Piłka nożna już dawno zaczęła wykraczać poza 90 minut spektaklu, jakim jest sam mecz. Dużo ciekawsze sceny dzieją się za kulisami, gdzie prym wiodą prezesi. W skomercjalizowanym świecie piłki bardzo często właśnie oni są jedynymi barwnymi postaciami. Zatrudniają i zwalniają trenerów na potęgę, malują włosy na barwy klubowe po zdobyciu mistrzostwa. To tylko skromny przykład tego, na co stać ekscentrycznych prezesów.
Obraz piłkarskich prezesów zmienił się diametralnie na przestrzeni ostatnich kilku dekad. Gdybyśmy cofnęli się w czasie do lat 60., widzielibyśmy dostojnie ubranych mężczyzn, którzy z pełną kurtuazją rozmawiają o futbolu na wytwornych bankietach. Oczywiście w bloku wschodnim wytworne fraki należałoby zamienić na mundury, wino na wódkę, a zwrot grzecznościowy „sir” na swojsko brzmiące „towarzyszu”. Jednak wtedy uchodziło to za szczyt kultury. Taki mieliśmy klimat…
Wraz z rozwojem futbolu i jego komercjalizacją zmienił się obraz typowego prezesa. Właścicielem drużyny mógł zostać każdy, kto miał sporą kwotę na koncie i chęć zainwestowania. Być może sprawiło to, że w futbolu zaczęły pojawiać się spore pieniądze, ale miało też negatywne konsekwencje. Wokół piłki zaczęli się kręcić ludzie mający gangsterskie powikłania albo będący ekscentrykami lub zwykłymi szaleńcami. Nie, nie przesadzamy, wyczyny niektórych prezesów należałoby poddać ocenie psychiatry, bo często wykraczają poza rozum zdrowego na umyśle człowieka.
Poczet prezesów ekscentryków w europejskim futbolu
– Jak zdobędziemy mistrzostwo, pofarbuję sobie włosy w klubowych barwach – powiedział prezes Montpellier Louis Nicollin, którego dumnie tytułuje się we Francji mianem „króla śmieciarzy”. Przede wszystkim dlatego, że dorobił się milionów na firmie przetwarzającej śmieci. Jak łatwo się domyślić, jego ukochany klub zdobył tytuł, a „Loulou” na mistrzowskiej fecie pojawił się w zupełnie nowej fryzurze. Ten wyskok ekscentrycznego prezesa jest
Louis NICOLLIN[/caption]jednak swoistym preludium do przedstawienia jego dalszych wybryków, bo Nicollin we Francji notorycznie robi show. W 2009 roku wyzywał Benoit Pedrettiego od „pedałów”, za co został ukarany dwoma miesiącami pozbawienia wolności w zawieszeniu. „Loulou” jest również królem kwiecistych cytatów, które regularnie zostają przypominane kibicom francuskiego futbolu.
– Montpellier mistrzem? Na miejscu marsylczyków, paryżan, kibiców Lyonu, Lille czy Rennes… wetknąłbym sobie kiełbasę w tyłek. Wtedy poziom upokorzenia byłby adekwatny do tego, który obecnie fundujemy im na boisku – mówił w sezonie, w którym jego drużynie udało zdobyć mistrzowski tytuł.
Gdy do PSG przychodził Maxwell, prezes w swoim stylu pytał, czy chodzi o markę kawy, a w jednym wywiadzie przyznał, że Roland Curbisa ceni wyżej od Carlo Ancelottiego, bo ten pierwszy awansował do ligi, mając samych „Mongołów”. Ostatnimi czasy Nicollin trochę się uspokoił, ale kiedy jego drużyna zacznie osiągać jakieś sukcesy, znów będziemy mogli usłyszeć o „królu śmieciarzy”.
Być może jeszcze bardziej ekscentrycznym prezesem jest właściciel Cardiff City, Vincent Tan. Malezyjczyk zawitał do walijskiego klubu i rozbudził nadzieję kibiców na to, że ich ukochana drużyna będzie walczyć o czołowe miejsca w Premier League. Zamiast tego otrzymali kilka szalonych lat, w których ciągu klub zmienił barwy z tradycyjnych niebieskich na czerwone i usunął z herbu jaskółkę na rzecz czerwonego smoka. Wszystko dlatego, że dla Tana smok jest symbolem siły i zwycięstwa, a 114-letnia tradycja czymś, co można wymazać w kilka chwil.
Jego „oryginalność” wynika z tego, że Malezyjczyk zwyczajnie nie rozumie futbolu. Bo jak wytłumaczyć fakt, że kazał swoim piłkarzom uderzać na bramkę zza połowy, bo to zwiększa ich szansę na zdobycie bramki, a trenerowi Mackayowi kazał oglądać, jak tancerki rozsypują ryż na murawę, co miało przynieść szczęście drużynie. Wszystkim kibicom będzie również kojarzyć się z komicznym ubiorem. Kto normalny zakłada klubową koszulką na białą koszulę z krawatem?
W Italii za największego ekscentryka uchodzi obecnie Massimo Ferrero, którego własnością jest Sampdoria Genua. Od czasów, kiedy w 2014 roku Włoch przejął klub, „Sampa” stanęła na głowie. Ferrero szokuje praktycznie na każdym kroku. Niebanalne wypowiedzi? Zawsze. Szalone transfery? Jasne. W końcu planował wyrwać skłóconego ze Spalettim Francesco Tottiego. Do tego wszystkiego należy dodać również oryginalne zachowanie, czyli wbieganie na murawę po wygranych derbach czy siedzenie na trybunach, kiedy jest się obwiązanym chustą w klubowych barwach. Massimo Ferrero jawi się więc jako wzór prezesa ekscentryka.
Prezes Sampdorii miał się od kogo uczyć, bo właśnie we Włoszech jako pierwsi pojawili się właściciele klubów, którzy swoim oryginalnym zachowaniem potrafili szokować opinię publiczną. Pierwszy na myśl przychodzi nieśmiertelny Silvio Berlusconi, władający Milanem od 1986 roku. Były premier Włoch potrafił wparować do szatni przed meczem, przerwać przemowę trenerowi i podać skład drużyny, która za kilka minut ma wyjść na murawę. Ostatnio Silvio trochę przystopował, planuje sprzedać swoje ukochane dziecko – Milan, ale kto wie, czy nie usłyszymy o kolejnych ekscesach szalonego prezesa.
Na początku XXI wieku pałeczkę największego ekscentryka we Włoszech przejął z kolei prezes Perugii Luciano Gaucci, który swego czasu planował, by w jego klubie na ataku grała niemiecka piłkarka Birgit Prinz. Na transfer nie pozwoliły jednak federacje piłkarskie. Gaucci pozwolił również zadebiutować w swojej drużynie synowi pułkownika Kaddafiego, a Koreańczyka Ahn Juhn-Hwaga wyrzucił klubu, bo ten strzelił gola eliminującego „Squadra Azzurra” z mundialu w 2002 roku. – On był fenomenalny tylko wtedy, gdy grał przeciwko Italii. Jestem nacjonalistą i takie zachowanie postrzegam nie tylko jako potwarz włoskiej dumy, ale również jako obrazę kraju, który dwa lata temu otworzył przed nim swoje drzwi. Nie mam zamiaru płacić komuś, kto zrujnował włoską piłkę – tłumaczył, sprzedając piłkarza.
Bałkańska krew
Na oddzielny fragment artykułu zasługują prezesi rodem z Bałkanów. Mieszanka gorącego temperamentu, wybujałego ego i milionów na koncie sprawia, że prezesi tamtych klubów co rusz szokują piłkarski świat. Jako pierwszy na myśl przychodzi właściciel Steauy Bukareszt, Gigi Becali. Rumun jest w nielicznym gronie właścicieli, którzy zarządzali klubem z więzienia. Raz został ukarany za to, że na jego zlecenie porwano dwie osoby, a drugi za bardziej prozaiczne zdarzenie – machlojki finansowe.
Becali to człowiek bardzo religijny. Swego czasu zamówił obraz wzorowany na „Ostatniej Wieczerzy”, na której on zajął miejsce Jezusa, a piłkarze byli apostołami. Jego podejścia do wiary nie widać jednak w jego zachowaniu. W Rumunii uznaje się go za rasistę (nazwał czarnoskórego prezentera „małpą”) i ksenofoba. Gdy największym konkurentem jego Steauy był CFR Cluj, polityk grzmiał, że drużyną rządzą węgierscy masoni, a CFR nie jest rumuńską drużyną i mistrzostwo dla niej byłby wstydem dla całego kraju.
Oczywiście jak przystało na prawdziwego prezesa ekscentryka, Gigi nie szanuje swoich podwładnych, czyli piłkarzy i trenera. Z Vlada Chirchesa zrobił swego czasu niewolnika, nie pozwalając obrońcy odejść ze Steauy, a grę Łukasza Szukały skrytykował w krótkich żołnierskich słowach: – Za coś takiego powinienem go wtrącić do więzienia. Jednak dużo gorsze relacje niż piłkarze mają z Becalim trenerzy najbardziej utytułowanego rumuńskiego klubu.
– Ja wystawiam skład, nie ma żadnej demokracji – stwierdził, rzucając na odchodne zwolnionemu trenerowi, czym niejako odkrył kulisy swoich działań. W Rumunii nie ma właściwie szkoleniowca, któremu nie oberwało się od Becalego. Prezes nie oszczędził nawet lokalnej legendy futbolu, George’a Hagiego, którego zwolnił po dwóch miesiącach za to, że trener nie wystawiał podanego przez niego składu. Szczytem kuriozum było zwolnienie przez ekscentryka Yukela Yesilowa. Powód był iście prozaiczny. Szkoleniowiec – jak mówił sam Gigi – jako muzułmanin przynosi pecha chrześcijańskiemu klubowi. Obecnie Rumun usunął się w cień, a jego Steaua znajduje się w największym od lat kryzysie.
Jego dobrym kumplem jest właściciel Dinama Zagrzeb Zdravko Mamić (Becali pochwalił w mediach jego ślub z dużo młodszą kobietą). Chorwat jest nie tyle niegroźnym ekscentrykiem, wywołującym uśmiech na twarzach kibiców, ile gangsterem, który zawładnął całą chorwacką piłką. Bo jak inaczej tłumaczyć to, że od lat sędziowie robią wszystko, by mistrzowski tytuł nie trafił w ręce klubów z Rijeki i Splitu, ale powędrował w lepkie łapska Mamicia.
Zdravko Mamić i jego striptiz na lotnisku
Prezes Dinama oprócz niejasnej przeszłości, podejrzeń o korumpowanie spotkań nawet w Lidze Mistrzów (słynny mecz Dinama z Olympique Lyon) i traktowania swoich piłkarzy jak niewolników ma również na koncie wiele ekscentrycznych zachowań. W 2007 roku zaatakował fanów Dinama, wykrzykując rasistowskie hasła, a potem dał pokaz… striptizu na lotnisku w rytm cygańskich piosenek. W tym samym roku obmacywał tancerkę w Azerbejdżanie.
Na liście jego czynów możemy znaleźć wiele pobić i gróźb jak chociażby w 1994 roku, kiedy to zaatakował bez przyczyny delegatów Auxerre, czy kilkanaście lat później, gdy pobił się z kibicami Hajduka, których sprowokował tańcem radości w chwili, gdy jego drużyna wygrywała z odwiecznym rywalem. A to zaledwie kilka przykładów jego, lekko mówiąc, nietypowych zachowań.
Ostatnim z bałkańskiego trójkąta bermudzkiego był Ratko Butrović, prezes Vojvodiny Novy Sad. Dlaczego piszemy o nim w czasie przeszłym? „Bata KanKan”, jak się o nim mówiło, został znaleziony martwy w jednym ze swoich hoteli w 2013 roku. Gdybyście kilka lat temu zobaczyli go na ulicy, w życiu nie pomyślelibyście, że to milioner, bo Serb wyglądał jak połączenie podstarzałego hipisa, Allego G. i Janusza Panasewicza z Lady Pank. Zazwyczaj chodził w raperskich koszulkach w rozmiarze XXL, złotych łańcuchach i welurowych dresach Los Angeles Lakers. Dlaczego?
– Jakiś gość z Belgradu za chwilę zaczął produkować kopie, ludzie zaczęli je nosić. Wkurzyłem się i wtedy właśnie postanowiłem zmienić styl. Zacząłem ubierać się tak jak dziś. Chciałem zobaczyć, czy ludzie wciąż będą mieć tyle odwagi, żeby mnie kopiować – tłumaczył w jednym z wywiadów, skąd pomysł na tak niekonwencjonalny styl.
Stać go było również na zorganizowanie mocno zakrapianej imprezy w środku tygodnia w związku z urodzinami ówczesnego trenera klubu. Butrović dał wszystkim pracownikom Vojvodiny dzień wolny i zaprosił całą ekipę do jednego z należących do niego hoteli. Wyobrażacie sobie Bogusława Cupiała stukającego się kieliszkiem z Patrykiem Małeckim w jego podkrakowskiej willi?
Serbowi nie było również obce wyrzucanie trenerów na potęgę (jego rekord w sezonie wynosi pięciu zwolnionych szkoleniowców) czy publiczne besztanie swoich zawodników. Obecnie kibice Vojvodiny żałują, że ich klubem nie zarządza już ekscentryk. Za czasów jego rządów klub stał się równorzędnym partnerem dla Crveny Zvezdy i Partizana, a teraz błąka się w środku ligowej stawki.
Fetysz zwalniania
Swego rodzaju fetyszem wśród ekscentrycznych prezesów stało się notoryczne zwalnianie trenerów. Całe zjawisko zapoczątkował prezes Atletico Madryd Jesus Gil, który dla innych właścicieli jest niedoścignionym wzorem. W czasie 16-letnich rządów Hiszpan zwolnił aż 39 trenerów, czym podobno zaimponował samemu Józefowi Wojciechowskiemu. Potem zresztą opowiadał, że inspirował się Silvio Berlusconim, który bardzo często traktował szkoleniowców jak marionetki, samemu ustalając skład zespołu.
– To był trudny człowiek. Na początku powiedział mi, że jest panem. Jest tutaj panem wszystkiego, jest mistrzem, jest prezydentem, do niego należy stadion i wszystko inne. Uznał, iż jako właściciel ma prawo w barbarzyński sposób krytykować zawodników. Raz wszedł do szatni uzbrojony – opowiadał o kulisach pracy z prezesem argentyński trener Alfredo Basile.
https://www.youtube.com/watch?v=2ln_QYaIgA4
Jesus Gil prowadzący swój autorski program w… jacuzzi wśród pięknych kobiet. Oj, musiała być to ciekawa produkcja
Kilkanaście lat później schedę po Jesusie Gilu przejął prezes Palermo Maurizio Zamaparini, który w 14 lat zwolnił 34 trenerów. Tylko w tym sezonie „Rosonero” prowadziło ośmiu szkoleniowców, w tym dwukrotnie Giuseppe Iachini. – Iachini to idiota. Nie zamierzam skończyć w Serie B – powiedział i po raz drugi zwolnił znanego we Włoszech trenera. Swoją drogą, aż dziw, że ktokolwiek zgodził się współpracować z Zamparinim, jeśli poznał wcześniej jego nerwowe oblicze.
Ekscentryczność Włocha objawia się nie tyle w awangardowym zachowaniu czy ubiorze, ile sposobie wypowiadania się. Konferencje z nim w roli głównej są kopalnią cytatów dla włoskich mediów. Na początku 2016 roku nawoływał do zawieszenia rozgrywek Serie A z powodów licznych błędów sędziowskich, a kilka lat temu stwierdził, że ówczesny szkoleniowiec Palermo, Delio Rossi, „nie ma jaj”.
http://i66.tinypic.com/wspqu0.png
Lista „skalpów” Maurizio Zampariniego
Polską odpowiedzią na Gila i Zampariniego był Józef Wojciechowski. W polskim futbolu działał zaledwie kilka lat, ale na dekady pozostanie w pamięci kibiców ekstraklasy. Gdyby JW był prezesem Polonii przez dłuższy czas, prawdopodobnie pobiłby rekord Jesusa Gila. Tak jego bilans trenerskich skalpów zatrzymał się na 18 w ciągu pięciu lat.
Słodko-gorzka ocena
Obserwując działania prezesów ekscentryków z boku, możemy wszystkie zdarzenia skwitować litościwym uśmiechem. Poszaleli, złamali sztywne schematy w futbolu, a potem bardzo szybko odeszli w zapomnienie. Jednak w samym oku cyklonu znaleźli się kibice poszczególnych drużyn, którzy przez wiele lat musieli znosić kolejne wybryki właścicieli ich ukochanych drużyn. Co zaskakujące, większość klubów pod wodzą szaleńców przeżywała najlepsze okresy w historii. Jako idealny przykład można podać AC Milan, który za czasów panowania Kaliguli… tfu, Berlusconiego wyrósł na czołową drużynę w Europie, czy Polonię Warszawę Józefa Wojciechowskiego, stającą się równorzędnym rywalem dla największych drużyn w Polsce. Choć wyda nam się to dziwne, większość kibiców tęskni za często szalonymi czasami rządów ekscentrycznych prezesów, bo wraz z tym, że wszystko wywróciło się do góry nogami, szły w parze sukcesy. Teraz jest spokojnie, ale perspektyw na cokolwiek nie ma.