Za nami dwie pierwsze kolejki Primera Division. Na pozycji lidera są Celta Vigo i Eibar, swoje pierwsze punkty stracił Real Madryt, liderem Barcelony stał się Thomas Vermaelen, a Ronaldo i Messi nie strzelili żadnej bramki. Jak widać, działo się całkiem sporo.
Zacznijmy jednak od mistrza kraju, czyli Barcelony. Podopieczni Luisa Enrique mają jak do tej pory bilans bramkowy 2:0. Wrażenia to na nikim nie robi, ale najważniejsze dla katalońskich kibiców jest to, że te dwie bramki dały komplet punktów. Pewne jest to, że z czasem gra „Dumy Katalonii” będzie wyglądać lepiej. Największym wygranym początku sezonu jest Vermaelen, który jak na razie jest najpewniejszym punktem barcelońskiej defensywy.
Belg stracił cały poprzedni sezon z powodu kontuzji, przez wielu był wyśmiewany i większość wróżyła mu szybkie odejście z Camp Nou. Jednak po dobrze przepracowanym okresie przygotowawczym, teraz wygląda bardzo dobrze, zyskał pewność siebie i stał się kluczowym zawodnikiem klubu. Wygląda na to, że jeżeli będą omijały go kontuzje, to będzie on sporym wzmocnieniem katalońskiej drużyny w tym sezonie.
Falstart Realu
Podopieczni Rafy Beniteza rozpoczęli sezon od sensacyjnego remisu ze Sportingiem Gijon. W tym spotkaniu hiszpański trener zdecydował się na sprawdzenie nowego ustawienia, które było także testowane przez większą część okresu przygotowawczego. Cristiano Ronaldo zagrał na tzw. szpicy, a za nim ustawiony był Gareth Bale. Realowi nie wyszło to na dobre, ponieważ „Królewscy” wyglądali w tym spotkaniu bardzo słabo. Nie mogli złapać właściwego rytmu gry i to doprowadziło to straty ważnych punktów.
Jednak już w drugim spotkaniu wszystko wróciło do normy. Jako wysunięty napastnik wystąpił Benzema, a Real rozbił beniaminka z Betisu aż 5:0. Kapitalną dyspozycją w tym spotkaniu błysnęli Bale i James Rodriguez. Ten ostatni strzelił bramkę, która będzie mogła kandydować do tytułu bramki sezonu.
https://twitter.com/FootballFunnys/status/637954412011487232
Zaskakująca pierwsza dwójka
Na czele tabeli dosyć niespodziewanie znajdują się Celta Vigo i Eibar. Piłkarze z Vigo już w poprzednim sezonie pokazywali, że są zespołem, który może sprawiać problemy czołówce Primera Division. Grali bardzo przyjemny dla oka, ofensywny futbol i to dalej im zostało. Dwa mecze, pięć strzelonych goli i tylko jedna stracona braka. Czego chcieć więcej? Cóż, oczywiście tego, żeby ten zespół utrzymał równą formę przez cały sezon, ponieważ w poprzednich latach różnie z tym bywało.
Eibar był prawdziwą rewelacją początku poprzedniego sezonu, kiedy wszedł do najwyższej klasy rozrywkowej z najmniejszym budżetem, a po wynikach wcale tego nie było widać. W drugiej części sezonu nastąpiło jednak duże załamanie formy i tylko dzięki temu, że Elche zostało zdegradowane, Eibar utrzymał się w Primera Division.
Jak będzie teraz? W klubie doszło do wielu zmian. Odeszło sporo zawodników, ale w ich miejsce przyszli inni, trudno powiedzieć, czy na pewno lepsi. Nowym trenerem został Jose Luis Mendilibar, który jednak nie ma zbyt wielu sukcesów w swojej pracy zawodowej. Jak na razie jednak wszystko wygląda bardzo dobrze. Dobra gra przełożyła się na sześć punktów, jednak warto sobie postawić pytanie, jak długo to potrwa. Cóż, wygląda na to, że po doświadczeniach z poprzedniego sezonu zawodnicy Eibaru powinni utrzymać równą formę przez większą część rozgrywek. Z taką grą jak na początku sezonu spokojnie stać go na utrzymanie w Primera Division, choć wszyscy skazywali go na spadek.
Ronaldo i Messi bez bramek
Jak sprawdzimy klasyfikację strzelców Primera Divison po dwóch rozegranych kolejkach, to próżno na niej szukać Ronaldo i Messiego. Zaskoczenie? Na pewno tak, ale warto się zastanowić nad tym, co jest tego przyczyną?
Cristiano Ronaldo, jak już wcześniej wspomniałem, w pierwszym meczu występował jako wysunięty napastnik i zupełnie nie poradził sobie w tej roli. Wyglądał na zawodnika zagubionego, gdy tylko mógł, to schodził na skrzydło i dostawał dużo mniej piłek niż zazwyczaj. W drugim meczu wystąpił już na swojej ulubionej pozycji, ale w strzelaniu bramek tym razem wyręczyli go koledzy. Mina Ronaldo schodzącego z boiska po meczu, w którym jego zespół wygrał 5:0, pokazywała, że nie był on zbyt szczęśliwy. Pewne jest jednak to, że z czasem te bramki na pewno przyjdą.
Messi natomiast miał dużo więcej szans na strzelenie bramek niż Ronaldo. Przede wszystkim nie wykorzystał rzutu karnego i była to już czternasta niewykorzystana „jedenastka” w barwach Barcelony przez Argentyńczyka. Proszę sobie wyobrazić, że po raz pierwszy od ośmiu lat Messi nie strzelił gola ani nie asystował w pierwszych dwóch meczach sezonu. Nie sądzę, by oznaczało to, że Messi jest bez formy, po prostu brakowało mu szczęścia, a już po przerwie reprezentacyjnej zapewne zacznie swój festiwal bramkowy.