Judasz, sprzedawczyk czy zdrajca. To chyba najpopularniejsze określenia osoby niewiernej wartościom, czasem ojczyźnie, a w przypadku futbolu – klubowi. Znamy zawodników oddanych jednej drużynie, takich jak Maldini, Totti czy Zanetti. Dzisiaj na tablicę bierzemy jednak nie ich – herosów – bo tak odbierani są przez kibiców. Przyjrzymy się piłkarskim antybohaterom, którzy tak jak przywitany nietypowo podczas ostatnich derbów Madrytu Thibaut Courtois, byli w stanie przejść na stronę najbardziej znienawidzonych rywali.
Futbolowe transfery często pokazują, jak cienka jest granica, która dzieli od siebie miłość i nienawiść do danego zawodnika. Znamy przypadki, kiedy piłkarze zmieniali kluby wyłącznie dla pieniędzy lub po prostu nie przywiązywali wagi do klubowych barw. Hasło „gdzie płacą, tam gram” stało się ich życiową dewizą.
Są to jednak incydenty powszechne na tyle, że musielibyśmy poświęcić kilka godzin, by przypomnieć sobie ich większą część. Wybrałem czterech piłkarzy, których sytuacje uważam za najciekawsze. Transfery z udziałem tych zawodników wywołały masę emocji i miały naprawdę ciekawe skutki. To właśnie te zdrady spróbujemy sobie przybliżyć.
Obrzucony szczurami
W zeszłą sobotę odbyły się kolejne już derby Madrytu. Spotkanie pomiędzy Atletico a Realem zakończyło się triumfem „Królewskich” 3:1. Była to dla Courtois możliwość zagrania w barwach „Los Blancos” przeciwko swojej byłej drużynie. Powrót belgijskiego bramkarza nie należał jednak do tego z gatunku sympatycznych. Fani Atletico przywitali byłego zawodnika w nietypowy sposób. Swoją pogardę do niego pokazali, obrzucając go pluszowymi szczurami, a każdy kontakt Belga z piłką był dla kibiców gospodarzy okazją do głośnych gwizdów. Skąd taka reakcja?
Courtois grał dla „Los Rojiblancos” przez trzy lata na zasadzie wypożyczenia z Chelsea Londyn i był dla „Atleti” prawdziwą ostoją. To między innymi dzięki jego zasługom Atletico dotarło do finału Ligi Mistrzów w sezonie 2013/2014 i zdobyło mistrzostwo Hiszpanii. Przyszedł jednak czas na pożegnanie. Dobre występy na Półwyspie Iberyjskim zaowocowały powrotem na Stamford Bridge, a Courtois został pierwszym bramkarzem londyńskiej Chelsea. Występy Belga w „The Blues” udowodniły tylko, że jest on bramkarzem klasy światowej, który gwarantuje w bramce spokój i stabilizację. Wychowanek Bilzerse VV pomógł Chelsea w dwukrotnym wygraniu ligi angielskiej, a sam zawodnik wyróżniony został Złotymi Rękawicami Premier League.
8 sierpnia 2018 roku. Real Madryt ogłasza pozyskanie nowego zawodnika. Piłkarzem tym jest nikt inny jak Thibaut Courtois. Wiązało się to oczywiście ze sporymi kontrowersjami. Były bramkarz Atletico wielokrotnie powtarzał w przeszłości, że oddany jest czerwono-białym barwom. Przy okazji zmiany klubu Courtois wyznał jednak, że zawsze marzył o grze dla Realu. – Jako dziecko zawsze ma się klub, który się wspiera. Ja podziwiałem Casillasa, był wtedy bardzo młody, stał przed wielkim wyzwaniem. Miałem jego koszulkę, a gdy miałem dziesięć lat, poszedłem na mecz Anderlechtu z Realem. Jestem bardzo dumny, że mogę dołączyć do najlepszego klubu na świecie – powiedział na konferencji prasowej. Courtois najprawdopodobniej właśnie tego typu wypowiedziami wywołał wśród fanów Atletico niechęć do swojej osoby, którą kibice „Los Rojiblancos” okazali przy okazji ostatniego spotkania.
Zmiana klubu na odwiecznego rywala nie jest rzadkim zjawiskiem. Transfer Belga to oczywiście nie pierwsza ani ostatnia taka historia. Kiedy komuś wydawać się może, że Thibaut Courtois poczuć mógł się co najmniej niemiło podczas wizyty na Wanda Metropolitano, warto wspomnieć o innym, dużo bardziej hardkorowym przypadku.
Świński łeb na murawie
Luis Figo – legenda portugalskiej piłki, zdobywca Złotej Piłki, czterokrotny mistrz Hiszpanii i wielki zdrajca FC Barcelona… Zawodnik, którego nazwisko nosiła na koszulkach masa dzieciaków, wzór do naśladowania, jednym słowem: „Pan Piłkarz”, jednak do pewnego czasu.
W 2000 roku doszło do najdroższego na tamten moment transferu piłkarskiego. Kapitan FC Barcelona zmienia klub za kwotę 56 milionów dolarów. Taką sumę zdecydował się wyłożyć za Portugalczyka Real Madryt. Sam Figo twierdzi, że nie był w Katalonii szanowany i doceniany za to, co robił dla drużyny.
Katalońscy kibice wpadli w szał. Kluczowy gracz ich ukochanej „Barcy” i motor napędowy zespołu decyduje się odejść do odwiecznego rywala. „Blaugrana” straciła niesamowitego zawodnika, a przypadek Luisa Figo stał się w jakimś stopniu symbolem walki Realu z Barceloną. Wyzwiska, śpiewy i obelgi to rzecz normalna, która spotykała Figo za każdym razem, gdy tylko natknął się na fana Barcelony.
Prawdziwa eksplozja nienawiści przypadła jednak na 24 listopada 2002 roku. Barcelona podejmowała „Królewskich” na Camp Nou, a katalońscy kibice przygotowali się na to spotkanie aż zbyt solidnie. Za każdym razem, gdy w celu wykonania kornera do narożnika boiska zmierzał Portugalczyk, zaczynał się prawdziwy grad obiektów lecących w jego stronę. W pewnym momencie wykonanie rzutu rożnego zajęło nawet dwie minuty.
Były zawodnik Realu, Michel Salgado, wspomina: – Przy drugim albo trzecim rzucie rożnym podszedłem do Luisa Figo i powiedziałem: „Zapomnij o tym, chłopie. Rób swoje”. Zwykle dawałem Luisowi możliwość krótkiego rozegrania rzutu rożnego, ustawiałem się blisko niego, obok linii, ale nie tym razem. Z trybun sypały się pociski: monety, nóż, szklana butelka po whiskey. To chyba był Johnny Walker. Albo J&B. Lepiej trzymać się z daleka.
W szczytowym momencie ataku szału kibiców Barcelony na boisku wylądował prawdziwy odcięty świński ryj. To było przegięcie – stwierdziły władze Realu. Gazety szumiały, zastanawiały się, jakim cudem kibice byli w stanie wnieść na stadion głowę świni. Spotkanie zakończyło się remisem 0:0, a największym symbolem tego meczu została świńska głowa. Figo do dzisiaj pozostaje jednym z największych futbolowych zdrajców zdaniem niektórych kibiców.
Zdradzał nie tylko na boisku
Czas pokazał, że zawodnicy bywają nielojalni wobec klubów piłkarskich. Byli również tacy, dla których wierność jest wartością na tyle obcą, że zdarzało im się również zdradzać swoje partnerki. Przykład takiego zachowania zaprezentował Carlos Tevez. Argentyński napastnik zasłynął dzięki występom w Manchesterze United, którego barwy reprezentował w latach 2007-2009.
Po dwóch latach gry u boku Wayne’a Rooneya władze „Czerwonych Diabłów” nie zdecydowały się przedłużyć kontraktu z Tevezem, który podobno nie miał najlepszych relacji z sir Aleksem Fergusonem. Wtedy do akcji wkroczył Manchester City – lokalny rywal United, chcący tworzyć nową potęgę angielskiego futbolu.
Tevez przystał na warunki kontraktu, jaki zaproponowała mu ekipa z błękitnej części Manchesteru. Argentyńczyk był nawet przez dwa lata kapitanem „Obywateli”, a dla City rozegrał 113 spotkań i przyczynił się do zdobycia mistrzostwa kraju w 2012 roku.
Nie była to jednak jedyna zdrada, jakiej dopuścił się „Apacz”. Wychowanek Boca Juniors już w 2004 roku miał romans z modelką Natalią Fassi. Jeszcze więcej pikantności dodaje postaci Teveza fakt, że sześć lat później Argentyńczyk znalazł sobie kolejną kochankę, z którą zdradzał swoją żonę, gdy ta była w ciąży.
Argentyński napastnik „poszczycić się” więc może niemałym doświadczeniem w tematyce niewierności. Jest jednym z zawodników, którego poza boiskową grą trudno jest jakkolwiek podziwiać.
Na polskim podwórku
Ruch Chorzów podejmuje w barażowym spotkaniu o utrzymanie Lechię Gdańsk. Niesamowicie ważny mecz, w bramce „Niebieskich” stoi Janusz Jojko, który stał się prawdziwym antybohaterem Ruchu, przyczyniając się do pierwszego w historii spadku chorzowian do II Ligi.
Zwyczajna sytuacja, nikomu przy Cichej nie przyszło na myśl, że dosłownie za trzy sekundy piłka znajdzie się w bramce. Janusz Jojko zamierza kontynuować grę wyrzutem piłki, która przypadkowo wyślizguje mu się z ręki i po chwili znajduje drogę do bramki. Gol wyglądał kuriozalnie, a kibice Ruchu przez dobrą chwilę nie mogli zrozumieć, co wydarzyło się przed sekundą.
Jojko miał popłakać się w szatni, załamany nie miał zamiaru wychodzić na drugą część meczu. Spotkanie dokończył jednak za namową trenera. Wielu oskarżyło Jojkę o korupcję czy specjalne wrzucenie sobie piłki do siatki. Wściekli koledzy z drużyny mieli kazać bramkarzowi wynosić się z klubu.
Mimo tak spektakularnej wpadki Jojko bezproblemowo znalazł nowego pracodawcę, a był nim… GKS Katowice. Były bramkarz Ruchu dopiero co przyczynił się do spadku chorzowian, a już kilka miesięcy później reprezentował barwy lokalnego rywala. Okres gry w GKS-ie Katowice był najlepszym czasem w karierze Jojki. Wychowanek Chorzowianki Chorzów zdobył z „GieKSą” zarówno dwa puchary, jak i superpuchary Polski, co czyni go najbardziej utytułowanym zawodnikiem klubu.
Jojko był pierwszym bramkarzem GKS-u podczas katowickiej przygody w europejskich pucharach. Bramkarzowi GKS-u udawało się nawet powstrzymać zawodników takich jak Zidane czy Dugarry, eliminując Girondins Bordeaux z Pucharu UEFA.
Janusz Jojko do dzisiaj bardzo ciepło przyjmowany jest w Katowicach, znalazł nawet miejsce w jedenastce wszech czasów „GieKSy”. W Chorzowie natomiast nadal postrzega się go prześmiewczo.
Bramka samobójcza stała się słynna w całej Polsce, a do końca kariery Jojce towarzyszyły chóralne śpiewy kibiców przeciwnych drużyn: „Janusz Jojko bramkę strzel!”
Jedni z wielu
To tylko kilka przykładów piłkarzy, którzy nie mieli oporów, by odejść do klubów znienawidzonych przez kibiców swoich drużyn. Wymieniać przecież można jeszcze długo: Bereszyński, Baggio, van Persie czy Ashley Cole…
Opisane sytuacje wydają się jednymi z ciekawszymi i dość charakterystycznymi przykładami piłkarskich zdrad. Co przyniesie przyszłość? Czy jest coś w stanie dorównać świńskiej głowie rzucanej z trybun? Jestem przekonany, że nieraz usłyszymy jeszcze o wielkiej zdradzie, która z jednej strony wywołuje niechęć do piłkarza, z drugiej zaś ma w sobie coś elektryzującego, coś, co nakręca cały piłkarski świat.