Ligowe rozgrywki w większości europejskich krajów się zakończyły. Wiemy, kto spadł, a komu przyszło cieszyć się z mistrzowskiego tytułu. W cieniu finiszu najważniejszych lig europejskich rozgrywały się równie ciekawe batalie o trofea w piłkarsko słabszych krajach. Zdecydowaliśmy się więc spojrzeć na rozgrywki, które zwykle nie przyciągają uwagi i krótko podsumować, co się w nich działo. W końcu to pośród nich poznamy rywala dla Legii na drodze do piłkarskiego raju.
Norwegia – Rosenborg Trondheim (30 meczów, 69 punktów; 73–27)
Po czterech sezonach rozczarowań mistrzostwo Norwegii trafiło w końcu w ręce etatowego potentata. W sezonie 2015 (liga rozgrywana jest systemem wiosna – jesień) Rosenborg zmiażdżył konkurencję, kończąc z 12-punktową przewagą nad Stromsgodset. Drużyna z Trondheim przewodziła stawce w 29 z 30 kolejek! Na dodatek potwierdziła swoją dominację, wygrywając krajowy puchar.
Trzeba jednak zauważyć, że przed rozpoczęciem sezonu zespół dokonał kilku bardzo istotnych wzmocnień, kupując głównie wyróżniających się zawodników z ligi norweskiej. Najważniejszymi zawodnikami dla losów mistrzostwa była dwójka Ole Selnaes i Alexander Soderlund. Ten drugi strzelił 22 bramki w 27 meczach i, co oczywiste, został królem strzelców ligi norweskiej. Co ciekawe, po sezonie gwiazdy Rosenborga odeszły do tego samego klubu, francuskiego Saint Etienne, łącznie za ponad 5 mln euro. Jednak obaj średnio sobie radzą w zespole z Ligue 1.
Gole Alexandra Soderlunda w mistrzowskim sezonie
W obecnych rozgrywkach najbardziej utytułowana norweska drużyna pewnie przewodzi stawce, mając 25 punktów po zaledwie 11 kolejkach. Kto wie, czy nie zaczyna się właśnie kolejna dekada hegemonii Rosenborga, tak jak to było na początku XXI wieku. Jednak na powrót do Ligi Mistrzów obecna drużyna jest za słaba.
Szwecja – IFK Norrkoping (30 meczów, 66 punktów; 60–33)
W Szwecji mogliśmy oglądać jeden z najbardziej pasjonujących ligowych finiszów w ostatnich latach. Na dwie kolejki do końca w walce o mistrzostwo liczyły się trzy drużyny: IFK Norrkoping, AIK Solna, IFK Goteborg. Faworytem byli ci ostatni, dla których sezon 2015 miał być powrotem do dawnej chwały. Jednak zamiast oczekiwanego tytułu dla Goteborga byliśmy świadkami jednej z największych niespodzianek.
Trenowane nieprzerwanie od 2011 roku przez Janne Anderssona Norrkoping było drużyną środka tabeli. Ale w 2015 roku ekipa weszła na poziom godny Leicester City. W ostatnich dziesięciu meczach ligi zespół wygrał dziewięć spotkań i sukcesywnie gonił ligową czołówkę. Pomiędzy nowymi mistrzami Szwecji a triumfatorami Premier League można znaleźć więcej analogii. IFK Norrkoping również pozostawało zależne od formy kilku kluczowych zawodników. Ofensywa była uwarunkowana od formy tercetu Kujović-Nyman-Traustasson, którzy zdobyli 60% bramek zespołu. Co ciekawe, na całą trójkę Norrkoping wydało łącznie 100 tys. euro. Można zbudować dobrą ekipę za grosze? Można.
Mistrzowski marsz IFK Norrkoping (Grafika: Transfermarkt.de)
W obecnych rozgrywkach urzędujący mistrzowie radzą sobie bardzo dobrze, przewodząc stawce z 3-punktową przewagą nad Malmo. Jednak najważniejszym testem będzie dla nich gra w europejskich pucharach, do których wracają po 15-letniej przerwie.
Finalandia – SJK Seinajoki (33 mecze, 60 punktów; 50–22)
W Finlandii również doświadczyliśmy bardzo emocjonującej końcówki rozgrywek. Przewaga nowego mistrza, SJK, nad trzecim HJK Helsinki wynosiła zaledwie dwa punkty! Po sześciu latach dominacji HJK tytuł wreszcie trafia poza stolicę kraju.
O mistrzostwie dla SJK zadecydował punkt (Grafika: Transfermarkt.de)
Przed rozpoczęciem sezonu drużyna z 50-tysięcznego miasteczka w samym sercu Finalandii była przewidywana do zajęcia, jak co sezon, miejsca w środku ligowej tabeli. O zagrożeniu dominatowi nawet nie mogło być mowy. Jednak SJK Seinajoki wykorzystało zapaść formy HJK na przełomie kwietnia i maja i sięgnęło po mistrzowski tytuł, walcząc do końca o wygraną z zespołem z… Rovaniemi. Pełen folklor w tej Finlandii.
Alfą i omegą w zespole prowadzonym przez Simo Valakariego był napastnik Akseli Pelvas, który zdobył 14 bramek w 33 meczach. O niskim poziomie Veikkausliga niech świadczy fakt, że w nowym klubie Fin nie potrafi strzelić bramki od siedmiu spotkań. Wydaje się, że po ogromnym sukcesie SJK wróci na swoje dawne miejsce w szeregu w lidze, a zderzenie z europejskimi pucharami może być dla nich wyjątkowo bolesne.
Islandia – FH Hafnarfjordur (22 mecze, 48 punktów; 47–26)
Najbardziej utytułowana islandzka drużyna po dwóch latach przerwy wróciła na mistrzowski tron pod koniec 2015 roku. FH właściwie od samego początku sezonu odskoczyło rywalom na kilka punktów i dopiero pod koniec, kiedy kwestia tytułu była w zasadzie rozstrzygnięta, pozwoliło zniwelować stratę do zaledwie dwóch oczek.
O rozwoju futbolu islandzkiego świadczy fakt, że kluczowymi zawodnikami FH Hafnarfjordur byli obcokrajowcy. Najwięcej bramek (9) strzelił szkocki napastnik, Steven Lennon, który po wieloletniej tułaczce po brytyjskich półamatorskich drużynach wreszcie odnalazł miejsce na ziemi. Ważnymi postaciami w zespole byli również Belg Jeremy Serwy i Kassim Doumbia. Na wyróżnienie zasługuje ponadto duet etatowych napastników FH, czyli 31-letni Atli Gudnason i 36-letni Atli Bjornsson, którzy rokrocznie strzelają około dziesięciu bramek w sezonie.
Mimo tego, że futbol na wyspie wulkanów ciągle idzie do przodu, zderzenie z Legią Warszawa w eliminacjach Ligi Mistrzów mogłoby być dla nich traumatycznym przeżyciem. Celem FH będzie wygranie dwumeczu w europejskich pucharach.
Wyspy Owcze – B36 Torshavn (27 meczów, 61 punktów; 60–25)
Dominacja dwóch stołecznych klubów, B36 i HB, trwa dalej. Tym razem tytuł powędrował do B36 Torshavn, które nie dało najmniejszych szans rywalom, przegrywając jedynie dwa spotkania z możliwych 27! Nie będziemy zgrywać się na wielkich znawców farerskiej piłki, bo takowymi po prostu nie jesteśmy. Jedynym nazwiskiem mówiącym nam cokolwiek, gdy patrzymy się na kadrę mistrza Wysp Owczych, jest nazwisko Łukasza Cieślewicza. Nasz rodak wciąż pozostaje najważniejszą postacią B36. W mistrzowskim sezonie zdobył dziesięć goli, najwięcej w całej drużynie. Wraz z nim w klubie występuje jego brat Adrian, który wrócił do ich drugiej ojczyzny po nieudanych wojażach w Walii.
Dominacja triumfatorów ligi z 2015 roku jest widoczna. Tylko co z tego, skoro ich wojaże w europejskich pucharach od lat kończą się kompromitacją i lekcją futbolu nawet od drużyn rodem z Kaukazu?
Dania – FC Kopenhaga (30 meczów, 65 punktów; 54–22)
Wczoraj całą noc nie spała Warszawa, a dziś podobne świętowanie czeka kibiców FC Kopenhaga. Stołeczny zespół zwycięstwem 2:0 z FC Nordsjaelland zapewnił sobie mistrzostwo trzy kolejki przed końcem sezonu. „The title is coming home” – mogą zakrzyknąć kibice potentata ligi duńskiej, bo FC Kopenhaga ostatnie dwa sezony musiała się zadowolić jedynie wicemistrzostwami. Tegoroczny tytuł jest dla stołecznego klubu o tyle ważny, że w Danii rośnie im spory konkurent w postaci FC Midtyjlland. Na razie atak został brawurowo odepchnięty, bo rywal Legii z fazy grupowej LE skończy rozgrywki prawdopodobnie na najniższym stopniu podium.
Mecz o mistrzostwo kraju przeciwko FC Nordsjerlland
Przed rozpoczęciem sezonu drużyna prowadzona przez Stale Solbakkena została bardzo poważnie wzmocniona. Całość zysku ze sprzedaży Daniela Amarteya do Leicester City (6,6 mln euro) została wydana na transfery! Imponujące, prawda? Wrażenie robi kupienie Federico Santandera za 3,1 mln euro z paragwajskiego Guarani i ściągnięcie za darmo doświadczonego Duńczyka, Williama Kvista.
Kluczowy dla losów tytułu był ofensywny tercet Jorgensen-Santander-Kusk, który zdobył 27 z 54 bramek strzelonych dla klubu w lidze. Pytanie tylko, czy działaczom mistrza Danii uda utrzymać się tę trójkę? Żaden z nich nie ma ukończonych 26 lat i na pewno dobrą grą zwrócili uwagę lepszych europejskich klubów. Jednak najbardziej na transfer (do Premier League zapewne, bo to naturalny krok z Danii) może liczyć 22-letni reprezentant Szwecji, Ludwig Augustinsson, który zanotował fenomenalny sezon, a gra na najbardziej deficytowej pozycji w futbolu, czyli lewej obronie.
O FC Kopenhaga piszemy zdecydowanie najwięcej, bo możliwe, że to z Duńczykami przyjdzie nam walczyć w ostatniej rundzie eliminacyjnej Ligi Mistrzów. W pojedynku Legii z nimi to warszawianie będą na gorszej pozycji, bo FCK wygląda w tym sezonie potężnie. Oczywiście jeśli bogatsze kluby nie rozkupią całej drużyny.