Lechia Gdańsk po mizernym spotkaniu bezbramkowo zremisowała na własnym stadionie z Wisłą Kraków.
Wisła od samego początku narzuciła gospodarzom swój styl gry i w początkowej fazie spotkania wyraźnie przeważała. W 5. minucie ze słusznej odległości ze stojącej piki potężnie uderzył Dariusz Dudka, trafił jednak w sam środek bramki, a tam ustawiony był Kaniecki, który asekuracyjnie wypiąstkował futbolówkę. Cztery minuty po próbie Dudki znów goście zagrozili pod bramką Lechii ze stałego fragmentu gry. Dośrodkowywał Stjepanović, głową spróbował skierować piłkę do siatki Guerrier, lecz próba Haitańczyka w bezpiecznej odległości minęła twierdzę gdańszczan.
Lechici zaczęli się budzić po upływie kwadransa gry, ale podopieczni Probierza ograniczali się na nieudanych, bądź blokowanych centrach w obręb szesnastki Wisły. W 22. minucie boisko musiał opuścić kontuzjowany bramkarz gospodarzy Bartosz Kaniecki, w jego miejsce zameldował się Mateusz Bąk. Mecz rozkręcał się bardzo, bardzo powoli. Obie drużyny podawały niedokładnie i nie potrafiły pozycyjnie tworzyć akcji. Nie pomagała także fatalna murawa. W 32. minucie doskonałą okazję do wyjścia na prowadzenie miała Lechia. W zamieszaniu w polu karnym piłka znalazła się na głowie Tuszyńskiego, lecz pewnie interweniował Miśkiewicz. Cztery minuty później piękne prostopadłe podanie w pole karne zagrał Garguła, o strzał chcieli pokusić się i Guerrier i Stilić, uderzył ten drugi, w ostatniej chwili piłkę praktycznie z linii bramkowej wybił Madera. W odpowiedzi Frankowski z dystansu w taki sposób, że Miśkiewicz mógł w spokoju poprawić fryzurę. W doliczonych czterech minutach na uderzenie głową z osiemnastu metrów zdecydował się Guerrier, lecz na pewno ambitny i nikczemny plan Haitańczyka spełzł na niczym. Pierwszą część gry można podsumować stwierdzeniem, iż się odbyła.
Chwilę po wznowieniu gry „Biała Gwiazda” przeprowadził składną akcję. Garguła dostał podanie za plecy z lewego skrzydła, odwrócił się, strzelił, ale trafił tylko w boczną siatkę. Chwilę potem na wolne pole futbolówkę otrzymał Tuszyński, który najpierw wygrał pojedynek z Głowackim, lecz potem uderzył hen, hen nad bramką. W 55. minucie znakomitą indywidualną akcją popisał się Makuszewski, najpierw ośmieszył na lewym skrzydle Stjepanovicia, potężnie kopnął w kierunku twierdzy gości, trafił jedynie w słupek. W odpowiedzi Chrapek miękko zagrał w pole karne, tam futbolówka odbiła się od obrońcy Lechii dopadł do niej Stilić, a próba Bośniaka zakończyła się na plecach Sebastiana Madery. 62. minuta to strzał z dystansu debiutującego Vranjesa i dobra interwencja Miśkiewicza. Mecz toczył się na coraz lepszym poziomie. Dwie minuty po próbie Vranjesa Garguła sprytnie podał do Brożka w pole karne. Napastnik Wisły spróbował strzału na dalszy słupek i nie trafił w światło bramki.
Coraz częściej pod linię szesnastego metra gości wędrował Deleu, który w 68. minucie zdecydował się na strzał z około dwudziestu metrów, ale Brazylijczyk trafił prosto w bramkarza. Po pięciominutowym okresie dominacji gospodarzy Paweł Brożek wywalczył piłkę, zagrał do zupełnie niepilnowanego Guerriera, który miał przed sobą tylko Bąka, lecz Haitańczyk nie poradził sobie z przyjęciem piłki. W 78. minucie zakotłowało się pod bramką Miśkiewicza i niewiele zabrakło Vranjesowi, żeby sięgnąć futbolówkę, jeszcze spróbował Tuszyński, obrońcy zablokowali jego strzał. Pięć minut przed upływem regulaminowych 90 minut okazję meczu miał Pietrowski, który otrzymał piłkę na jedenastym metrze. Zupełnie niepilnowany uderzył wysoko nad poprzeczką. Lechia nie zwalniała tempa. Dwójkowy atak Tuszyński-Leković zapowiadał się niezwykle groźnie, lecz ich współpracę zakończył doskonałą interwencją Głowacki. Jeszcze w ostatniej akcji niecelnym uderzeniem oddał Stilić i mecz zakończył się podziałem punktów.
Pierwsza połowa to koszmar każdego kibica, w drugiej obie ekipy zakasały rękawy, wzięły się do roboty, ale ich praca przypominała trochę aktywność polskich drogowców. Jak kierownik patrzy, to robimy, jak nie widzi, to leżymy. Wisła po tej kolejce pozostanie na drugim miejscu w tabeli, ale mogą do niej doskoczyć rywale a i Legia może jeszcze bardziej się oddalić. Lechia na razie wskakuje do pierwszej ósemki, ale ekipę Michała Probierza może z tej pozycji zepchnąć kilka drużyn.
Tego tekstu nie idzie czytać, jest straszny jak
piątkowy mecz.
w drugiej obie ekipy zakasały rękawy, wzięły się
do roboty, ale ich praca przypominała trochę
aktywność polskich drogowców. Jak kierownik
patrzy, to robimy, jak nie widzi, to leżymy. HAHAHA
szczera prawda!! :D
mecz dno i 3 metry mułu