj nowi snajperzy plus Andy Carroll nie omieszkają się wykorzystywać jego dogrania. Sakho został ściągnięty z drugiej ligi francuskiej, więc tym większe brawa dla skautów WHU. Valencia z kolei to gwiazda Ekwadoru z MŚ 2014. Kluczowe dla środka pola okazało się wypożyczenie z Barcelony Aleksa Songa. Były piłkarz Arsenalu udowadnia, że mimo iż kariera w Hiszpanii nie potoczyła się po jego myśli, to w Anglii nadal czuje się jak ryba w wodzie. Kameruńczyk jest wraz z Noble’em głównym konstruktorem akcji WHU, odpowiada za dystrybucję piłki, ale ma również wiele zadań defensywnych. Gra jak za najlepszych lat w Arsenalu, gdy wielokrotnie asystował przy golach RVP.
Jedyną bolączką Allardyce’a może być to, że Song jest tylko na wypożyczeniu. Widząc taką, a nie inną postawę tego masywnego pomocnika, Barcelona może chcieć go z powrotem lub inne, większe od WHU kluby zgłoszą się po reprezentanta Kamerunu. Trudno też będzie klubowi z Upton Park utrzymać wszystkich wyżej wymienionych piłkarzy. Z racji tego, że daleko mu do rządzenia w BPL, piłkarze mogą nie oprzeć się pokusie transferu do większego zespołu, a wtedy klub ze wschodniego Londynu wróci w miejsce z poprzedniego sezonu…
Manchester United
Przed startem kampanii 2014/2015 na Old Trafford postanowiono znacząco wzmocnić zespół, który za kadencji Davida Moyesa bił kolejne niechlubne rekordy klubowe i zakończył sezon na zawstydzającym siódmym miejscu. Amerykańscy właściciele w letnim oknie transferowym nie skąpili gotówki na nowych piłkarzy, którzy mieli pod wodzą nowego menedżera Louisa van Gaala odbudować nadszarpniętą ostatnio potęgę klubu z Manchesteru. Na sześciu nowych zawodników wydano nieco ponad 170 (!) mln funtów, z czego ponad 66 na samego Angela di Marię. Były skrzydłowy Realu Madryt z pewnością wart jest tak ogromnych pieniędzy, ponieważ dzięki swojej fantastycznej technice i szybkości oraz umiejętności niezwykle precyzyjnego dogrania piłki partnerom podniesie poziom nie tylko MU, ale także całej Premier League. Argentyńczyk, uważany za jednego z najlepszych „asystentów” na świecie, już zaczął się spłacać – w 11 dotychczas rozegranych spotkaniach zaliczył trzy gole i sześć decydujących podań, nie licząc pozostałych korzyści dla zespołu „Czerwonych Diabłów” płynących z jego obecności na boisku (m.in. wywalczone rzuty karne i wolne, kartki dla przeciwników czy dośrodkowania z piłki stojącej).
Warto w tym miejscu zaznaczyć, że spośród wszystkich piłkarzy zakontraktowanych latem na Old Trafford jest jedynym zawodnikiem pewnym miejsca w wyjściowej jedenastce. Pozostali nowo pozyskani futboliści niemal w komplecie leczą aktualnie kontuzje, ale nawet kiedy są zdrowi, często siadają tylko na ławce rezerwowych. Nie od dziś wiadomo, że van Gaal nie przywiązuje większej wagi do wartości rynkowej i marketingowej zawodników, ale ocenia ich pod kątem przydatności do zespołu w konkretnym ustawieniu taktycznym. Dlatego też rzadko zdarza się, aby partnerem van Persiego w linii ataku był znakomity przecież i niezwykle wszechstronny Kolumbijczyk Radamel Falcao, który formalnie jest tylko wypożyczony do MU z francuskiego AS Monaco. Pewnymi miejsca w wyjściowym składzie nie mogą być także Ander Herrera (31 mln funtów, z Athleticu Bilbao), Daley Blind (15 mln, z Ajaksu Amsterdam) czy Luke Shaw (33 mln, z Southampton), chociaż istnieje duże prawdopodobieństwo (graniczące niemalże z pewnością), że żaden z nich nie zaniżyłby poziomu prezentowanego obecnie przez MU.
Wydaje się jednak, że LVG znalazł już optymalną taktykę (1-5-3-2), którą obecni wykonawcy realizują naprawdę nieźle. Dlatego też wyżej wymienionej trójce nie będzie łatwo od razu wskoczyć do wyjściowej jedenastki. Delikatną przewagę nad konkurentami ma jedynie Blind, który jest piłkarzem na tyle wszechstronnym i uniwersalnym, że może obsadzić kilka pozycji w preferowanej przez holenderskiego menedżera taktyce. Największe problemy zespół z czerwonej części Manchesteru ma nadal z defensywą i nie rozwiązał go nawet transfer wicemistrza świata lewonożnego Marcosa Rojo (17 mln, ze Sportingu Lizbona). Kwestią priorytetową będzie zatem pozyskanie w dwóch najbliższych okienkach transferowych co najmniej jednego klasowego stopera. Wśród potencjalnych kandydatów do gry na środku obrony w MU wymienia się m.in. Matsa Hummelsa i Diego Godina.
Kłopot z obsadą boków defensywy miał zostać rozwiązany wraz z pozyskaniem wspomnianego już Blinda i niezwykle utalentowanego 19-latka, Luke’a Shawa (niepotrafiącego się jeszcze odnaleźć w nowej piłkarskiej rzeczywistości na Old Trafford), ale znakomitym rozwiązaniem okazało się przesunięcie do tyłu skrzydłowych: Antonio Valencii i Ashleya Younga, dlatego młody reprezentant Anglii gra bardzo niewiele. O prawdziwej wartości nowych nabytków zespołu z Old Trafford przekonamy się dopiero za kilka miesięcy, kiedy to dojdzie do decydujących rozstrzygnięć w Premier League i FA Cup. Nie zmienia to jednak faktu, że zakupieni przez van Gaala piłkarze są w przeważającej większości młodzi i żądni sukcesów, a do tego już doświadczeni (także na arenie międzynarodowej), dlatego w przyszłości ukochany klub sir Aleksa Fergusona może mieć z nich naprawdę spory pożytek.
Manchester City
W ostatnich latach klub z Etihad Stadium przyzwyczaił nas do swojej roli, jednego z głównych rozgrywających na światowym rynku transferowym. Tym razem było nieco inaczej, choć też nie można powiedzieć, aby klub pod tym względem cofnął się na chwilę, do czasów w których nie było w Manchesterze szejka Mansoura. Więcej zawodników opuściło klub, niż do niego zawitało. Z list płac skreślono takich graczy, jak: Jack Rodwell, Joleon Lescott, Micah Richards, Javi Garcia czy Costel Pantilimon. O żadnym z nich nie można powiedzieć, aby był znaczącą postacią w marszu po tytuł za pierwszej kadencji Pellegriniego.
O dziwo (głównie ze względu na Financial Fair Play) na liście nabytków są transfery bezgotówkowe. Takimi są Frank Lampard oraz Bacary Sagna. Były piłkarz Chelsea jest tylko wypożyczony z New York Red Bulls. Ale w nowym otoczeniu „Lamps” spisuje się tak dobrze, że w Manchesterze zastanawiają się, czy nie próbować przedłużyć wypożyczenia środkowego pomocnika. Lampard oczywiście nie gra w pierwszym składzie, ale okazał się bardzo przydatny w obliczu plagi kontuzji, która dotknęła napastników tego zespołu (Aguero, Dzeko, Jovetić), i często wchodzi na pozycję wysuniętego środkowego pomocnika. Nie ma już tej dynamiki co kiedyś, ale jest opanowany, emanuje doświadczeniem i precyzją, co pokazał chociażby na St. Mary’s, gdy zdobył bramkę dla „The Citizens”.
Sagna też nic nie kosztował, ale Francuza skusiła wysoka tygodniówka, znacznie wyższa niż to, co otrzymywał w Arsenalu. Sęk w tym, że Francuz obecnie nie gra w pierwszym składzie, tak jak to miało miejsce w zespole Wengera. Tam był absolutnie podstawowym zawodnikiem, świetnie współpracował chociażby ze swoim rodakiem, Olivierem Giroud, któremu nie raz i nie dwa celnie wrzucał piłkę na głowę. Po przeprowadzce na północ kraju jest tylko dublerem na swojej pozycji, gdyż nie ma prawa wygrać rywalizacji z Pablo Zabaletą. Sagna to klasowy prawy defensor, ale Argentyńczyk jest jeszcze lepszy. Wystarczy wspomnieć ostatni mecz City z Crystal Palace, gdy został wybrany na piłkarza meczu. Ale Pellegrini na pewno nie narzeka na fakt, iż ma takiego rezerwowego.
Wzmocnienia gotówkowe to Fernando, Mangala i Caballero. Caballero mimo występów na początku sezonu (chociażby w meczu o Tarczę Dobroczynności) nie wygrał rywalizacji z Joe Hartem, a to przecież ulubieniec Pellegriniego. To tylko dobrze świadczy o umiejętnościach Harta. Fernando na początku zaliczał spektakularne pomyłki, szczególnie przy wyprowadzaniu piłki z własnej połowy, co jest jego sztandarowym obowiązkiem. Daleko mu jeszcze do dyspozycji z FC Porto, ale powoli zmierza w dobrym kierunku. Mangala to najdroższy zakup z tej trójki (35 milionów funtów) i niezbyt pewny stoper. Ale podobne problemy miał na początku zeszłego sezonu Martin Demichelis, z przyswojeniem tempa panującego na angielskich boiskach. Mangala to utalentowany piłkarz, z niezłą techniką jak na obrońcę, i tak jak Fernando, z czasem powinien się rozkręcić.
City nie szalało w czasie lata, głównie ze względu na topór, jaki nad nimi wisiał w postaci Financial Fair Play. Dlatego zakupy, których dokonano, trzeba nazwać raczej jako uzupełnienia kadry. Dowodem jest skład, jakim wybiegają co tydzień, aby zmagać się w BPL z kolejnymi rywalami. Próżno tam szukać piłkarzy z letniego zaciągu…
Chelsea Londyn
Po trzecim miejscu na mecie poprzedniej kampanii i półfinale Ligi Mistrzów szatnię klubu ze Stamford Brigde spotkało lokalne tornado, które porządnie przewietrzyło skład i atmosferę ludzi do niej należących. Największy plus to oddanie Davida Luiza do PSG za 50 mln funtów. Interes życia Mourinho. Gdyby ta transakcja była zwlekana do czasu mundialu, to paryżanie na pewno by tyle nie zapłacili. Udało się też pozbyć krnąbrnych napastników w osobach Eto’o, Ba i Torresa. Dodatkowo odeszli zaawansowani wiekowo Lampard i Cole, zrezygnowano definitywnie z Lukaku, wypożyczono Marina, Mosesa i van Ginkela.
Cała trójka napastników to nowy zaciąg. Diego Costy nie trzeba zbytnio opisywać, wszyscy wiedzą co i jak, a jeśli nie, to zapraszamy do tabeli z listą najlepszych strzelców tego sezonu. Remy po nieudanych testach medycznych na Anfield został kupiony przez „The Blues” i niejako potwierdza się to, że nie jest w 100% zdolny do gry, bo co jakiś czas łapią go kontuzję. Dzięki temu na stałe z trzeciego na drugiego napastnika awansował Didier Drogba. Bohater monachijskiego finału z 2012 roku, jeden z najlepszych napastników w historii Premier League, pewnie zakończy karierę w barwach Chelsea, zgodnie z życzeniem wielu fanów tego zespołu.
Felipe Luis ciągle nie znajduje miejsca w pierwszym składzie ekipy Mourinho, ale to głównie dlatego, że Azpilicueta gra tam fenomenalnie. Fabregas to obecnie chyba najlepszy rozgrywający ligi. Po powrocie do Anglii nabrał znów wigoru, którego mu brakowało w Barcelonie, widać wyspiarski klimat bardziej sprzyja mu do gry, a Arsene Wenger może sobie pluć w brodę, że nie skorzystał z sytuacji. Kourt Zouma to jeden z najbardziej utalentowanych piłkarzy młodego pokolenia w Francji, materiał na świetnego stopera w przyszłości i dobrze, że w takim wieku trafił pod skrzydła Mourinho. Courtois gwarantuje kontynuację najwyższego światowego poziomu w bramce Chelsea, a Cech w tym wypadku najwyższej światowej klasy ławkę pod względem tej pozycji.
O ile w wypadku Manchesteru City obecna pozycja w lidze to w głównej mierze efekt stabilizacji składu, o tyle w przypadku Chelsea jest to efekt znakomitej terapii Mourinho. Portugalczyk wiedział, gdzie w drużynie nie ma wystarczającej jakości, aby zdobyć tytuł, i jego działania na rynku transferowym zapewniły uzupełnienie tych luk. Nowe wzmocnienia to nowy kręgosłup drużyny, który może ją poprowadzić do czwartego tytułu mistrzowskiego za kadencji Romana Abramowicza.