Napastnik już nie tylko strzela. Ekstraklasa też już o tym wie


Rola napastnika w piłce zmieniła się diametralnie

17 listopada 2016 Napastnik już nie tylko strzela. Ekstraklasa też już o tym wie
Grzegorz Rutkowski

Jeszcze kilka lat temu pozycja wysuniętego napastnika kojarzyła się jednoznacznie z rolą faceta, który musi w bezwzględny sposób wykańczać akcje kreowane przez swoich kolegów z zespołu. Wkład w grę defensywną czy w rozegranie piłki był mniej istotny, a główną kategorią klasyfikacji najlepszych snajperów była ostateczna liczba bramek na koncie. Ostatnio jednak trendy zaczęły się zmieniać i to nie tylko w największych światowych klubach.


Udostępnij na Udostępnij na

Od paru tygodni Anglia gorąco dyskutuje wypowiedź Pepa Guardioli, który nie omieszkał skrytykować największą gwiazdę swojego Manchesteru City, Sergio Aguero, za zbyt mały wkład w grę defensywną zespołu. Mimo wielkiego autorytetu Hiszpana, spora część środowiska zastanawia się, jak można publicznie strofować gościa, który w pięć lat strzelił w Premier League 110 bramek w 159 meczach. Przecież za takiego snajpera pokroić dałby się każdy trener. Do dyskusji w swoim artykule dla „Guardiana” włączył się Jonathan Wilson, próbując określić rolę środkowego napastnika we współczesnej piłce. Argument pro Guardiola jest konkretny i w zasadzie niepodważalny – w futbolu 2×2 nie zawsze równe jest czterem. Najbardziej wysunięty zawodnik nie musi strzelać bramek tak długo, jak jego drużyna wygrywa, a on sam spełnia taktyczne zadania narzucone przez trenera.

Jeśli cofniemy się do czasów, w których przednią formację tworzyło dwóch piłkarzy, o wiele łatwiej było spotkać graczy, którzy pracowali na dorobek swojego partnera. Klasycznym przykładem może być choćby Pedro Munitis, były reprezentant Hiszpanii i gracz Racingu Santander i Realu Madryt, który tylko dwa razy w karierze potrafił strzelić więcej niż pięć bramek w sezonie (odpowiednio sześć i osiem), jednak z powodu swojego zaangażowania w grę zdołał osiągnąć status legendy „Los Racinguistas”, grał w najlepszym wówczas klubie świata i trafił do kadry narodowej. W ekstraklasie takimi walczakami byli np. Tomaszowie Wieszczycki i Moskała, choć akurat oni mogli relatywnie często cieszyć się ze zdobywanych goli.

Najbardziej wysunięty zawodnik nie musi strzelać bramek tak długo, jak jego drużyna wygrywa, a on sam spełnia taktyczne zadania narzucone przez trenera.

Odkąd jednak podstawowym trendem we współczesnej piłce nożnej stała się gra jednym napastnikiem, niejako wróciliśmy do czasów, w których zawodnik z numerem dziewięć znów rozliczany był z tego, jak często trafia do siatki rywali. Jurij Szatałow niegdyś nazwał Macieja Bykowskiego „najbardziej defensywnym napastnikiem świata”, co raczej nie miało mieć oddźwięku pozytywnego. Mimo wysokich umiejętności do gry kombinacyjnej, dobremu zastawianiu się i notowaniu sporej liczby odbiorów Bykowski raczej nie należał do ulubieńców trybun, które wolałyby widzieć w składzie kogoś, kogo nazwisko znacznie częściej można skandować razem ze spikerem. Patrząc jednak na to, w jaki sposób grają w tym sezonie kluby w naszej lidze, nie można oprzeć się wrażeniu, że i u nas pod tym względem sporo się zmieniło. Lisy pola karnego, przypominające choćby Tomasza Frankowskiego, w tym momencie stanowią zdecydowaną mniejszość spośród grona wszystkich „dziewiątek”.

Obecnie napastników można podzielić na cztery podstawowe grupy i oczywiście tych, którzy do żadnej specjalnie nie pasują. Ekstraklasowe kluby chętnie korzystają z każdego typu ofensywnych graczy i wydaje się, że nareszcie zaczyna być to bardziej kwestia czysto taktyczna, aniżeli powód braków kadrowych. Jak to wygląda w praktyce?

Lis pola karnego

Klasyczna, najbardziej konserwatywna rola wysuniętego napastnika. Synonim słowa snajper. Dobry lis pola karnego to zawodnik, który stara się przez cały czas absorbować uwagę obrońców, tak długo, aż ci zagapią się w najprostszej sytuacji. Wybitnym przykładem takiego zawodnika był Filippo Inzaghi, w naszych krajowych warunkach najczęściej za wzór stawia się Tomasza Frankowskiego. Wkład tego typu „dziewiątki” w grę zespołu jest najmniejszy, w defensywę się on nie angażuje, w rozegraniu udział bierze marginalny. Najlepsi gracze tego typu powinni mieć dobre przyspieszenie na krótkim dystansie, bezwzględnie muszą wybitnie ustawiać się na boisku i pilnować linii spalonego, gra głową będzie w tym wypadku dodatkowym atutem. Warunki fizyczne grają tu najmniejszą rolę, między innymi dlatego w roli lisa świetnie się czuje przywołany na początku tego tekstu Sergio Aguero.

Najlepsze lisy pola karnego to gracze, którzy mają dobre przyspieszenie na krótkim dystansie, bezwzględnie muszą wybitnie ustawiać się na boisku i pilnować linii spalonego. Gra głową będzie w tym wypadku dodatkowym atutem.

Człowiekiem z ekstraklasy, który zdecydowanie najbardziej pasuje do roli lisa pola karnego, jest legionista Nemanja Nikolić. Reprezentant Węgier, przemęczony po mistrzostwach Europy, był dość mocno krytykowany w mediach z powodu swojej słabej gry na początku sezonu. Nic dziwnego – przy jego atutach okazuje się, że niska skuteczność przekłada się na wyraźnie gorszą grę całego zespołu. „Niko” nie jest bowiem tytanem pracy, można więc powiedzieć, że Legia z węgierskim Serbem w składzie musi w defensywie pracować tak, jakby grała w dziesiątkę. Za ostatnie tygodnie Nikoliciowi można już jednak wybaczyć gorszą dyspozycję z początku sezonu. Cztery trafienia w pięciu spotkaniach ekstraklasy to wynik godny dużej pochwały. Pomijając bramkę z rzutu wolnego w meczu z Bruk-Betem, w zasadzie każdy gol legionisty przypomina te zdobywane w ubiegłym roku.

https://youtu.be/GovwezJj3RM

Jeszcze kilka sezonów temu dobrą połowę wysuniętych napastników w naszej lidze stanowiły lepsze lub gorsze lisy. Dziś takich jak Nikolić można szukać ze świeczką, bez wielkich szans na sukces. Do grona piłkarzy tego typu na pewno można zaliczyć Wojciecha Kędziorę z Bruk-Betu Nieciecza, który w zależności od nastawienia zespołu Czesława Michniewicza jest jednym z wchodzących z ławki (niekorzystny wynik/chęć dobicia przeciwnika) lub graczem wyjściowej jedenastki. W podobnej roli próbuje też odnaleźć się Krzysztof Piątek, choć to było o wiele łatwiejsze w Zagłębiu Lubin – Cracovia zdecydowanie preferuje grę piłką, w której napastnik musi solidniej pracować w defensywie. W Śląsku Wrocław idealnym przykładem był Marco Paixao, w Lechii Gdańsk też nie jest już takim typowym lisem pola karnego. Zawodnikiem, który chyba najbardziej przypomina Nemanję Nikolicia, jest Łukasz Sekulski, reprezentujący obecnie Koronę Kielce. Do momentu, w którym złapał kontuzję, Korona potrafiła pracować na swoją „dziewiątkę”, notując wyniki wykraczające ponad obecny potencjał zespołu. Zastąpienie go Michałem Przybyłą poskutkowało prawdziwą katastrofą i wędrówką w dolne rejony ligowej tabeli.

Odgrywający

W Anglii nazywany target man, ponieważ stanowi główny cel długich piłek, posyłanych z pominięciem środka pola. Dobry odgrywający charakteryzuje się dużą siłą fizyczną, zdolnością przytrzymywania piłki, zastawiania się. Musi dobrze grać tyłem do bramki. Dobrze by było, by potrafił zgarniać górne piłki, więc wzrost powyżej 190 cm jest mile widziany. Mimo że zwykle nie strzelają wielkiej liczby bramek, trenerzy bardzo cenią napastników tego typu, często też za nich przepłacając. Typowym przykładem jest Andy Carroll, za którego Liverpool dał kiedyś 35 milionów funtów – o jakieś 25 za dużo. Czasem i osoba odgrywającego potrafi strzelać dużo bramek, jak choćby Olivier Giroud w reprezentacji Francji, który u Deschampsa pełnił dokładnie taką rolę.

Dobry odgrywający charakteryzuje się dużą siłą fizyczną, zdolnością przytrzymywania piłki, zastawiania się. Musi dobrze grać tyłem do bramki. Dobrze by było, by potrafił zgarniać górne piłki.

Spośród graczy ekstraklasy najbardziej charakterystycznym target manem jest Aleksandar Prijović. Jego potencjał najłatwiej zmaksymalizować poprzez wystawienie obok niego drugiego napastnika, który jak najczęściej miałby korzystać ze zdolności odgrywania. Wystarczy spojrzeć na wideo z bramkami Nemanji Nikolicia, by dostrzec, jak często osobą asystującą albo chociaż mającą kluczowe znaczenie w rozwoju akcji był Szwajcar. Część obserwatorów krytykuje Prijovicia za małą liczbę zdobywanych bramek, gdy jednak zobaczymy, jak często gole padają, gdy nasz lokalny klon Ibrahimovicia przebywa na boisku (czasem nawet absorbując uwagę obrońców), okazuje się, że jego wpływ na zespół jest niebagatelny.

Innym świetnie sprawdzającym się w roli odgrywającego jest Zdenek Ondraszek. Gdy przychodził do Wisły, oczekiwano, że w każdym sezonie będzie strzelał po kilkanaście bramek. Okazało się jednak, że Czech o wiele lepiej sprawdza się w roli drugiego napastnika, który robi wszystko, by stwarzać jak najwięcej okazji kolegom – czy to Pawłowi Brożkowi, czy wbiegającym w pole karne skrzydłowym. Mimo zaledwie dwóch trafień w tym sezonie, nie ma chyba kibica, który zarzuciłby Ondraszkowi cokolwiek. Oprócz Czecha target manem można nazwać też Pawła Abbotta z Arki Gdynia i Bence Mervo ze Śląska Wrocław, sęk w tym, że jak na razie żaden z nich nie spełnia swojej roli tak, jak powinien.

Fałszywa „dziewiątka”

Czyli jedna z tych ról, których znaczenie w ostatnich latach wzrosło niebagatelnie. Wszystko zaczęło się od Hiszpanii w czasie Euro 2012, która potrafiła wygrać turniej bez klasycznego snajpera. Występujący w pierwszej linii Cesc Fabregas to typowy środkowy pomocnik, a jego obecność pod polem karnym przeciwnika służyła jako jeszcze jedna opcja do wymiany podań. Fałszywa” dziewiątka” może być zawodnikiem, który na papierze jest najbardziej wysunięty, w rzeczywistości jednak uwielbia wchodzić w głąb środka pola, by aktywnie uczestniczyć w rozegraniu bądź też pełni rolę tzw. schodzącego napastnika, czyli kogoś, kto częściej operuje w bocznych strefach boiska, szukając okazji do wejść w pole karne na pełnej szybkości.

Fałszywa „dziewiątka” może być zawodnikiem, który na papierze jest najbardziej wysunięty, w rzeczywistości jednak uwielbia wchodzić w głąb środka pola, by aktywnie uczestniczyć w rozegraniu.

Najlepiej funkcję fałszywej „dziewiątki” w naszej lidze pełni chyba Fedor Czernych z Jagiellonii Białystok. Litwin, gdy przychodził do Górnika Łęczna z ligi białoruskiej, był typowym skrzydłowym. Jurij Szatałow zauważył jednak, że oprócz dynamiki i techniki zawodnika charakteryzuje niezła skuteczność, zmienił mu więc pozycję na środkowego napastnika. Decyzja okazała się strzałem w dziesiątkę (a w zasadzie w „dziewiątkę”), Czernych zaczął prezentować wybitną formę. Jeszcze lepiej jest w Białymstoku, gdzie Michał Probierz obciążył go zadaniem kreowania gry. Pięć bramek i dwie asysty plus niebagatelna praca na całej szerokości i często też długości boiska. Jeśli forma Litwinia nie spadnie, za kilka miesięcy na Podlasie zaczną wpływać kilkumilionowe oferty.

W ekstraklasie fałszywych „dziewiątek” jest niemało. Pamiętacie najczęściej padające stwierdzenie odnośnie Jose Kante z Górnika Zabrze (w tym sezonie już z Wisły Płock)? Świetny piłkarz, ale bramek strzelać nie umie. W zespole lepiej wykorzystującym jego potencjał wartość Gwinejczyka rośnie – z takim graczem aż miło powymieniać piłkę. W zeszłym sezonie na szpicy Cracovii zawsze występował zawodnik o takiej właśnie charakterystyce. Marcin Budziński był krakowskim Fabregasem, Deniss Rakels i Erik Jendriszek równie chętnie grali na skrzydłach jak w ataku. Michał Probierz ma wielki komfort w wyborze gracza o takiej specyfice, zamiast Czernycha w Jagiellonii tę samą rolę spełniać może Karol Świderski.

Defensywny napastnik

Czyli w domyśle piłkarz, który ma być pierwszym odbierającym piłki w swojej ekipie. Obecność takiego gracza zaczyna mieć sens wtedy, gdy cała drużyna czuje się dobrze w pressingu. Nietrudno więc zgadnąć, że wzorcowy defensywny napastnik występuje teraz w Liverpoolu Juergena Kloppa. Mowa oczywiście o Roberto Firmino, który oprócz goli i asyst ma na swoim koncie zdecydowanie największą liczbę odbiorów wśród graczy ofensywnych (średnio trzy na mecz) w Premier League.

Defensywny napastnik spełnia swoją rolę wtedy, gdy cały zespół dobrze gra w pressingu. Zawodnik musi, oprócz strzelania i asystowania, potrafić odbierać piłkę i uruchamiać graczy bocznej strefy boiska.

W ekstraklasie nie spotyka się zbyt wielu defensywnych napastników. Ostatnio na „dziewiątce” znów gra Adam Frączczak w Pogoni Szczecin i wygląda to co najmniej obiecująco. Piłkarz, który występował w swojej karierze właściwie na każdej pozycji w polu (poza stoperem), nie ma problemów z odbiorem piłki, do tego potrafi strzelać bramki (pięć w tym sezonie). Przy odpowiedniej pracy całego zespołu posiadanie gracza o takiej specyfice może pomóc Kazimierzowi Moskalowi w stworzeniu drużyny o profilu podobnym do obecnego „The Reds”.

Oprócz Frączczaka za swój wkład w defensywę wielokrotnie chwalono jeszcze dwóch piłkarzy. Mowa o Michale Papadopoulosie i Josipie Barisiciu. Czech jest twardy, potrafi walczyć o piłkę, umie też pograć kombinacyjnie. Chorwat świetnie wyglądał, gdy miał do współpracy Martina Nespora, gdy został sam jako jedyna „dziewiątka” – wyraźnie zgasł. Nic dziwnego, Piast nie jest klubem prezentującym się jakoś wybitnie w pressingu.

Trudni do określenia

Wszystkie kategorie podstawowe już za nami, warto jednak podkreślić, że część zawodników wyraźnie wyłamuje się spod schematów. Pomaga im w tym zarówno taktyka zespołów, jak i indywidualne zdolności. Dobrym przykładem jest Grzegorz Kuświk, który potrafi zachowywać się jak lis pola karnego, ale też godnie spełnia rolę fałszywej „dziewiątki”. Vladislavs Gutkovskis ma warunki na odgrywającego i czasem potrafi grać tak, jak na target mana przystało, jednak Łotyszowi zdarzyło się też nieraz pokazać z dobrej strony w defensywie. Marcin Robak potrafi i odgrywać, i wykańczać, a połączenie cech lisa i target mana można nazwać napastnikiem kompletnym. Wszelkie znaki na niebie i ziemi pozwalają sądzić, że podobne określenie pasować będzie też do Jarosława Niezgody z Ruchu Chorzów.

Nieszkodliwi napastnicy

Jest jeszcze jedna kategoria napastników trudnych do określenia. To ci, których nie da się do końca przypisać do żadnej z ról, bo do żadnej specjalnie nie pasują. Gdy widzimy Michała Przybyłę próbującego pełnić rolę Łukasza Sekulskiego, widzimy, jak wielka różnica umiejętności dzieli tych dwóch piłkarzy. Dawid Kownacki, mimo że grać w piłkę potrafi, też jako napastnik nie pokazuje poważniejszych zdolności taktycznych. Swoje zdolności wraz z formą zatracił też trochę Łukasz Zwoliński, wcześniej kandydat na świetnego lisa pola karnego.

Najnowsze