Młode wilki TME: Mariusz Stępiński


22 lutego 2013 Młode wilki TME: Mariusz Stępiński

Jeszcze rok temu nikt nie wiedział, kim jest Mariusz Stępiński. Tymczasem młody zawodnik Widzewa Łódź już od kilku dobrych lat krzyczał: Halo, tu jestem!, strzelając bramki w reprezentacji młodzieżowej z częstotliwością karabinu maszynowego. Dziś już wszyscy wiemy, co potrafi Mariusz, ale ci, którzy śledzą uważnie jego rozwój, uważają, że nie wiemy jeszcze nic, bo to, co zobaczyliśmy, to zaledwie niewielki ułamek jego możliwości.


Udostępnij na Udostępnij na

Mariusz Stępiński urodził się 12 maja 1995 roku w Sieradzu. Jak twierdzi sam zawodnik, w piłkę grał od zawsze, lecz na pierwszy trening udał się w wieku 10 lat. Zamiłowaniem do futbolu zaraził go starszy brat – Krzysztof –  jednak futbolowa pasja była u niego wrodzona, brat tylko ją uwolnił. Pierwszym klubem Mariusza był Piast Błaszki, to tam uczył się podstaw futbolowego rzemiosła. Już wtedy widziano w nim materiał na klasowego napastnika. Dostrzegli to też działacze Pogoni Zduńska Wola i w 2009 roku 14-letni junior stał się piłkarzem tego klubu. Jego talent został szybko zauważony przez szkoleniowców młodszych kategorii wiekowych reprezentacji Polski. Świetna gra i spora liczba bramek wpłynęły na duże zainteresowanie czołowych klubów ligi polskiej. Młody zawodnik stanął przed trudnym wyborem, ale… nie zastanawiał się ani chwili. Wiedział, że chce zostać piłkarzem Widzewa, i kiedy RTS się po niego zgłosił, był on najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.

Mariusz Stepiński (pierwszy od lewej w koszulce Widzewa)
Mariusz Stepiński (pierwszy od lewej w koszulce Widzewa) (fot. cracovia.pl)

Widzew to klub z bardzo bogatą historią. Tam młodzi piłkarze zazwyczaj nie otrzymują zbyt wielu szans gry przed ukończeniem 18. roku życia. Bywały oczywiście wyjątki, jak w przypadku Jakuba Rzeźniczaka, który debiutował w ekstraklasie w wieku 16 lat i niewiele ponad 300 dni. Mariusz na swój pierwszy występ czekał pół roku, udowadniając w tym czasie swoją klasę w rozgrywkach Młodej Ekstraklasy. Nie zrobił tam co prawda furory, strzelił jedną bramkę w dziewięciu spotkaniach, ale pokazał, że drzemie w nim ogromny potencjał. Trener Radosław Mroczkowski nie zawahał się dać mu szansy i 27 października 2011 roku wprowadził go na boisko w ostatniej minucie meczu z Lechem Poznań. Dzięki temu bohater niniejszego tekstu stał się najmłodszym piłkarzem  w ekstraklasie w historii Widzewa, w momencie debiutu miał 16 lat i 200 dni. W następnych dwóch spotkaniach Mariusz otrzymywał kolejne szanse i już tydzień później, w meczu z Wisłą Kraków, został uznany za jednego z najlepszych piłkarzy meczu, mimo iż rozegrał niecałe 40 minut. – Grał lepiej od swoich bardziej doświadczonych kolegów. Cały czas był w ruchu, jak to się mówipod grą. Widać, że jest dobrze wyszkolony technicznie i szybki. Jedyną wadą jest jeszcze budowa fizyczna, ale to normalne w tak młodym wieku – mówili po tym spotkaniu eksperci. Potem zaliczył jeszcze 25 minut w meczu z Górnikiem Zabrze w ostatnim meczu rundy jesiennej.

Mariusz pokazał się w lidze, ale w młodzieżowej reprezentacji Polski, którą prowadził Marcin Dorna, był jednym z liderów. Nie mógł się go nachwalić trener drużyny U-17 – Marcin Dorna. – Regularnie strzela gole, niezależnie od klasy przeciwnika. Radzi sobie tak samo dobrze, jeśli gramy atakiem pozycyjnym z drużynami pokroju Litwy czy Walii, jak i przeciwko Niemcom albo Hiszpanii, kiedy liczymy na kontry. Cenię go, bo jest zdeterminowany w dążeniu do celu. Wie, że liczy się przede wszystkim praca. Kiedy słuchałem wywiadu, którego udzielał po meczu z Wisłą, pomyślałem, że słucham dojrzałego mężczyzny, a przecież on ma dopiero 16 lat – mówił o Mariuszu Marcin Dorna w wypowiedzi dla „Przeglądu Sportowego”.  – Musi nad tym pracować, ale to normalne w tym wieku. Technicznie jest zaawansowany. Bardzo się cieszę, że dostał szansę w ekstraklasie, bo to sygnał dla pozostałych chłopców z mojej kadry, że mogą zostać docenieni. Dobrze trafił, bo trener Mroczkowski nie boi się stawiać na młodych piłkarzy. Jesteśmy w stałym kontakcie i analizujemy postępy Mariusza – mówił Dorna. Czy wiosną Stępiński może grać regularnie w lidze? – Może nie w pierwszym składzie, ale stać go, by pojawiać się często na boisku – dodał szkoleniowiec.

Runda wiosenna nie była dla niego spełnieniem marzeń. Zagrał zaledwie w kliku spotkaniach: z Podbeskidziem (27 minut), Polonią Warszawa (15 minut), ŁKS-em Łódź (minuta) i Legią Warszawa (8 minut). Na koniec sezonu otrzymał prezent od trenera Mroczkowskiego w postaci występu od pierwszego gwizdka sędziego w meczu z Cracovią. Stępiński został zmieniony w 52. minucie, jednak można powiedzieć, że prawdziwy chrzest bojowy miał już za sobą. Bilans Mariusza byłby pewnie lepszy, gdyby nie gra w młodzieżowej reprezentacji Polski. W maju 2012 roku widzewiak przebywał na rozgrywanych w Słowenii mistrzostwach Europy do lat 17. Pokazał się tam z dobrej strony, strzelił zwycięską bramkę w meczu z Belgią i był podstawowym piłkarzem drużyny, która w półfinale po twardej walce uległa młodzieżowej reprezentacji Niemiec. Ostatecznie przywiózł z tego turnieju brązowy medal.

Po zakończeniu sezonu w mediach zrobiło się głośno na temat ewentualnego transferu Mariusza do silniejszej ligi. W grę wchodziły podobno takie kluby jak Inter Mediolan. Menedżer piłkarza, Łukasz Masłowski, potwierdził, że zainteresowanie było duże, lecz były to głównie zapytania, konkretnych ofert nie było. – Potwierdzam, że zainteresowanie jest, cały czas pojawiają się zapytania, ale konkretnej oferty na razie nie ma, więc dopóki nie pojawi się żadna oficjalna propozycja, to nie ma tematu. – mówił Masłowski w rozmowie z Arturem Kurzawą dla portalu iGol.pl. Podobno o piłkarza walczyła także warszawska Legia, ale mało prawdopodobne, by piłkarz chciał się przenieść do tego klubu.

Stępiński został i… wciąż zasiadał na ławce rezerwowych. W meczach ze Śląskiem, Ruchem, Bełchatowem i Zagłębiem wchodził na ogony, jednak mimo to wciąż zbierał dobre recenzje. W spotkaniu piątej kolejki z Górnikiem Zabrze trener Mroczkowski wprowadził go na boisku w połowie spotkania, a ten odwdzięczył się strzeleniem bramki, która dała łodzianom remis. W ten sposób Mariusz pobił kolejny rekord, stał się najmłodszym strzelcem Widzewa Łódź w historii meczów o punkty w najwyższej klasie rozgrywkowej, mając zaledwie 17 lat i 135 dni. Poprzednio ten rekord należał do Rafała Kubiaka, który trafił do siatki w wieku 18 lat i 131 dni. Dla porównania Zbigniew Boniek swoją pierwszą bramkę dla Widzewa zdobył, mając 19 lat i 209 dni.

Potem było już nieco łatwiej, choć trener Mroczkowski wciąż nie wystawiał utalentowanego piłkarza w pierwszym składzie. Stępiński sprawdził się jednak w roli dżokera i do końca sezonu strzelił jeszcze dwie ważne bramki. Trafienie z Jagiellonią Białystok w 90. minucie zagwarantowało remis, a gol z Koroną przyniósł łodzianom trzy punkty. Jak sam zainteresowany podsumował rundę jesienną? – Z jednej strony mogę być zadowolony, bo nie spodziewałem się, że zdobędę trzy gole. Z drugiej jednak miałem więcej sytuacji i okazji podbramkowych. Mały niedosyt pozostał. Spróbuję być jeszcze skuteczniejszy w rundzie wiosennej. Zadowolony z postawy młodego napastnika był jednak nie tylko Radosław Mroczkowski, ale też Waldemar Fornalik. Selekcjoner reprezentacji Polski po krótkiej konsultacji ze szkoleniowcem Widzewa Łódź powołał Stępińskiego na mecz z Rumunią. Trochę to zaskoczyło naszego dzisiejszego bohatera, ale z wypowiedzi wynika, że wielkiej tremy nie było. – Byliśmy akurat na obozie w Uniejowie. Informację o powołaniu do reprezentacji przekazał mi trener Mroczkowski i nie ukrywam, że byłem tym faktem zdziwiony, ale też bardzo się ucieszyłem. Nie pozostaje mi nic innego, jak pokazać się w kadrze z jak najlepszej strony. Chcę zaprezentować się na zgrupowaniu z jak najlepszej strony. Moim celem będzie pokazanie, że to powołanie od trenera Fornalika nie jest na wyrost, że na nie zasłużyłem.

Stępiński rozegrał kilka minut w meczu z Rumunią, ale jeszcze do końca nie wiadomo, czy zadebiutował w reprezentacji Polski. Trwa spór z federacją rumuńską o kategorię tego spotkania, Rumuni bowiem upierają się, że nie był to oficjalny mecz międzypaństwowy. W każdym razie Polska wygrała 4:1, a Mariusz założył biało-czerwoną koszulkę ze świadomością, że rozgrywa oficjalne spotkanie. Zagrał jak zwykle, bez żadnej tremy, ale miał trochę za mało czasu, by pokazać swoje nieprzeciętne umiejętności.

A umiejętności ma naprawdę duże. Po obejrzeniu kilku spotkań można powiedzieć, że ten zawodnik zadziwia spokojem i opanowaniem. Dysponuje niezłym dryblingiem, co w połączeniu z dobrym przyspieszeniem staje się bardzo silną bronią. Do tego eksperci chwalą go za grę bez piłki. Ten chłopak cały czas szuka pozycji, szuka podania, jakby chciał w każdym momencie meczu dostać piłkę, by zrobić z nią coś pożytecznego. Taki głód piłki jest rzadko spotykany wśród polskich piłkarzy. I pomyśleć, że mówimy o piłkarzu, który nie może mieć reklamy sponsora Widzewa – firmy Harnaś – bo jest zwyczajnie za młody, by reklamować napoje alkoholowe.

Czego możemy spodziewać się po Stępińskim w najbliższych miesiącach? Są tacy, którzy uważają, że wiosna powinna należeć do niego. Są też osoby, które uważają, że Mariusz przerasta potencjałem nawet Arkadiusza Milika, który w ciągu kilku miesięcy podbił ligę polską i wyjechał do Bayeru Leverkusen. Jeśli najbliższe półrocze będzie dla napastnika Widzewa równie udane jak jesień Milika, to możemy się spodziewać podobnego scenariusza. Przede wszystkim Stępiński nie ma jeszcze 18 lat, a więc nie może podpisać w pełni profesjonalnego kontraktu, będzie mógł to zrobić najwcześniej za pół roku. Czy będzie chciał przedłużyć umowę z Widzewem, skoro w kolejce ustawił się choćby Inter Mediolan? Zbigniew Boniek uważa, że młody piłkarz odchodzący za granicę musi mieć miejsce w pierwszym składzie, a w Mediolanie nie byłoby łatwo wywalczyć miejsca na boisku. Zresztą sam zainteresowany zachował zimną krew i w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” podkreślił, że nie musi wyjeżdżać za granicę za wszelką cenę. – Mój menedżer rozpoczął rozmowy z Widzewem na temat przedłużenia umowy. Zobaczymy, co z tego wyniknie. To nie jest tak, że mam wielkie parcie na wyjazd za granicę. Przede wszystkim muszą się pojawić konkretne propozycje, a tych nie ma. Poza tym – umówmy się, na razie nic wielkiego nie osiągnąłem.

Wydaje się więc, że mamy do czynienia nie tylko z bardzo utalentowanym chłopakiem, ale też skromnym i dobrze ułożonym młodym człowiekiem. Ambicji też mu nie brakuje. W rozmowie z portalem Student.nazwa.pl Stępiński opowiadał o swoich celach, które sięgają wysoko. – Od małego kibicuję Barcelonie i to jest szczyt moich marzeń, żeby w przyszłości wyjść na Camp Nou i rozegrać tam mecz. Poprzeczka wysoko postawiona, ale myślę, ze jeżeli chce się coś osiągnąć, trzeba właśnie stawiać sobie takie najwyższe cele. No cóż, pozostaje życzyć sobie i piłkarzowi spełnienia marzeń.

Autor tego tekstu bierze udział w konkursie na dziennikarza obywatelskiego roku 2012. Aby oddać swój głos kliknij tutaj

Artykuł ukazał się na blogu Oddech Futbolu

Komentarze
~!!! (gość) - 12 lat temu

Dobry artykuł :) Ale czy przypadkiem Stępiński nie
jest wypożyczony z jakiegoś niemieckiego klubu? Czy
może mi się pomyliło?

~mati1 (gość) - 12 lat temu

Nie jest wypożyczony :D Coś Ci sie pomylilo .

Artykuł 5/5

~!!! (gość) - 12 lat temu

Ach dzięki..

Najnowsze