Mistrzowie Polski w trwonieniu nadziei. Lech przegrywa z Puszczą


Beznadziejny Lech przegrywa 1:2 z dobrze dysponowaną Puszczą

13 kwietnia 2024 Mistrzowie Polski w trwonieniu nadziei. Lech przegrywa z Puszczą
Zbigniew Harazim / zbyszkofoto.pl

Lech katastrofalnie rozpoczął serię spotkań z niżej notowanymi rywalami, przegrywając 1:2 z Puszczą Niepołomice w bardzo słabym stylu. Podopieczni Tomasza Tułacza mieli plan na to spotkanie i skrzętnie go wykonali, odnosząc pierwsze zwycięstwo w tym roku, które przybliża ich do upragnionego utrzymania.


Udostępnij na Udostępnij na

Lech szybko dał się zaskoczyć.  W pierwszych pięciu minutach Puszcza dwukrotnie miała okazję do dośrodkowań z rzutów rożnych, z których jest przecież piekielnie groźna. Zakotłowało się pod bramką „Kolejorza”, ale zagrożenie zostało na chwilę oddalone.

W 6. minucie po długim wybiciu Zapolnik wygrał pojedynek z Blaziciem, zgrywając piłkę do Hajdy, który uderzył na bramkę z linii pola karnego. Mrozek odbił strzał, ale jako pierwszy do piłki dopadł Jordan Majchrzak, wyprzedzając Pereirę. Bramkarz był bez szans, a wychowanek warszawskiej Legii mógł cieszyć się z pierwszego gola w PKO BP Ekstraklasie. Warto docenić szczerość Majchrzaka w wywiadzie w przerwie, który zapytany o to, czy jako wychowanka Legii gol przeciwko Lechowi ma dla niego dodatkowe znaczenie, szczerze potwierdził.

Sporo mówiło się przed tym meczem o bardzo dobrej defensywie Lecha Poznań i świetnej postawie Mrozka, choćby w ostatnim spotkaniu z Pogonią Szczecin. Ale już na początku meczu Bartosz Mrozek po 388 minutach musiał wyciągnąć piłkę z siatki.

Co zaskakujące, gol nie obudził poznaniaków, to Puszcza miała kolejne szanse, zarówno po kontrach, jak i wrzutach z autu. Lech gubił się w rozgrywaniu. W 20. minucie statystyka strzałów wyglądała tak: 4:1 dla Puszczy, w celnych 3:0. Chwilę później podopieczni Tułacza ponownie zaskoczyli.

Puszcza robiła „tylko” to, w czym jest najlepsza

Rzut wolny, po którym padł drugi gol, warto zobaczyć. Perfekcyjnie zaplanowany i wykonany schemat. Szereg zawodników wbiegających z głębi pola, dokładnie wiedzących, w jaki sposób którą strefę atakować. Dośrodkowanie Jakuba Serafina dotarło do Craciuna, który łatwo zdobył swoją siódmą bramkę w tym sezonie.

Świetnie koresponduje to z przedmeczowym wywiadem z Mariuszem Rumakiem mówiącym o Puszczy wrzucającej piłki „na chaos”.  Co w takim razie powiedzieć o stałych fragmentach Lecha Poznań?

Można by powiedzieć, że rzut wolny to tajna broń Puszczy. Tylko że to nieprawda. Każdy w lidze wie, że tak Puszcza zdobywa gole i stwarza największe zagrożenie. Jak podał Tomasz Ćwiąkała, Puszcza jest w ligowej czołówce goli zdobytych ze stałych fragmentów gry i pod kątem liczby strzałów czy xG wykreowanego ze stojącej piłki.

W drugiej połowie Lech nie przekonywał, miał częściej piłkę, ale przez długi czas nic z tego nie wynikało. Mariusz Rumak próbował zmienić obraz meczu roszadami w składzie, ale nic to nie dawało przez długie minuty. Klepanie wokół pola karnego, niecelne wrzutki, ostatecznie brak strzałów, brak energii.

Ładnym trafieniem kontaktowym popisał się kapitan „Kolejorza” Mikael Ishak. W 87. minucie skiksował Filip Marchwiński, futbolówka trafiła do Szweda, który nożycami pokonał Zycha. Końcówka to zryw Lecha, chciałoby się powiedzieć, w końcu. Zagrożenia ani nawet celnego strzału z tego nie było. Po końcowym gwizdku trwała długa rozmowa kibiców najpierw z piłkarzami, a później również trenerem.

Lech potrafi wszystko… schrzanić

Ze szczelnie wypełnionego sektora gości jeszcze w pierwszej połowie padło zasadne pytanie: „Kolejorz”, co wy robicie? Do przerwy trudno powiedzieć, bo Lech stworzył dosłowne i okrągłe ZERO sytuacji. Po przerwie poza golem Ishaka równie mało. Grając z beniaminkiem, który nie wygrał meczu w tym roku. Tydzień temu lechici w bólach pokonali Pogoń Szczecin, na dobre wracając do wyścigu o mistrzostwo Polski, choć nie w roli głównego faworyta.

Mając w perspektywie mecze z trzema beniaminkami oraz z dołującą ostatnio Cracovią, w Poznaniu nie brakowało optymizmu i wiary w końcowy sukces. Najlepszym dowodem niech będzie liczba sprzedanych biletów na mecz z Legią, który odbędzie się 12 maja, dopiero za miesiąc. W kilka godzin ponad 30 tysięcy osób nabyło bilet (uwzględniając karnetowiczów). Cały ten entuzjazm zgaszono, tracąc trzy ważne punkty w Krakowie.

Trudno pojąć, jak przy takiej różnicy klas (na papierze), przegrywając od 6. minuty, można nie wykreować nic do 87. minuty. Dodatkowo w całym meczu oddać tylko dwa strzały celne, przebiec 10 km mniej niż rywal. W piłkarzach Lecha nie było widać walki, ambicji, wiary w możliwość odwrócenia wyniku.  Nie jest to może najlepszy wyznacznik, ale lechici zobaczyli tylko dwie żółte kartki. Lech nie wyglądał jak zespół wierzący w zwycięstwo.

Dlaczego Rumak nie pracował w ekstraklasie od siedmiu lat?

Mariusz Rumak jest w oczach kibiców Lecha skończony. Nie jest to specjalnie nowa teza, ale porażka z Puszczą, gdy Lech nie podjął nawet walki, tylko dokłada argumentów. Defensywna gra, problemy liderów jak Marchwiński i Velde, sromotna porażka w Częstochowie, odpadnięcie z Pucharu Polski, zaledwie cztery zwycięstwa, buta i arogancja w stosunku do całego świata.

Tydzień temu w Kotle kibice Lecha zawiesili transparent: „Na Rumaku do tartaku?”, nawiązujący do starego hasła o Rumaku wiodącym wówczas do Europy. Lech, przegrywając w Niepołomicach, wypisuje się z wyścigu o mistrzostwo. Sezon może skończyć poza europejskimi pucharami, co dla klubu byłoby tragedią. Najprawdopodobniej jedynie ligowe podium powalczy w Europie, Lech ma fantastyczny ranking UEFA mimo niedawnej tragedii w Trnawie. Brak awansu będzie drogą do kolejnego w historii „Kolejorza” zaprzepaszczenia efektów świetnej kampanii.

Zero złudzeń

Kontrakt Mariusza Rumaka kończy się za siedem kolejek, wraz z końcem aktualnego sezonu PKO BP Ekstraklasy. Samo zatrudnienie 51-letniego szkoleniowca było szokiem dla całej piłkarskiej Polski. Można było to odczytywać jako wzięcie taniej i bezpiecznej opcji, która doprowadzi Lecha do ligowego podium. Ryzyko wynikające z minimalizmu. W tej chwili na kolejną zmianę szkoleniowca jest już za późno. Lech musi spróbować dotoczyć się na metę w top 3, czyli najpewniej przed Legią, Rakowem i Pogonią.

A winę za zatrudnienie Mariusza Rumaka powinni wziąć na siebie Piotr Rutkowski i Tomasz Rząsa.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze