Pesymistyczne prognozy stały się faktem. Polska reprezentacja narodowa gra coraz gorzej. Mecz z Irakiem pokazał niski poziom rodzimej piłki, o którym było wiadomo już wcześniej. Jest pewne – tkwimy w zaścianku światowego futbolu.
Pierwsze symptomy tej choroby można było już zaobserwować w czasie Euro 2008. Między 8 a 16 czerwca ubiegłego roku obserwowaliśmy naszych piłkarzy na boiskach w Austrii i Szwajcarii. Okoliczności tamtych zdarzeń są kibicom dobrze znane. Prym w nich wiedzie angielski sędzia – Howard Webb. Lecz nawet jego „popis” w spotkaniu z gospodarzami nie mógł przyćmić faktu, że graliśmy ospale, bez pomysłu czy chociażby zaangażowania. Dobrym porównaniem był pojedynek z Niemcami, którego nie prowadziliśmy w tak zażartym stylu jak tego w 2006 roku. Wniosków z tamtych bojów w przededniu rozgrywek eliminacyjnych nikt nie wyciągnął. I jak czas pokazał od tamtego pory nie wiele się zmieniło. W czasie eliminacji schorzenie przybierało formy nowotworowej. Remis ze Słowenią, porażka z niżej notowaną Słowacją i piłkarska katastrofa w Belfaście, to tylko niektóre z tajemniczych przerzutów . W rozegranych w przeciągu roku 16 meczach zaprezentowaliśmy się godnie zaledwie jeden raz. Gdyby nie nasz pozytywny „występek” w spotkaniu z Czechami, pewnie już moglibyśmy zapomnieć o zbliżającym się wielkimi krokami mundialu. Osłodą niech nie będzie nawet rekordowe zwycięstwo nad San Marino. Na pewno nie tędy droga.
Opera mydlana
Balon z Leo Beenhakkerem przybierał w kolejnych miesiącach niewiarygodnych kształtów, ale, jak sytuacja polskiej kadry pokazuje pompować go można bez końca. To przecież holenderski trener był głównym pomysłodawcą wyjazdu na drugi koniec świata. Wielu reprezentantów przewidziało co się święci i w stękającym tonie podziękowali za udział w eskapadzie. Niektórzy tłumaczyli się wyczerpującym sezonem inni imieninami cioci. Jedno jest pewne, nie mają czego żałować. Mundialowy sprawdzian nie był nawet kartkówką znaną z czasów szkolnych. Mecze z RPA i Irakiem nie powinny się nigdy odbyć. Schorowanemu pacjentowi zaaplikowano nieudaną terapię wstrząsową. Areny, na których przyszło grać polskim zawodnikom nie przypominały tych innowacyjnych, wizjonerskich projektów realizowanych w ekspresowym tempie na finały MŚ. Z kamer telewizyjnych można było ujrzeć afrykańską dżunglę zamiast nowoczesnych trybun. W dodatku na te boiska wybiegła zdziesiątkowana kadra usposobiona przez Leo. Już po 10. minutach zarówno pierwszego, jak i drugiego pojedynku, było widać, że żadna taktyka nie będzie owocna w przekonywające zwycięstwo. To był obraz nędzy i rozpaczy polskiego futbolu.
Lekarstwa brak
Przed polską reprezentacją wakacje, a później finałowe rozdanie w eliminacjach. Czy zbawienna okaże się forma któregoś z polskich piłkarzy? W obwodzie może pewnym punktem będzie Ireneusz Jeleń, może Ludovic Obraniak. Zagadką pozostaje również jesienna forma Jakuba Błaszczykowskiego, Ebiego Smolarka i pozostałych. Niewiadomych jest znacznie więcej. A pewne jest tylko jedno – choroba polskiej reprezentacji nie ustała, a antidotum wciąż brak…
albo i sanatorium, to co grała Polska to żenada!
MIEJMY NADZIEJĘ ŻE BĘDZIE LEPIEJ. BO JAK NIE TO
NIECH LEO WRACA DO DOMU
już dawno mógłby Leo skończyć tą farsę, chcemy nowego
trenera!!