Przed startem sezonu eksperci i fani Premier League typowali Newcastle United jako jednych z głównych kandydatów do spadku z elity. Po 23 kolejkach możemy powiedzieć, że typowanie to nie było trafne. Co prawda „Sroki” zajmują 17. miejsce, czyli tuż nad strefą spadkową, jednak mają przewagę siedmiu punktów nad 18. Fulham i aż 12 nad przedostatnim West Bromwich Albion. Jeśli nie stanie się katastrofa, to drużynę Steve'a Bruce'a będziemy dalej oglądać w Premier League. Co lub kto stoi za solidną grą Newcastle?
Gdyby kilka miesięcy temu wszystko poszło sprawnie, być może ten tekst nie byłby o pewnym utrzymaniu Newcastle w Premier League, ale o jego walce o europejskie puchary. W 2020 roku ekipa z St James’ Park była o krok od nowego właściciela. Książę Mohammed bin Salman i jego firma Public Investment Fund byli o krok od zakupu „Srok”, jednak Mike Ashley, obecny właściciel klubu, podwyższał kwotę zakupu, aż podwyższył ją do kwot nieosiągalnych i nieopłacalnych dla nowego nabywcy.
Kibice Newcastle i Steve Bruce musieli zatem dalej użerać się ze znienawidzonym właścicielem. Fani klubu z St James’ Park za słabą postawę drużyny obwiniali zawsze właśnie Mike’a Ashleya i trudno się im dziwić. Anglik klubem wcale się nie interesował. Był w konflikcie z wcześniejszym trenerem, Rafą Benitezem, mimo że Hiszpan robił wynik ponad stan.
Po zwolnieniu byłego trenera m.in. Liverpoolu zdecydowano się zatrudnić właśnie Steve’a Bruce’a. Zmiana menadżera jeszcze bardziej pogorszyła relację na linii kibice – Mike Ashley. Na Newcastle nie zostawiano suchej nitki i wieszczono, że bez Rafy Beniteza „Sroki” spadną z Premier League z hukiem.
Toporna, ale efektywna gra
Nie można narzekać, tylko trzeba szyć z tego, co się ma. Newcastle ma bardzo charakterystyczny i efektywny styl gry. Niestety, bliżej temu stylowi do Burnley niż do Manchesteru City. „Sroki” oddają średnio dziewięć strzałów na mecz, z czego trzy w światło bramki. Jeśli ktoś śledził grę Newcastle, to takie statystyki z pewnością nie są żadnym zaskoczeniem.
Steve Bruce zaprogramował swoją drużynę na twardą grę, nastawioną na powietrzne pojedynki, odbiór i kontratak. I choć taki styl gry wydaje się nudny, nużący i mało pomysłowy, jak na razie daje on efekty. Przełożyło się to na 25 strzelonych bramek i wygrane m.in. z Evertonem czy Southampton, czyli drużynami z aspiracjami, by grać w europejskich pucharach.
Gorzej jest za to w defensywie. Logiczne jest, że jeśli „Sroki” nastawione są na kontrataki, to drużyna przeciwna, częściej utrzymując się przy piłce, będzie stwarzała sobie więcej dogodnych okazji. Jednak nie usprawiedliwia to aż 38 straconych goli po 23 meczach. Tylko cztery drużyny straciły więcej bramek niż Newcastle United.
Obrońcy z St James’ Park świetnie walczą w powietrzu. Do tej pory wygrali już aż 1611 pojedynków o piłkę. Problem zaczyna się, kiedy futbolówka spadnie na boisko. Skuteczność odbiorów wynosi wtedy zaledwie 54%. Jeśli dołożymy tego trzy bezpośrednie błędy prowadzące do utraty gola, to można wysnuć wniosek, i nie będzie on wcale odkrywczy, że to defensywa stoi na przeszkodzie, aby Newcastle rozwinęło skrzydła.
Steve dostał to, czego nie dostał Rafa
Głównym powodem konfliktów pomiędzy Mikem Ashleyem a Rafą Benitezem i kibicami były pieniądze. Były trener musiał wręcz błagać właściciela o choć jednego funta, aby wzmocnić zespół. Takie błagania nie motywowały właściciela do zajrzenia do portfela, a jedynie dolewały oliwy do ognia w całym sporze. Umówmy się, jeśli zespół ma grać atrakcyjny futbol i przede wszystkim pewnie utrzymać się w lidze, a nawet zawalczyć o coś więcej, to najdroższym transferem nie może być Jacob Murphy czy Yoshinori Muto. Na obu piłkarzy wydano po 10 milionów euro, a prawdopodobnie większość kibiców Premier League nawet nie wie, kim są ci zawodnicy.
Inaczej sytuacja ma się z obecnym trenerem, czyli Steve’em Bruce’em. Anglik nie musi błagać właściciela o pieniądze, a po prostu je dostaje. I przełożyło się to na kilka ciekawych transferów. W sezonie 2019/2020 na wzmocnienia wydano aż 73 miliony euro, co jak na standardy Newcastle jest naprawdę wysoką kwotą.
Na St James’ Park przybył Allan Saint-Maximin, który wyrósł już na jednego z ważniejszych piłkarzy Steve’a Bruce’a. Wtedy też pobito rekord transferowy Newcastle United. Mike Ashley wyłożył za jednego zawodnika aż 44 miliony euro. I choć Joelinton, bo o nim mowa, nie spełnia jak do tej pory pokładanych w nim nadziei, to wiemy, że trener „Srok” ma zaufanie co do kwestii transferowych i dostanie zawodników takich, jakich będzie chciał.
OFFICIAL: Joelinton ➡️ @NUFC pic.twitter.com/gETjDGggaB
— 433 (@433) July 23, 2019
Przed startem tego sezonu również byliśmy świadkami kilku wzmocnień. Najważniejszym transferem był zdecydowanie Callum Wilson, który przeszedł z Bournemouth za 23 miliony euro. Pozyskano także Jamala Lewisa, który był drugim i ostatnim gotówkowym transferem. Oprócz tego wzmocniono klub przyjściem Ryana Frasera czy Jeffa Hendricka.
Drużyna jednego zawodnika
Pep Guardiola nazwał kiedyś Tottenham Hotspur drużyną Harry’ego Kane’a. Idąc tym tropem, w sezonie 2020/2021 zespół Newcastle United bez problemu można uznać za drużynę Calluma Wilsona. Anglik już w Bournemouth udowadniał, że jest dobrym piłkarzem. Nikt chyba nie spodziewał się, że napastnik będzie miał aż tak wielki wpływ na drużynę z St James’ Park.
W 23 meczach Newcastle United zdobyło 25 bramek. Aż przy 15 z nich udział brał Callum Wilson. Anglik strzelił 10 goli, czyli 40% wszystkich zdobytych bramek przez Newcastle! Napastnik dołożył do tego pięć asyst. Jego gole pomogły zdobyć „Srokom” aż 17 z 25 punktów w tym sezonie Premier League.
40% – Callum Wilson has scored 40% of Newcastle's league goals this season (10/25), the largest share of a Premier League side's goals for any player in 2020-21. Hamstrung. pic.twitter.com/EIJJlxIj7A
— OptaJoe (@OptaJoe) February 11, 2021
Na tym niestety koniec pozytywnych wieści. Callum Wilson wypada przez kontuzję ścięgna podkolanowego na okres od sześciu do nawet ośmiu tygodni. Steve Bruce musi zrobić wszystko, aby przekształcić zespół jednego zawodnika w prawdziwą drużynę.
Najbliższe trzy mecze ekipa z St James’ Park zagra z Chelsea, Manchesterem United i Wolverhampton. W tych spotkaniach zabraknie Calluma Wilsona. Wielka szansa nadchodzi więc dla Joellintona, Dwighta Gayle’a czy Andy’ego Carolla, którzy muszą udowodnić swoją wartość i sprawić, że Newcastle umie sobie radzić także bez swojego najlepszego zawodnika.
Najbliższe mecze to prawdziwy test charakteru dla ekipy Steve’a Bruce’a. Od pewnego spadku do (prawie) pewnego utrzymania. Najbliższe mecze to spotkania z wielkimi rywalami. Choć zadanie wydaje się trudne, to „Sroki” pokazują, że niemożliwe nie istnieje, i zapewne będą chciały to również udowodnić w nadchodzących kolejkach.