Włączywszy w sobotnie popołudnie kanał telewizyjny BBC1 łatwo można się przekonać, jak wiele dla Anglików znaczą rozgrywki niższych klas, od the Championship po niemalże pół-amatorskie okręgówki „Blue Square”. W miniony weekend ligowa walka dobiegła końca, z największymi emocjami w The Championship właśnie. Korespondencja z Anglii.
Angielska piłka to nie tylko walka „Wielkiej Czwórki” o tytuł oraz pozostałych kilkunastu zespołów o przetrwanie w Premiership, które jest jednoznaczne z dodatkowymi 35 milionami funtów za sezon.
Doprawdy niewiele osób zdaje sobie sprawę, że czwartą największą średnią widzów w Europie, po Premier League, Bundeslidze oraz La Lidze, wcale nie ma piłka włoska, francuska ani choćby portugalska, ale zaplecze angielskiej ekstraklasy. Potęga The Championship tkwi w jej rozmiarach, nieprzewidywalności, kibicach oraz kapitale. Mało w której drugiej najwyższej klasie rozgrywkowej każdy klub dostaje za same prawa telewizyjne nieco ponad milion funtów za sezon, choć suma ta niedługo wzrośnie w skutek umowy podpisanej pomiędzy The Football Leagues oraz BBC.
Orły zmasakrowały
Wszystkie te pozytywne cechy skumulowały się w ostatni dzień sezonu, niedzielę 4 maja. Pomimo aż 45 wcześniej rozegranych kolejek, więcej było znaków zapytania aniżeli odpowiedzi, a aż 10 klubów miało realne szans bądź to awansować, wskoczyć na miejsce barażowe, lub spaść. Tym oto sposobem tylko w trzech z dwunastu meczach grano „o pietruszkę”, ale nawet i tam emocji nie zabrakło. Miałem okazję być na Selhurst Park, gdzie ewentualne zwycięstwo Crystal Palace zapewniało im szansę gry w play-offach o Premiership.
Faktem jest, iż podopieczni Neila Warnocka najszybciej z całej stawki rozwiali wątpliwości gości z Burnley oraz rywali o miejsce barażowe, bowiem po 10 minutach „Orły” prowadziły 2:0 i grały w przewadze jednego zawodnika. Osoba menadżera warta jest wzmianki. Od momentu jego zatrudnienia na Selhurst w październiku 2007 roku, klub z południowego-wschodu Londynu awansował w tabeli o 14 pozycji. Ponadto pewnie i pięknie wygrał na koniec sezonu zasadniczego 5:0, nie dając przyjezdnym najmniejszych szans. Crystal Palace, gdzie główne role odgrywają nastoletni wychowankowie, ma duże szanse, aby w przyszłym roku zagrać w Premiership. Na szczególne słowa pochwały zasłużył lider zespołu oraz najlepszy zawodnik meczu, rudowłosy Ben Watson.
Trzecia liga po 124 latach
Na pewno znajdzie się tam w sezonie 08/09 Stoke City. Klub z północnej części Anglii to jedna z najbardziej uznanych, ale nieco zakurzonych marek futbolu, której największą gwiazdą w historii był legendarny Stanley Matthews. Do bezpośredniego awansu popularni „Potters” potrzebowali jedynie remisu z Leicester, a bezbramkowy wynik to właśnie im dał. Obok szalejących ze szczęścia 25 tysięcy fanów Stoke, na Britannia Stadium płakało 2 tysiące kibiców gości. Dla „Lisów” ten remis oznaczał pierwszą w 124-letniej historii klubu degradację aż do trzeciej ligi. W całej tej historii, oprócz kibiców, najbardziej szkoda menadżera Leicester City – Iana Holloway’a. Anglik uchodzi za jednego z najlepszych menadżerów młodego pokolenia, który ufa młodym graczom a także słynie z ultra-ofensywnego futbolu. Serca dziennikarzy oraz kibiców różnych klubów zjednał sobie przede wszystkim otwartością serca, szczerością oraz umiejętnością radzenia z problemami osobistymi. Jeszcze jako piłkarz potrafił wystąpić w meczu 10 godzin po śmierci ojca, a w ostatnich latach dzielnie wspierał chorującą na raka żonę, a także opiekował się czwórką dzieci, z których troje jest głuchonieme. Po degradacji Leicester z łzami w oczach odpowiadał na pytania dziennikarzy podczas pomeczowej konferencji prasowej.
W B’ham bez zmian
Najlepszym zespołem The Championship zostało West Bromwich Albion. W przypadku spadku Birmingham City z Premiership, WBA zachowa status quo w ilości klubów z drugiego największego miasta Anglii w najwyższej klasie rozgrywkowej. Jak wiele znaczy tytuł mistrza drugiej ligi niech świadczy choćby fakt, iż w przyszłym sezonie Crystal Palace będzie grało w koszulkach upamiętniających 30-lecie ich zwycięstwa w drugiej lidze.
Dwóch nie strzelili / Prawie w trzeciej lidze
Największym pechowcem ostatniego dnia rozgrywek, obok Leicester, jest Wolverhampton. Piłkarze z Molineux nie zagrają w barażach o Premier League tylko i jedynie z powodu gorszego od Watford bilansu bramek na przestrzeni całego sezonu, czyli 10 miesięcy oraz 46 kolejek. Podopiecznym Micka McCarthy’ego zabrakło… 2 (DWÓCH!) bramek.
W pięć lat po finale Pucharu Anglii z niesamowitym wówczas Arsenalem (0:1), kompromitacji uniknęło Southampton, które o mały włos nie spadło z The Championship. Zespół z St. Mary’ Stadium uratowały gole Stern Johna oraz Marka Saganowskiego. Jeszcze więcej szczęścia miało Coventry, które łatwo przegrało z Charltonem (1:4) i tylko dzięki remisowy Leicester uratowało swój ligowy byt. Przypadkowa bramka „Lisów” w końcówce meczu ze Stoke i kto inny spadałby razem ze zdegradowanymi już wcześniej Colchester oraz Scunthorpe.
Premiership przez Wembley
W parach barażowych zagrają Crystal Palace z Bristol City oraz Watford z Hull. Zwycięzcy tych dwumeczów zagrają przeciwko sobie 24 maja na Wembley. O ekstraklasę, prestiż oraz 35 baniek. Play-offy czas zacząć!