Ileż włosów z głowy stracili sympatycy „Kanonierów” po ostatnich występach ich ulubieńców w europejskich pucharach? Pewnie tyle, że gdyby cała Europa kibicowała londyńczykom, zawód fryzjera odszedłby do lamusa. Jak to jest, że jedna z czołowych angielskich ekip, która od dawna niemal z urzędu występuje w Champions League, nie jest w stanie przebrnąć chociażby do półfinału tych rozgrywek? Pierwsze, co się nasuwa – pech. Ale czy tylko brak szczęścia jest winny indolencji Arsenalu w Lidze Mistrzów? W to trudno uwierzyć. W takim razie co zawiodło?
Fakt, Arsenal zwykle nie miał zbyt dużo szczęścia w losowaniach fazy pucharowej Ligi Mistrzów. O pechu zresztą fani londyńskiego klubu mogą mówić także w kontekście obecnej edycji rozgrywek. Zwykle „Kanonierom” średnio wiodło się w fazie grupowej i często wychodzili oni do decydujących dwumeczów z drugiej lokaty, co oznaczało trafienie na teoretycznie trudniejszego przeciwnika. W tym sezonie podopieczni Arsene’a Wengera poradzili sobie z naszpikowaną gwiazdami ekipą Paris Saint-Germain, wygrali zmagania w swojej grupie i… trafili na Bayern Monachium. W korytarzach Emirates Stadium do dziś jeszcze słychać donośny chichot losu.
Brak szczęścia jednak nie jest żadnym wytłumaczeniem. Po pierwsze, aby tryumfować w Lidze Mistrzów, wygrać trzeba z każdym, a po drugie dwa lata temu „Kanonierzy” trafili w 1/8 finału na wcale nie tak mocne AS Monaco i mimo roli faworyta nie sprostali francuskiej drużynie. Jak będzie w tym sezonie? Pokaże dwumecz z mistrzem Niemiec. My jednak przyjrzymy się bliżej europejskim podbojom Arsenalu w ostatnich latach i zastanowimy się, co przeszkodziło londyńczykom w wyraźniejszym zaznaczeniu swojej obecności na piłkarskiej mapie Europy.
Bariera nie do pokonania
Gdy prześledzimy dokonania Arsenalu w drugiej dekadzie XXI wieku, będziemy mogli w końcu poznać po części źródło frustracji kibiców tego klubu. Ani razu, począwszy od 2010 roku, podopiecznym Wengera nie udało się przejść 1/8 finału. Ostatni taki przypadek miał miejsce w sezonie 2009/2010, kiedy to rozpędzonych „Kanonierów” zastopowała FC Barcelona. Wówczas to Arsenal posiadał w swoim składzie chociażby: Fabregasa, Nasriego, van Persiego i chyba najlepszy duet bocznych obrońców na świecie: Sagna – Clichy. Odpadnięcie po w miarę wyrównanym dwumeczu z „Dumą Katalonii” można jednak było traktować w pewnym sensie jako sukces. Pamiętajmy bowiem, że Arsenal zaledwie raz był finalistą Champions League i to w czasach takich legend londyńczyków, jak: Thierry Henry, Denis Bergkamp czy Fredrik Ljungberg.
Rzecz jasna ambicje „Kanonierów” są o wiele większe i za każdym razem chcą oni wygrać upragnione trofeum. Ostatnie lata to jednak co raz to nowe rozczarowania i zakańczanie przygody z elitarną Ligą Mistrzów jeszcze przed ćwierćfinałami.
Co charakteryzuje prawie wszystkie dwumecze zespołu z północnego Londynu w 1/8 finału Champions League? To, jak słusznie zauważyła Katarzyna Lewandowska – ekspert od ligi rosyjskiej, a prywatnie fanka Arsenalu – którą zapytałem o zdanie – słaba postawa w pierwszym meczu.
Faktem jest, że nieraz byliśmy świadkami fatalnej gry „Kanonierów” w pierwszym spotkaniu czy to z Monaco, czy to z Barceloną. Za to rewanż pokazywał nam zupełnie inną drużynę, zdeterminowaną, udowadniającą, że jest klubem z górnej półki. I to ciągle się powtarza.Katarzyna Lewandowska
Trudno się z tą uwagą nie zgodzić, gdyż rzeczywiście podopieczni Arsene’a Wengera w rewanżowych spotkaniach prezentują się naprawdę wybornie, często będąc o krok od odrobienia strat z pierwszego meczu. Nawet w poprzednim roku w spotkaniu z FC Barcelona. Mylić może wynik (1:3), jednak w tamtej potyczce „Kanonierzy” postawili podopiecznym Luisa Enrique bardzo trudne warunki. Zagadką poliszynela pozostanie jednak, co jest przyczyną takiego stanu rzeczy.
Brak lidera?
Można się jedynie domyślać, czy może jest to wypadkowa złego przygotowania mentalnego, taktyki. A może brak lidera, jakim byli chociażby Thierry Henry czy Patrick Vieira – gościa, który inspiruje resztę drużyny, dodaje pewności siebie młodszym kolegom, ciągnie zespół w trudnych momentach? Brak mentalnego wodza z prawdziwego zdarzenia? Jak słusznie zauważyła moja rozmówczyni, po części takim liderem jest Alexis Sanchez. I rzeczywiście sportowo to właśnie Chilijczyk lśni najjaśniejszym światłem w zespole z Emirates, jednak trudno nazwać go kapitanem w pełni tego słowa znaczeniu. Tym jest teoretycznie Laurent Koscielny, ale to zupełnie inny kaliber autorytetu niż wspomniani wielcy poprzednicy.
Podobne braki Arsenalu można zauważyć na trenerskiej ławce. Katarzyna Lewandowska określiła to tymi słowami: – Nie oszukujmy się, Wenger to nie jest człowiek, który się wydrze w szatni. A czasami kilka męskich słów w szatni jest wręcz wskazanych. To właśnie może także być przyczyną zjawiska, jakie często kojarzone było z zespołem „Kanonierów” – nie potrafią nawiązać walki w momencie, gdy przegrywają, trudno im się pozbierać. Obecny sezon co prawda jest zaprzeczeniem tej tezy, już niejednokrotnie bowiem w Premier League Alexis i spółka potrafili odwrócić losy meczu.
Czyli? Aby coś osiągnąć w Lidze Mistrzów, potrzebna jest zmiana trenera? Zapewne to ostatnie zdanie na wielu kibiców Arsenalu działa jak płachta na byka. Nie może to dziwić, kwestia nowego menedżera powraca bowiem niczym bumerang praktycznie co pół roku. I jak zwykle w takich wypadkach środowisko kibicowskie dzieli się na dwa obozy: przychylni kontynuowaniu misji Wengera i ci, którzy mają już dość francuskiej solidności. Ale obie grupy pamiętają o najważniejszym – być wyżej niż Tottenham.
***
Pozostaje kluczowe pytanie: czy w tym roku zmieni się coś w kwestii dokonań Arsenalu w Lidze Mistrzów? Kibice „Kanonierów” wierzą w przełamanie swoich ulubieńców, a odpowiedź na to pytanie ma dać głównie pierwszy mecz z Bayernem. Można narzekać, że na drodze londyńczyków znów staje utytułowana ekipa, jednak chyba lepszego momentu na pokonanie „Lewego” i spółki nie będzie, mistrz Niemiec przecież ostatnio, mówiąc delikatnie, nie zachwyca. Więc…?
dobry tekst, ale poprawcie razacy blad w sezonie 13/14 Arsenal wyszedl z grupy