Na mapie Europy pozostały już tylko trzy kraje, w których nie szukaliśmy jeszcze młodzieżowych talentów. Pierwszym z nich jest uczestnik i już mała sensacja tegorocznych mistrzostw Europy, czyli Węgry. Czy nasz historyczny przyjaciel wraca do dużej piłki na dobre, czy może awans do pierwszego wielkiego turnieju od lat jest tylko "wypadkiem przy pracy"?
Dwudziesta obecnie drużyna rankingu FIFA wymieniana była jednym tchem, obok Irlandii Północnej i Albanii, w gronie najsłabszych zespołów Euro 2016. Szybko jednak doszło do weryfikacji tez zakładanych przez ekspertów – podopieczni Bernda Storcka rewelacyjnie weszli w turniej i zaskarbili sobie sympatię fanów na całym kontynencie. Czy ktoś jest w stanie kontynuować zaczęte przez obecną generację dzieło odbudowy wielkich piłkarsko Węgier?
1) Adam Nagy (Ferencvaros Budapeszt, 21 lat)
Węgierska wersja Bartosza Kapustki w natarciu. Choć porównanie, używane ostatnio nagminnie przez polskich dziennikarzy, nie do końca pasuje do Nagy’ego, z uwagi na boiskową pozycję Węgra, w dużej mierze odzwierciedla skalę talentu defensywnego pomocnika Ferencvarosu Budapeszt. Młody piłkarz już przerasta swoją ligę o co najmniej jedną półkę, nieunikniona wydaje się więc zmiana klubu w najbliższym czasie. Technika, gra w odbiorze, przegląd pola. Wszystko to sprawia, że Nagy powoli staje się zawodnikiem kompletnym. Ostatnie miesiące to także wywalczenie sobie miejsca w wyjściowym składzie reprezentacji, wreszcie wyjazd na mistrzostwa Europy jako najmłodszy w całej kadrze. Parę środkowych pomocników współtworzy z szesnaście lat starszym Zoltanem Gerą, podobnie jak w swoim klubie. Miejsce w dziesiątce największych talentów Euro 2016 nie wzięło się znikąd. O tym panu będzie naprawdę głośno.
2) Roland Sallai (Puskas Akademy, 19 lat)
Określenie „węgierski Kapustka” znacznie bardziej pasuje do numeru dwa na naszej liście, czyli ofensywnego pomocnika Rolanda Sallaia. Pół roku różnicy, te same rejony boiskowej działalności, a także fizyczne podobieństwo. No i umiejętności, choć pod tym względem Polak jest chyba jednak trochę wyżej. Wychowanek akademii piłkarskiej Ferenca Puskasa (występującej w węgierskiej ekstraklasie) to zawodnik zaawansowany technicznie, dysponujący dobrym przeglądem pola. Co prawda nie udało mu się znaleźć w kadrze na mistrzostwa Europy, znajduje się on jednak w gronie piłkarzy oczekujących na poważną szansę w reprezentacji – jak na razie było mu dane zadebiutować w towarzyskim meczu przeciwko Wybrzeżu Kości Słoniowej (maj 2016), jest też gwiazdą węgierskiej młodzieżówki. Dopóki można wyciągnąć go za sensowne pieniądze, powinien być bacznie obserwowany przez czołowe polskie kluby – za kilka lat będzie można na nim zbić fortunę.
3) Norbert Balogh (US Palermo, 20 lat)
Trudno oczekiwać, żeby węgierska wersja Petera Croucha (lub Marcina Krzywickiego) stała się kiedyś ulubieńcem rzeszy fanów, inaczej jednak sprawa może się mieć z trenerami, którym tyczkowaty napastnik może idealnie wręcz pasować do taktyki. Wychowany w bardzo biednej rodzinie (w jednym z wywiadów przyznał, że w dzieciństwie zdarzało mu się głodować) Balogh cały czas spędzał z piłką przy nodze, co zresztą widać w jego grze. Mimo lekko niezdarnego (pod kątem wizualnym) sposobu dryblingu młody napastnik bardzo przyzwoicie panuje nad futbolówką, umie też całkiem dobrze przyspieszyć. Mankamentem numer jeden jak na razie jest skuteczność – dotychczas nie miał w karierze ani jednego sezonu, w którym zdobyłby więcej niż… trzy bramki. Mimo to zagraniczni skauci od dawna uważali Balogha za zawodnika z gigantycznym wręcz potencjałem, toteż zimą tego roku Węgier został klubowym kolegą Thiago Cionka. Palermo nie wahało się zapłacić za niego całkiem sporej kwoty (ponad 2 miliony euro) w nadziei, że w przyszłości wyrośnie z tego wieżowca rasowy snajper. Zobaczymy.
4) Zsolt Kalmar (Red Bull Lipsk, 21 lat)
Jeszcze dwa lata temu byłby absolutnym numerem jeden, teraz jednak jego kariera bardzo twardo stanęła w miejscu. Jako dziewiętnastolatek Kalmar był już reprezentantem kraju i gwiazdą ligi węgierskiej, która za niezłe pieniądze (milion euro) przechodziła do mającego mocarstwowe ambicje Red Bulla Lipsk. Tam jednak odbił się od ściany, nie mogąc wywalczyć sobie pewnego miejsca w składzie (gdy grał, zwykle niewiele dawał drużynie). Ostatnie pół roku spędził na wypożyczeniu do FSV Frankfurt, w którym występował regularnie, nie uchronił jednak klubu przed spadkiem do trzeciej ligi niemieckiej. Rudowłosy zawodnik na boisku prezentuje atuty typowe dla dobrego skrzydłowego – jest szybki i nie boi się pojedynków jeden na jednego z defensorami rywali. Gdy do przebojowości dołoży nieco statystyk – może jeszcze być niezłym grajkiem.
https://youtu.be/dPidNnBTOpo
5) Mate Vida (Vasas Budapeszt, 20 lat)
Ostatnie miejsce dla chłopaka, który powinien być wręcz wymarzonym celem transferowym dla polskich klubów. Dwadzieścia lat, od dwóch sezonów opoka swojego niezbyt mocnego zespołu, którego celem (osiągniętym w dość szczęśliwych okolicznościach) było utrzymanie w lidze. W dodatku bacznie obserwowany przez selekcjonera kadry, który dał nawet chłopakowi zadebiutować w reprezentacji. Mate Vida z pewnością nie wybrzydzałby, gdyby dostał propozycję transferową z Polski. Młody defensywny pomocnik pod pewnymi względami przypomina zwycięzcę rankingu, Adama Nagy’ego, jest nieco bardziej zorientowany defensywnie – w konstruowaniu akcji preferuje bezpieczną grę i krótkie podania, choć od czasu do czasu potrafi rzucić „ciasteczko”, po którym napastnikowi pozostaje tylko dopełnić formalności. Tak więc polscy dyrektorzy sportowi, brać, póki jest!