Jeszcze nie tak dawno Nenada Bjelicę wymieniało się w gronie kandydatów do objęcia posady w Betisie. Hiszpanie mocno zabiegali o Chorwata, lecz ten nie zdecydował się na zmianę klubu. Po rozstaniu z Dinamem Zagrzeb wydawało się, że były trener Lecha obejmie mimo wszystko jakiś mocniejszy zespół, który będzie grał w pucharach. Przejął jednak NK Osijek, co jest dosyć dużym zaskoczeniem.
Naturalnym krokiem dla Bjelicy wydawała się przeprowadzka do klubu z TOP 5 europejskich lig, który występowałby regularnie w pucharach albo co najmniej do nich aspirował. Dlatego tak wielkie zdziwienie wywołała sobotnia konferencja, na której ogłoszono nowego szkoleniowca NK Osijek. W końcu to ekipa mająca zaledwie jeden punkt w lidze. Do lidera traci aż siedem „oczek”. Jeśli spojrzeć tylko na to, wydawać się może absurdem, że chorwacki trener postawił właśnie na ten klub, ale jeśli zagłębimy się w szczegóły, jego decyzję można jak najbardziej zrozumieć.
Nenad Bjelica – człowiek za słaby na Lecha
Przygoda Nenada Bjelicy w Lechu zaczęła się w sierpniu 2016 roku. Zastąpił wtedy na ławce trenerskiej Jana Urbana, który zanotował fatalny początek sezonu z „Kolejorzem”. Właściciele mówili wtedy, że w klubie potrzeba trenera z mentalnością nastawioną na wygrywanie. Tego brakowało wówczas w Poznaniu. Chorwat miał być lekarstwem na ówczesne problemy poznaniaków.
W pierwszym sezonie przy Bułgarskiej dostał przede wszystkim czas, aby wszystko w klubie poukładać. Miał ze spokojem wejść do zespołu i zacząć powolną przebudowę drużyny. W trakcie pierwszego roku Chorwatowi udało się osiągnąć całkiem dobry rezultat, bowiem w lidze zajął trzecie miejsce, mając tyle samo punktów co Jagielonia oraz o dwa mniej niż Legia. Biorąc pod uwagę turbulencje z początku rozgrywek, ten wynik wydawał się bardzo dobry. Prawdziwe oblicze zespołu Bjelicy mieliśmy jednak obejrzeć dopiero w następnej kampanii.
Sezon 2017/2018 miał być prawdziwym sprawdzianem dla Lecha. W trakcie rozgrywek pojawiły się jednak pierwsze głosy krytyki w stronę chorwackiego szkoleniowca. Zarzucało mu się głównie brak planu B, pomijanie młodzieży oraz kiepskie relacje z drużyną. Do tego porażki zaczął on zwalać na sędziów. Mówił, że to przez nich „Kolejorz” traci punkty. Koniec końców udało się na koniec sezonu zasadniczego zająć pierwsze miejsce z przewagą jednego „oczka” nad Jagielonią. Droga do mistrzostwa stała otworem. Wystarczyło tylko postawić kropkę nad i.
Runda finałowa okazała się jednak totalnym niewypałem. Drużyna Bjelicy przegrała na wiosnę zaledwie jedno spotkanie u siebie, a w najważniejszym etapie sezonu nie potrafiła wygrać ani jednego meczu przy Bułgarskiej. W kluczowych starciach wyglądała wręcz fatalnie, przez co Chorwata pożegnano jeszcze przed końcem rozgrywek. Człowiek, który miał wprowadzić do klubu mentalność zwycięzcy, wyleciał za jej brak. Historia zatoczyła koło.
🆕 Nenad Bjelica i jego sztab szkoleniowy kończą pracę w @LechPoznan . Na ostatnie dwie kolejki @_Ekstraklasa_ Kolejorza poprowadzi sztab trzech trenerów: @RafalUlatowski1, Jarosław Araszkiewicz i Tomasz Rząsa.https://t.co/7ITYp5Sm2f pic.twitter.com/TzoUa095if
— Lech Poznań (@LechPoznan) May 10, 2018
Pierwsza pucharowa wiosna od 48 lat
Nenad Bjelica trafił do Dinama Zagrzeb zaledwie pięć dni po zwolnieniu w Poznaniu. Miał przede wszystkim sprawić, że mistrz Chorwacji zacznie grać bardziej widowiskową piłkę, a przy okazji powalczyć o awans do europejskich pucharów. Pierwsza okazja do podboju Europy nadarzyła się już kilka miesięcy po zatrudnieniu Chorwata na stanowisku trenera.
Dinamo przegrało w ostatniej rundzie eliminacji do Ligi Mistrzów z BSC Young Boys, ale dało to przepustkę do Ligi Europy. W niej udało się nawet wyjść z grupy i dojść do 1/8 finału, gdzie niestety lepsza okazała się Benfica. Nikt w Zagrzebiu nie płakał jednak z tego powodu. Udało się w końcu zagrać na wiosnę w pucharach pierwszy raz od 48 lat. Do dobrej dyspozycji na europejskich boiskach dorzucono mistrzostwo ligi z 25 punktami przewagi na drugim zespołem. Oznaczało to, że Nenad Bjelica po raz drugi miał spróbować powalczyć o awans do Champions League.
Wymarzona Liga Mistrzów
Dinamo przeszło przez eliminacje jak burza. W trzech spotkaniach wykręciło bilans 13:2 i po starciu z norweskim Rosenborgiem zameldowało się w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Losowanie nie oszczędziło jednak drużyny Bjelicy. Trafili bowiem do jednej grupy z Manchesterem City, Szachtarem Donieck oraz Atalantą. Nikt nie spodziewał się cudów, ale po cichu liczono na niespodziankę i zajęcie trzeciego miejsca, które dałoby awans do Ligi Europy.
Piłkarze z Zagrzebia dzielnie walczyli na europejskich boiskach. Udało im się dwa razy zremisować z Szachtarem i pokonać w pierwszej kolejce Atalantę 4:0. Zdobyte pięć punktów nie dało jednak nawet trzeciego miejsca w grupie. Podopieczni Bjelicy mieli na nie szansę do ostatniej kolejki, ale przegrali w niej u siebie z Manchesterem City. Gdyby wygrali tamto spotkanie, a ukraińska drużyna pokonała piłkarzy z Bergamo, w stolicy Chorwacji świętowano by awans do 1/8 finału Ligi Mistrzów.
Plotki i rozstanie z klubem
Nenad Bjelica w Dinamie Zagrzeb wykonywał naprawdę kapitalną robotę. Jego drużyna z łatwością radziła sobie w lidze oraz pokazywała się z dobrej strony w Europie. Wypromował też choćby Daniego Olmo czy Damiana Kądziora, który zyskał w oczach ekspertów i kibiców w Polsce. Nie uszło to uwadze klubów z najlepszych europejskich lig. Były trener Lecha przyznał po czasie, że swego czasu poważnie interesował się nim Betis, w którym w przeszłości zagrał 32 spotkania. Miał zastąpić Rubiego na ławce trenerskiej, ale koniec końców Chorwat pozostał w klubie.
Sytuacja stała się bardzo skomplikowana podczas przerwy związanej z wybuchem pandemii koronawirusa. Najpierw na stanowisku dyrektora sportowego zatrudniono Zorana Mamicia, brata Zdravko Mamicia, który w Dianamie pociąga za wszystkie sznurki z tylnego siedzenia. Przez to mógł on kontrolować każdy ruch Bjelicy i jego sztabu.
Szala goryczy przelała się, kiedy sztabowi Bjelicy zaoferowano obniżkę pensji o 50% w trakcie trwania pandemii. Nikt na to nie chciał przystać, ale Mamić postanowił pójść z nimi na wojnę. Poskutkowało to tym, że zwolniono wszystkich sześciu współpracowników, a zarazem bliskie osoby chorwackiego trenera oprócz jego samego. Pozostał w klubie tylko po to, aby wynegocjować warunki odejścia. 16 kwietnia wydano lakoniczny komunikat, w którym poinformowano o zakończeniu współpracy z obecnym szkoleniowcem. Mimo rozstania z Dinamem były szkoleniowiec Lecha wyszedł z całej sytuacji z podniesioną głową. W końcu wyrobił sobie bardzo dobrą markę nie tylko w Chorwacji, ale i w Europie.
NK Osijek, czyli nowy, ambitny projekt w Chorwacji
Nie wiemy dokładnie, czy Nenad Bjelica miał do wyboru jakieś inne oferty. Mówiło się o tureckim Fenerbahce, ale tak naprawdę żadne słuchy z TOP 5 europejskich lig nie dochodziły. O dołączeniu 49-latka do NK Osijek spekulowano już od jakiegoś czasu, ale potwierdzenie nastąpiło dopiero w sobotę. Chorwacki trener związał się z nowym pracodawcą trzyletnią umową.
Još jednom, dobro došao Nenade! 🤝 pic.twitter.com/y7IGlEUQ4z
— NK Osijek (@nkosijek) September 5, 2020
Czym NK Osijek skusił Nenada Bjelicę, że wybrał drużynę, która po pierwszych trzech kolejkach ma zaledwie jeden punkt na koncie? Przede wszystkim długoterminowym projektem. Właścicielom marzy się bowiem awans do Ligi Mistrzów, a co za tym idzie, wygranie ligi chorwackiej. Warto też dodać, że większościowym udziałowcem w klubie jest Węgier Lőrinc Mészáros, przyjaciel Viktora Orbana – premiera Węgier. Oznacza to, że z pewnością nie zabraknie ani pieniędzy, ani zaangażowania najważniejszych osób w klubie.
Dodatkowo w nowej drużynie Chorwat będzie nie tylko odpowiedzialny za pierwszy zespół, mówił o tym na swojej pierwszej konferencji prasowej.
– Będę odpowiedzialny za prowadzenie całej polityki transferowej klubu. Dotyczy to zarówno drużyny B, jak i szkółki piłkarskiej, mam również pełną autonomię w kwestii wyznaczania osób, którym ufam najbardziej. Osijek to ambitny klub, widać to na wielu płaszczyznach – mówił w sobotę Chorwat
Warto też wspomnieć, że Bjelica pochodzi z Osijeka. Wychował się i stawiał w nim również swoje pierwsze kroki w piłkarskiej karierze. Wrócił już do niego kiedyś jako piłkarz, a teraz powraca po raz drugi w zupełnie nowej roli. Kto wie, jak potoczą się dalsze losy byłego trenera Lecha. Widać choćby po niedokończonej budowie stadionu, że ten projekt dopiero startuje. A Chorwat ma zacząć wszystko od początku i stać się jego główną twarzą. Niektórzy powiedzą, że wybrał ciepłą posadkę u siebie w kraju i na dodatek w swoim mieście. Może to prawda, ale na razie dajmy mu popracować. Kto wie, czy jeszcze nie podbije Europy z Osijekiem, a w tym czasie Piotr Rutkowski w Poznaniu będzie dalej szukał kogoś z mistrzowską mentalnością.