Legia Warszawa wzmocniła się dwoma świetnymi na pozór piłkarzami, Nacho Novo i Ismaelem Blanco. Po kilku pierwszych kolejkach rundy jesiennej można się pokusić o pierwsze oceny potencjalnych asów polskiej ekstraklasy. I tu okazuje się, że mamy problem, bo nie ma czego oceniać.
Przypomnijmy, że Nacho Novo to dawna gwiazda ligi szkockiej. Zawodnik, który strzelił 47 goli dla Glasgow Rangers i dołożył 26 w barwach Dundee FC, ma doskonałe papiery do tego, by błyszczeć na polskich boiskach. Same statystyki to jednak za mało, żeby w pełni oddać wartość Novo. O to trzeba zapytać kibiców z Glasgow, Hiszpan podbił ich serca do tego stopnia, że jeździli za nim na mecze Sportingu Gijon. A Blanco? Dwukrotny król strzelców ligi greckiej nie może być piłkarzem przeciętnym. Argentyńczyk strzelił w barwach AEK Ateny 55 goli w czterech sezonach, a liga grecka jest oczywiście zdecydowanie silniejsza od T-Mobile Ekstraklasy. Jaki więc problem mają obaj grajkowie w kraju nad Wisłą?
Analiza postawy obu zawodników jest mocno utrudniona. Blanco rozegrał raptem dwa mecze na najwyższym szczeblu rozgrywkowym, a na murawie przebywał łącznie przez 58 minut. Dorobek Novo jest nieco większy, ale 101 minut w pięciu meczach nie jest wynikiem satysfakcjonującym. Trochę lepiej wygląda wkład obu zawodników w awans do półfinału Pucharu Polski. Blanco rozegrał dwa pełne mecze i strzelił nawet bramkę, Novo zaliczył 166 minut, nie zapominajmy jednak, że rywalem był grający w III lidze Gryf Wejherowo. Dochodzimy więc do wniosku, że trener Skorża po prostu nie daje szans nowym zawodnikom. Z czego to wynika? Pewnie w dużym stopniu z braku odwagi utytułowanego już szkoleniowca. Daje to jednak do myślenia, czy te transfery były w ogóle Legii potrzebne, skoro bez drogich w utrzymaniu zawodników warszawianie pozostają na czele tabeli.
Odpowiedź na to pytanie może być tylko jedna i nie wystawia ona dobrej wizytówki działaczom Legii. Obaj piłkarze zostali sprowadzeni nieco na siłę, by zakryć dziurę po odejściu Borysiuka i Rybusa. Jednak po pierwsze, Blanco i Novo to musztarda po obiedzie, ponieważ jeśli mieli stać się poważnym wzmocnieniem, to powinni zasilić szeregi Legii przed meczami ze Sportingiem Lizbona. Po drugie, Legia ma tak utalentowaną młodzież, że zupełnie niepotrzebne jest dodawanie sobie kolejnych problemów w postaci pogłębiania i tak szerokiej kadry. Po trzecie, ani Novo, ani Blanco nie są piłkarzami perspektywicznymi, pewnie za pół roku odejdą i kibice szybko o nich zapomną. Po co więc to wszystko? Dla szumu medialnego?
Legia to taki dziwny klub, o którym musi być głośno. Wyolbrzymione oczekiwania kibiców napędzają kolejne pozbawione sensu ruchy transferowe. To przykład zespołu, który dał się pożreć komercjalizacji i nie do końca wie, czy dobry wynik to ten, kiedy osiąga się sukces sportowy, czy ten, kiedy klub jest na topie w mediach. Ktoś powinien jasno określić cele, a te powinny dotyczyć Ligi Mistrzów. Wydaje się, że zespół z Borysiukiem, Rybusem, Wolskim, Rzeźniczakiem, Jędrzejczykiem i Kucharczykiem był skazany na sukces w najbliższej przyszłości. Pierwszej dwójki jednak już nie ma, a w trzecim pewnie za chwilę zakocha się połowa piłkarskiej Europy. W ich miejsce sprowadzani są weterani, którzy w dalszej perspektywie niewiele mogą zaoferować drużynie z ulicy Łazienkowskiej. Czy to jest właściwa droga do podbicia Europy?
Grzesiu świetny artykuł :d