Dziś oprócz wspaniałej zabawy do rana większość z was zapewne znajdzie czas na małą refleksję. Co nam wyszło w 2015 roku, a czego w przyszłym chcemy uniknąć. Podsumujecie wasze sukcesy i porażki. Najprawdopodobniej stworzycie listę rzeczy do zrobienia: rzucę palenie, zacznę uprawiać jakiś sport albo pójdę na siłownię. A zastanawialiście się, co byście życzyli klubom z ekstraklasy?
Postanowienia na nowy rok traktujemy różnie. Jedni bardziej honorowo. Takie osoby robią wszystko, aby w nich wytrwać. Ci drudzy raczej na luzie, wychodzą z założenia: uda, to się uda. Dla dobra naszej ligi lepiej by było, jakby nasze postanowienia potraktowali poważnie. Jednak jak to zwykle u nas bywa, większość rzeczy nadal robimy na pół gwizdka. Miejmy nadzieję, że w tym roku będzie inaczej.
1. Więcej cierpliwości
Chyba jedna z najważniejszych cech w futbolu i niestety ta, której w tym roku brakowało w wielu klubach ekstraklasy. Z reguły jest tak, że włodarze klubu sukcesów spodziewają się natychmiast. Nie mają w sobie krzty stoickiego spokoju i rozwagi.
Nie potrafią planować długofalowo – stąd chociażby taka zawierucha na ławkach trenerskich w całej Polsce. Brzęczek, Ojrzyński, Moskal padli ofiarą braku cierpliwości, a gdyby spojrzeć całościowo, to w 2015 roku trenerzy byli zwalniani na potęgę. Tak więc na początek więcej stalowych nerwów, a sukcesy z czasem przyjdą same!
2. Więcej zaufania
Kolejna z kanonicznych cech, bez których piłka nożna na profesjonalnym poziomie raczej nie ma prawa bytu. Bo czy wyobrażamy sobie klub bez zaufania do swego trenera? Albo szkoleniowca, który nie ma zaufania do swoich zawodników? No właśnie – absolutnie nie. Jednak w T-Mobile Ekstraklasie czasem takie kwiatki się zdarzają. Chociażby wspomniana już polityka klubów wobec trenerów. Zgadzam się, że nie ma sensu zatrudniać szkoleniowca, który nie wygrywa, ale też czasem należy się zastanowić, czy można pomóc w jakiś inny sposób. Brak zaufania i pochopne zwolnienia często odbijają się na samym klubie. Najprostszy przykład z Gdańska – w Lechii z pracą pożegnał się Jerzy Brzęczek, sytuację po nim miał uratować Thomas von Heesen. Było jeszcze gorzej niż przedtem. A wystarczyło zwyczajnie zaufać. Co tu mówić: cierpliwość i zaufanie to słowa, których w słowniku ekstraklasy po prostu najczęściej nie ma.
3. Więcej skromności
Postanowienie być może bardziej skierowane do wszystkich związanych z polską ligą niż do samych klubów. Pamiętacie początek obecnego sezonu? Gdy dzieliliśmy, bo każdy dzielił, ekstraklasę pomiędzy Legię Warszawa a Lecha Poznań. Nie dopuszczaliśmy do siebie myśli, że ktoś inny może rozbić hegemonię panującej dwójki. W zapowiedziach przed sezonem do czołówki pukała drużyna z Gdańska, ale bardziej ze względu na transfery i głośne nazwiska niż na samą grę. Ostatecznie i tak nic z tego nie wynikło. Liga, w założeniu, miała być ustawiona. Jednak, jak to zwykle bywa, wszystko ułożyło się inaczej, niż planowaliśmy. Kto by pomyślał, że klub z Gliwic, który dla wielu był miejscem zbierania łatwych punktów, będzie dzielił i rządził w obecnym sezonie? Gdzie są ci, którzy widzieli w „Kolejorzu” bezkonkurencyjnego lidera? Ekstraklasa utarła wszystkim nosa i pokazała, że im o klubach ciszej i skromniej przed sezonem, tym o nich głośniej w trakcie.
4. Więcej jakości
Nie jest tak, że w polskiej lidze nie ma dobrych graczy, bo jest ich cała masa. Ale faktem jest, że piłkarze na poziomie przeplatają się z tymi przeciętnymi grajkami. To postanowienie kieruję w głównej mierze do skautów i dyrektorów sportowych rodzimych klubów.
Chyba każdy z nas chciałby w nowym sezonie kolejnego Nikolicia, Nespora czy Kamila Vacka. Jak mamy podnieść poziom naszego futbolu, skoro większość tych poważnych transferów to wciąż przepłaceni, wypaleni i przeciętni (nawet jak na nasze realia) piłkarze. W obecnym sezonie nie brakowało złych decyzji. Na ich czele bezapelacyjnie stoi Milos Krasic, który najprawdopodobniej zostanie okrzyknięty pomyłką dekady. Jednak – jak widać na przykładzie Węgra i Czechów – da się i oby w nowym roku dało się jeszcze więcej.
5. Więcej szczęścia
I na sam koniec to, czego – chyba – w piłce nożnej najwięcej. Bardziej życzenie niż postanowienie. Wiadomo, że umiejętności są ważne, ale bez odrobiny szczęścia nic nie wyjdzie. Kluby z ekstraklasy szczęścia nie mają, a szczególnie w rozgrywkach na poziomie europejskim. Apetyty co roku są ogromne – w końcu czekamy tyle czasu, aby cokolwiek ugrać. Czasem radzimy sobie w Lidze Europy (o ile radzeniem można nazwać dojście do 1/16 finału), jednak w Lidze Mistrzów jest zupełna posucha. Już nawet egzotyczny dla nas Kazachstan miał tam przedstawiciela, a my? Ostatni raz Widzew Łódź w latach 90. Komentarz jest zbędny. Dlatego w nowym roku mistrzowi Polski (ktokolwiek nim będzie) życzę przede wszystkim szczęścia na arenie międzynarodowej. Jestem pewien, że wtedy wszyscy będziemy szczęśliwi.