Początek listopada to czas, kiedy szczególnie wspominamy naszych bliskich. Również świat piłki nożnej odczuwa brak wielkich osobowości, które się w nim pojawiły. Dotyczy to zwłaszcza śmierci, których być nie powinno. Warto pamiętać też o tych, którzy nie powinni byli umrzeć, a oddali życie, robiąc to, co najbardziej kochali – grając w piłkę.
Wszystko toczyło się normalnym tempem, rozgrywano kolejne serie spotkań w lidze portugalskiej. 25 stycznia 2004 roku wydawał się być dniem, jak każdy inny. Nikt w najgorszych przypuszczeniach nie dopuszczał do siebie myśli, że zostanie on zapamiętany jako tragedia. Tego dnia Vitoria Guimaraes w walce o ligowe punkty gościła Benfikę Lizbona. W drugiej połowie na boisku pojawił się węgierski napastnik Miklos Feher. Rozegrał dobre zawody i asystował przy bramce ustalającej zwycięski dla jego klubu wynik. Za przedłużanie gry sędzia ukarał go żółtą kartką, co zawodnik odwzajemnił mu uśmiechem. Ten uśmiech okazał się być jednak ostatnim w jego życiu. Chwilę później bezwładnie upadł na murawę. Z pomocą pospieszył mu Tomislav Sokota, a potem klubowi lekarze. U piłkarzy dały o sobie znać emocje. Kilku z nich płakało, patrząc na rozpaczliwą walkę medyków o jego życie. „Mikiego” jednak nie udało się ocalić, co odbiło się szerokim echem w całej Europie. Na jego cześć jego ostatni klub zastrzegł dla niego numer z którym grał – 29. W Benfice już nikt nigdy z nim nie zagra.
Podobny szok miał miejsce nieco ponad pół roku wcześniej we Francji. Kraj ten gościł wtedy poszczególnych mistrzów kontynentów i świata, organizując Puchar Konfederacji. 26 czerwca w Lyonie odbywał się półfinał tej imprezy, w którym wzięły udział reprezentacje Kolumbii i Kamerunu. Szczególną motywację do dobrej gry spośród graczy z Afryki miał Marc-Vivien Foe, który biegał po murawie stadionu klubu, którego przez dwa był zawodnikiem. W pewnym momencie czempion Afryki zasłabł. Natychmiast udzielono mu pomocy ambulatoryjnej i przewieziono do szpitala. Uporczywa walka francuskich lekarzy z przeznaczeniem trwała dwa dni. 28 czerwca 2003 stwierdzono zgon Marka-Viviena Foe. Został on również upamiętniony przez klub, którym ówcześnie występował – Manchester City. Od tamtego czasu nikt nie wybiegł na boisku z numerem 23 w „The Citizens”.
Pech dopadł również kibiców Dinama Bukareszt. Wielkie nadzieje wiązali oni ze znakomicie zapowiadającym się pomocnikiem, jakim bezapelacyjnie był Catalin Hildan. Z czasem stał się jednym z liderów zespołu ze stolicy Rumunii. Jego świetna postawa na boisku sprawiła, że cieszył się autorytetem kolegów z drużyny, a jego uczyniło kapitanem zespołu. 5 października 2000 roku jego zespół mierzył się towarzysko z Oltenitą. Tragiczna dla Dinama okazała się 74. minuta. Hildan doznał zawału serca i padł na murawę, na której niedługo później zmarł. W Bukareszcie zadbano o uczczenie jego pamięci. Od tamtego momentu północną trybunę nazwano Trybuną Catalina Hildana, a fani nadali mu przydomek „Jedyny kapitan”.
Wschód też stracił
Początek kariery Serhija Perchuna do najłatwiejszych nie należał. Nie umiał wywalczyć sobie miejsca w podstawowym składzie Dnipra Dniepropietrowsk ani Sheriffa Tiraspol. Jednak wszystko zaczęło się układać, kiedy został sprowadzony do rosnącego w siłę CSKA Moskwa. Tam wreszcie stał się pierwszym bramkarzem, a gra w dobrym rosyjskim klubie zaowocowała dla niego debiutem w reprezentacji Ukrainy. 18 sierpnia jego drużyna wybrała się do Machaczkały na ligowe starcie z Anżi. Perchun nie miał skończonych 24 lat. W końcówce starcia zderzył się głowami z Budunem Budunowem. Uraz nie wydawał się groźny, co umożliwiło mu dokończenie meczu. Jednak w trakcie drogi na lotnisko, skąd cała ekipa miała się udać z powrotem do stolicy, bramkarz zasłabł i zapadł w śpiączkę, z której już się nie obudził. Lekarze robili, co mogli, by uratować jego życie. Po dziesięciu dniach organizm się poddał. Serhij Perchun zmarł 28 sierpnia 2001.
13 maja 2002 roku okazał się najczarniejszym w historii piłki nożnej na Ukrainie. Tego dnia do wieczności odszedł wielki Walery Łobanowski. O jego życiu i zasługach można mówić dosłownie godzinami. Nikt nigdy nie zrobił dla miejscowej piłki tyle, co ten legendarny trener. Wywalczył z Dynamem Kijów siedem mistrzostw Związku Radzieckiego i pięć mistrzostw Ukrainy. Został pierwszym w historii trenerem, który doprowadził klub ze Wschodu do finału rozgrywek europejskich oraz odniósł w nich triumf i to dwa razy w 1975 i 1986. Zdobył również Superpuchar Europy 1975. Jako jedyny szkoleniowiec z byłego Związku Sowieckiego, czyniąc to aż trzykrotnie, zagrał w półfinale Ligi Mistrzów. 7 mają 2002 po ligowym zwycięstwie swojego klubu nad Metałurhem Zaporoże doznał zawału. Umarł pięć dni później podczas operacji mózgu koniecznej po nastąpieniu komplikacji po ataku serca. Niczyja śmierć nie sprawiła na Ukrainie takiego smutku, jak odejście Walerego Łobanowskiego. Na jego cześć co roku rozgrywany jest Kijowie memoriał jego imienia, który od trzech lat jest towarzyskim turniejem dla reprezentacji młodzieżowych.
Bolesne wspomnienia Hiszpanii
Wydaje się, że medycyna w Hiszpanii stoi na bardzo wysokim poziomie. Jednak nawet lekarze z tego kraju w ostatnim czasie nie byli w stanie ocalić piłkarskiego istnienia. Bolesne dla Półwyspu Iberyjskiego jest to, że dotyczy to dwóch graczy. Cała Europa z zapartym tchem obserwowała walkę o życie Antonio Puerty. Miał 23 lata i był bardzo dobrze zapowiadającym się piłkarzem. Występował na pozycji lewego pomocnika i obrońcy. W 2006 roku zdążył nawet zadebiutować w narodowej drużynie Hiszpanii. Ze swoim klubem, Sevillą dwukrotnie wywalczył Superpuchar Europy. 25 sierpnia podczas ligowego starcia jego zespołu z Getafe w 31. minucie padł na murawę w wyniku ataku serca. Z pomocą pospieszyli mu Andres Palop i Ivica Dragutinović. Puerta zdołał wstać i zejść do szatni, gdzie ponownie zasłabł. Walka o niego trwała trzy dni. W końcu organizm się poddał. Nie było w Sewilli nikogo, kto by się tym nie przejął. Dotyczyło to także graczy Milanu, z którym „Sevilliastas” mieli zmierzyć się w walce o Superpuchar Europy, którzy zaproponowali przesunięcie terminu spotkania. Mecz jednak się odbył i nie uczestniczył w nim piłkarz, który nie nosił koszulki z napisem: „Puerta”.
Na 26 latach zatrzymał się licznik Daniela Jarque. Przez cały swoje życie związany był z Espanyolem Barcelona. Dla mniej słynnego z katalońskich klubów rozegrał w sumie 176 spotkań, w których osiem razy wpisał się na listę strzelców. W przeciągu całej kariery stał się jednym z filarów defensywy Espanyolu, a przed sezonem 2009/2010 została mu powierzona funkcja kapitana drużyny. Nie piastował jej jednak zbyt długo. Ostatnim przystankiem w jego życiu okazała się Florencja, dokąd udał się na zgrupowanie przed rozpoczynającymi się rozgrywkami. 8 sierpnia rozmawiał w hotelu ze swoją narzeczoną przez telefon. W pewnym momencie jego głos ucichł, a w słuchawce słychać było tylko odgłos upadającego aparatu. Wezwano pomoc, lecz, pomimo natychmiastowego jej udzielenia, piłkarz już więcej się nie obudził. Przyczyną zgonu był atak serca.
17 lutego 1673 roku do wieczności odszedł Molier. Miało to miejsce w czasie spektaklu jego autorstwa, w którym zagrał główną rolę. Gdy pisarz padł na ziemię, wszyscy zgromadzeni widzowie myśleli, że to część jego występu. Do dziś wielu artystów marzy o tym, by umrzeć jak właśnie Jean Baptiste Poquelin – na deskach teatru. Parafrazując to, można by stwierdzić, że nobilitacją dla piłkarza byłoby oddanie życia na zielonej murawie. Mimo wszystko lepiej byłoby obserwować jak najmniej takich śmierci.
Wielki brawa dla tych zawodników. Którzy poświęcili
życie dla Piłki.Zapamiętajmy ich jako świetnych
piłkarzy bo tacy byli.
Miklos"Miki"Feher był jednym z najlepszych
piłkarzy.Zagrał 134 mecze i zdobył łącznie 51
goli.Za wcześnie odszedł...[*] ....
Miklos,Szeretem!!!!
NA ZAWSZE W MOIM SERCU!!!
Piłka nożna jak i życie ma w sobie wiele nie
przewidzianych wypadków. Wielu piłkarzy którzy
odeszli do innego świata wspomaga swoje drużyny
prosto z nieba. Wierzę że każdy z piłkarzy który
zmarł na murawie, patrzy na mecze swoich drużyn i
kibicuje razem ze swoimi kibicami. Nie ma lepszych i
gorszych, w tak ciężkich chwilach okazywane emocje,
pokazują jak bardzo może brakować nam naszych
przyjaciół współzawodników czy zwykłych
znajomych. Ukłon dla wszystkich piłkarzy którzy
odeszli i wielkie brawa za widowiska dzięki którym
mogliśmy wam kibicować...