Arkadiusz Piech znowu staje się postrachem bramkarzy ekstraklasy! I choć żaden z niego wielki grajek nigdy nie był, nie jest, ani nie będzie, to stwierdzić można jedno - były napastnik Ruchu Chorzów się odrodził i znowu istnieje w rodzimej lidze!
Kariera Piecha pełna była dotąd rozczarowań. Świetna gra w Ruchu Chorzów zaowocowała transferem do Sivassporu, gdzie powiodło mu się gorzej niż Brożkowi w Trabzonsporze. Później strzelać zaczął dla Zagłębia Lubin, a jego osobą zainteresowała się Legia. W warszawskim klubie na boisku pojawił się raptem cztery razy w lidze i okrzyknięty został gorszym transferem niż sprowadzony Helio Pinto. Wystarczyło jednak wypożyczenie do Bełchatowa, aby etatowy kadrowicz znowu zaczął straszyć bramkarzy.
– Arek pokazuje, że duże miasto, duży klub i Piech to rzeczy, które raczej nigdy się nie połączą – powiedział Kamil Kosowski. Coś w tym jest, bowiem w dużych klubach 30-latek nie błyszczał. Świetnie wiedzie mu się zaś w drużynach słabszych, gdzie gra się bardziej pod niego, a sam Piech ma mniejszą konkurencję w ataku. Dobrze wiemy, iż w Warszawie przegrywał rywalizację nawet z weteranem Markiem Saganowskim. Swoją drogą nic dotąd również nie pokazywał w reprezentacji, choć wielu widziało w nim postać, która odciąży ze zdobywania bramek Roberta Lewandowskiego. Rozegrał w kadrze ledwie cztery mecze, nie pokazał absolutnie nic, co mogłoby przemawiać za transferem do Turcji. Właściciele Sivassporu jednak nie zwrócili na to uwagi.
Swoją drogą Arkadiusz Piech bardziej pomógł Legii w rundzie wiosennej niż w jesiennej. Przynajmniej współodebrał oczka Wiśle.
— Paweł Mogielnicki (@mogiel90) February 28, 2015
Początkowo Kamil Kiereś chciał, aby Piech grał u boku Bartosza Ślusarskiego, najlepszego póki co strzelca GKS-u Bełchatów. Wypożyczony z Legii napastnik miał być dodatkowym motorem napędowym, który pomagałby zarówno w wykończeniu akcji, jak i dostarczeniu futbolówki w pole karne przeciwnika. Nic dziwnego, skoro Piech jest zawodnikiem dosyć szybkim i niezłym technicznie. Jego zadania obfitowały w wspomaganie akcji skrzydłami. Jak się jednak szybko okazało, Ślusarskiego dopadła kontuzja, Piech musiał więc zostać sam na szpicy.
Efekt był szybki – gol jeszcze w spotkaniu z Podbeskidziem, z którym urazu nabawił się „Ślusarz”. Łącznie w trzech występach 30-latek zdobył już cztery bramki i jest to aż 80% goli zdobytych w tej rundzie przez bełchatowian. Stwierdzenie, że ekipa Kieresia już zdążyła się uzależnić od Piecha, jest jak najbardziej na miejscu. Sam zresztą pomysł ściągnięcia napastnika był genialny. Kto inny mógł z miejsca zasilić zespół mający takie problemy w ofensywie jak GKS? Legionista był opcją idealną. Znany, mający w Polsce całkiem wysoką renomę, nie łapiący się nawet na ławkę rezerwowych w swoim klubie.
Arkadiusz Piech od zawsze był materiałem na dobrego ligowca, ale na nic więcej. Widzimy, że obecnie w Bełchatowie gra tak jak w Zagłębiu i Ruchu. Jest bardzo aktywny, niemal wszechobecny w ataku, szybki, odważny i skuteczny. Na tle klasowych zawodników większych klubów jednak znika. Przy piłkarzach potrafiących więcej niż on jakby przestaje w siebie wierzyć, staje się stremowany. Dlatego być może lepiej by było, gdyby został już w swoim nowym klubie na stałe? W Legii przecież i tak nie zaistnieje, szkoda zaś aby, mimo wszystko niezły zawodnik, tak się marnował jak przez ostatnie pół roku.