Piątkowe starcie z Czechami rozstrzygnie, czy możemy jeszcze żywić nadzieję na bezpośredni awans na Euro 2024. W poniższym artykule przeanalizujemy sobie mecz otwarcia eliminacji Polska – Czechy, który przegraliśmy 1:3. W tamtym spotkaniu popełniliśmy masę błędów, które w nadchodzący piątek nie mają prawa się powtórzyć, jeśli liczymy na zwycięstwo.
Fundamentalną zasadą filmów Alfreda Hitchcocka było to, że na początku musi być trzęsienie ziemi, a napięcie powinno od tego momentu tylko rosnąć. Tę zasadę chyba za bardzo sobie do serca wzięli nasi piłkarze w przegranym 1:3 meczu z Czechami, gdyż po trzech minutach przegrywali już 0:2. Nie musimy wyjaśniać, jak to świadczy o jakości tamtego meczu w wykonaniu „Biało-czerwonych”. Zresztą całe tamto spotkanie to przykład, że bez koncentracji, mocnego pressingu, dyscypliny taktycznej nie ma co myśleć o wygranej. Przejdźmy do analizy meczu Polska – Czechy, od którego zaczęła się nasza droga krzyżowa w tych eliminacjach.
Polska – Czechy: gapiostwo przy wrzutce z autu
Pierwszy gol to standardowy błąd w kryciu przy wrzucie z autu. Spójrzmy na poniższe ujęcia i zwróćmy uwagę na wbiegającego czeskiego gracza.
Na pierwszym widać, że Krystian Bielik przegrał pojedynek fizyczny i został zblokowany, przez co nie mógł wesprzeć środka obrony. A co robił w tym czasie Jan Bednarek poza tym, że krył powietrze?
Taką niefrasobliwość w ustawieniu brutalnie wykorzystał w dwie sekundy Ladislav Krejčí. Obrońca idealnie wbiegł w tempo, wykorzystując spóźnienie obrońcy Southamptonu i umieścił głową piłkę w bramce, dzięki czemu po niecałych 30 sekundach gospodarze prowadzili 1:0.
Polska – Czechy: nie radzimy sobie z agresywnym pressingiem
Kiepskie początki się zdarzają, ale po trzech minutach było jeszcze gorzej. Wszystko z powodu wysokiego pressingu Czechów, z którym Polacy sobie kompletnie nie radzili. Z tego powodu zmuszeni byli oni rozgrywać piłkę wyłącznie dalekimi podaniami. Krótkie rozegranie groziło stratą piłki w newralgicznej strefie, a tak właśnie straciliśmy gola na 0:2.
Zaczęło się od Jana Bednarka, który wrzucił na wysokiego konia Karola Linettego. Ten nie dość, że miał blisko siebie trzech czeskich piłkarzy, co widać na poniższym ujęciu, to jeszcze był odwrócony tyłem do bramki przeciwnika. Soucek, nadchodzący właśnie zza jego pleców, wybił mu piłkę spod nóg. Ta trafiła do Davida Juráska, który na kilku metrach odskoczył Matty’emu Cashowi i dośrodkował w pole karne. Spójrzmy przy tym na ten obrazek.
Przy podaniu z lewej flanki błąd popełnili obaj środkowi obrońcy. Jan Bednarek powinien stać bliżej linii końcowej, co pozwoliłoby mu na zablokowanie próby wrzutki. Natomiast Jakub Kiwior zbyt łatwo dał się nabrać na wcześniejszy zwód Tomáša Čvančary, który znalazł się przed obrońcą Arsenalu (a nie powinno go tam być).
Polacy częściej podawali, ale bez większego celu
Czy po tych ciosach Polacy próbowali rzucić się do ataku? Nie do końca. Czesi byli bardzo dobrze zorganizowani, mądrze bronili i nie dopuszczali „Biało-czerwonych” do groźniejszych sytuacji. Popatrzcie na jeden z wielu obrazków z tamtego spotkania, który idealnie obrazuje to, że choć Polacy wymienili blisko dwa razy więcej podań w ciągu meczu, to nic z tego nie wynikało.
Dwójka czeskich napastników doskakiwała do środkowych obrońców, a pomocnicy odcinali rozegranie piłki do środka pola. Natomiast skrzydłowi czyhali na podanie do wahadłowych celem szybkiego doskoczenia. Dlatego częstym rozwiązaniem były długie crossy do boków boiska, bez większych efektów. W poniższej akcji dziesięć sekund później Jakub Kiwior posłał długą piłkę na prawe skrzydło, do której adresat nie dotarł.
Jedynym pozytywnym akcentem pierwszej połowy była akcja z 20. minuty. Niestety obrazowała ona mecz w wykonaniu naszej drużyny. Szansa powstała z chaosu i przebitek w środku pola. Tutaj ogromne brawa należą się naszemu kapitanowi, który bardzo dobrze zastawił się z piłką, odwrócił się i przerzucił ją nad wysoko ustawioną linią obrony. Piłka ostatecznie doszła do Przemysława Frankowskiego, który z pierwszej piłki uderzył na bramkę Pavlenki. Niestety strzał nie był zbyt mocny ani trudny do obrony.
Czesi, nawet jak odpuścili, to my się męczyliśmy z piłką
Druga połowa w naszym wykonaniu wyglądała ciut lepiej, ponieważ Czesi, mając dwubramkowe prowadzenie, trochę spuścili z tonu i pozwolili Polakom na grę, ale nic z tego nie wynikało. Polacy nie byli w stanie przeprowadzić żadnej składnej akcji, bo byli skutecznie odcinani przez gospodarzy.
Na powyższym ujęciu widać, że Piotr Zieliński tak naprawdę nie ma zbyt wielu opcji do rozegrania. Pomocnik, widząc, że żaden z jego kolegów nie wychodzi po piłkę, spróbował indywidualnej akcji, by po 15 sekundach Michał Skóraś oddał piłkę na prawe skrzydło.
Polska – Czechy: porażająca pasywność naszych kadrowiczów
W tym meczu uderzyły nas również pasywność i swoboda, jaką mieli gospodarze. Spójrzcie na odległość pomiędzy Kiwiorem a Bielikiem. W tę przestrzeń swobodnie wbiegł Čvančara, który następnie dośrodkował w kierunku środka pola karnego. Na posterunku był jednak Wojciech Szczęsny, który zablokował dośrodkowanie i dobitkę Czecha.
Akcja bramkowa Czechów na 3:0 także była efektem naszej bierności. Długa piłka od czeskiego golkipera na połowę reprezentacji Polski, nasz obrońca wybił i kto zebrał piłkę? Czesi. Co gorsze, w tej strefie było czterech Czechów i dwóch Polaków, na naszej połowie!
Popełnialiśmy juniorskie błędy i kolejny obrazek z tej samej akcji 6 sekund później to pokazuje.
Kto krył Hložka albo Krála? Dlaczego znów w strefie przejścia ze skrzydła do środka mamy taki krater? Można nawet zobaczyć, że Jan Bednarek lewą ręką pokazuje, że nie ma nikogo w pobliżu do asekuracji. Ówczesny pomocnik Schalke 04 wykorzystał bierną postawę reprezentantów Polski i podał futbolówkę do Kuchty, który dobił „Biało-czerwonych”. Tamto spotkanie nie było najlepsze w wykonaniu Kiwiora, który po raz drugi dał się ograć przy golu jak dziecko na łatwy zwód.
Gol dla Polski? Wtórne dośrodkowanie po kornerze
Nie ma zbytnio sensu analizować gola Polaków. Padł po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Piotra Zielińskiego i późniejszym dograniu Michała Skórasia z prawej strony do rezerwowego Damiana Szymańskiego. Plusy należą się tutaj znów Robertowi Lewandowskiemu, który wygrał kluczowy pojedynek o piłkę, Michałowi Skórasiowi za dokładne dogranie oraz strzelcowi gola, który uważnie obserwował przebieg akcji, cofnął się ze spalonego i dostawił nogę do piłki.
Jaki powinien być plan na mecz Polska – Czechy?
Jakie wnioski nasuwają się przed meczem Polska – Czechy? Absolutnie nie możemy odpuścić od samego początku. Już sama stawka spotkania powinna przypomnieć piłkarzom, że w ten mecz nie mogą wejść w 25. minucie. Tu od pierwszego gwizdka trzeba będzie atakować, pressować, nie odpuszczać. Tylko mocne, intensywne wejście od początku meczu pozwoli nam na zwycięstwo.
Jeżeli przez najbliższe 90 minut piątkowego meczu Polacy nie będą starali się wygrywać pojedynków o każdą piłkę, o każdą przebitkę, to podobnie jak w pierwszym spotkaniu z Czechami nie będziemy mieli szans. Jan Bednarek po tamtym meczu w rozmowie z TVP Sport powiedział, że w tych pierwszych minutach zgubiło ich gapiostwo. Oby tym razem Polacy wyszli od razu, a nie po pięciu minutach.