W pierwszym meczu półfinału Pucharu Hiszpanii trzecioligowe Mirandes przegrało u siebie z Athletikiem Bilbao 1:2. Pierwsza połowa należała zdecydowanie do gości z Baskonii, ale w drugiej role się odwróciły.
Przed meczem pomocnik Basków Ander Herrera zapewniał, że Mirandes prezentuje poziom pierwszoligowy i tak też jest traktowany przez niego i kolegów. Po pierwszym gwizdku piłkarz chyba o tym zapomniał, bo już w pierwszym kontakcie z piłką postanowił dobrodusznie oddać ją rywalom. „Los Leones” jednak już po chwili odzyskali futbolówkę i spokojnie ją rozgrywali, za nic mając sobie ambitnie ganiających między nimi gospodarzy. Chociaż zawziętości i odwagi w wielu starciach nie można im było odmówić, technicznie i fizycznie dosyć wyraźnie odstawali od podopiecznych Bielsy, którzy raz po raz szybkimi wymianami piłki starali się przedrzeć pod bramkę Nauzeta.
Nieco inaczej sprawa miała się z kapitanem trzecioligowców, Pablo Infante, który wydawał się nie ustępować w niczym przyjezdnym. Różnica w przygotowaniu fizycznym szczególnie dała o sobie znać w 19. minucie, kiedy Iker Muniain, przecząc zdrowemu rozsądkowi, wyprzedzał mających dużo bliżej do piłki zawodników gospodarzy, a chwilę później znalazł się już sam w polu karnym. Młody skrzydłowy dośrodkował na dalszy słupek, a problemów z wygraniem główki nie miał Fernando Llorente, otwierając wynik spotkania. 0:1! W kolejnych minutach Baskowie ponownie dziurawili obronę Mirandes i już osiem minut później podwyższyli prowadzenie – Llorente spokojnie minął trzech rywali i delikatnie uderzył obok bramkarza. 2:0 dla gości, a na Estadio Anduva nastała cisza.
Po strzeleniu drugiego gola zawodnicy Athleticu zdecydowanie się rozluźnili, rozgrywali z jeszcze większym spokojem, a gracze Mirandes tylko tracili siły, ganiając bezskutecznie za futbolówką. W 35. minucie Oscar de Marcos mógł podwyższyć prowadzenie, wykorzystując dobre podanie Andera, ale kąt, z którego strzelał, okazał się zbyt ostry. Gospodarze od czasu do czasu przedzierali się pod pole karne Iraizoza, ale poza niezbyt trudnymi do wyłapania wrzutkami nie stwarzali zagrożenia bramkowego. Trzy minuty przed końcem pierwszej połowy Llorente podwyższył prowadzenie na 0:3, ale sędzia (chyba niesłusznie) dopatrzył się pozycji spalonej. Totalna dominacja Athleticu.
Drugą odsłonę spotkania z animuszem rozpoczęli gospodarze, zmuszając Basków do dwóch fauli w okolicach „szesnastki” i dosyć długo utrzymując się przy piłce. Stałe fragmenty podyktowane po nich nie przyniosły efektów, ale nie załamywało to Mirandes, które w dalszym ciągu posiadało inicjatywę i raz po raz przedzierało się pod bramkę Iraizoza. Athletic dłuższymi chwilami nie był w stanie nawet wyjść z własnej połowy, gospodarze skutecznie bowiem odbierali piłkę już na czterdziestym metrze. Podobna sytuacja utrzymywała się zaskakująco długo, a nieco bezradni goście ratowali się próbami wymuszania fauli i łapaniem piłki w ręce, za co dostali dwie żółte kartki.
W 64. minucie niezwykle bliski zdobycia bramki kontaktowej był Mujika, który otrzymał świetną piłkę z głębi boiska i potężnie uderzył – futbolówka otarła się o poprzeczkę. Poczynania Athleticu ograniczały się właściwie do… kontrataków, ale były one właściwie przerywnikiem w szturmie gospodarzy na bramkę Iraizoza niż realnymi szansami na podwyższenie wyniku. A gracze Mirandes ani myśleli się poddawać – nawet gdy tracili na jakiś czas inicjatywę, po chwili wracali do zmasowanych ataków. Kondycja i ambicja dopisywały, ale szczęście już niekoniecznie – kwadrans przed końcem Iraizoz świetnie wybronił techniczny strzał Canedy zmierzający prosto do siatki.
Chwilę później jeszcze lepszą okazję miał niejaki Lambarri, ale mimo że nieobstawiany, nie zdołał oddać celnego strzału, stojąc raptem kilka metrów przed bramką Athleticu! Zaskakujące, że Baskowie są kolejną już drużyną z Primera Division, która zamiast spokojnie kontrolować spotkanie, daje sobie całkowicie narzucić styl gry trzecioligowca. Trzy ekipy z najwyższej klasy rozgrywkowej boleśnie już za to zapłaciły, ale jak na razie „Lwom” sprzyjało szczęście. Z drugiej strony losy awansu w 87. minucie mógł przesądzić Inigo Perez, ale zamiast dostawić nogę do wyśmienitego zgrania Llorente, uderzył tak mocno, że piłka może jeszcze do tej pory nie opadła. Nieustępliwość gospodarzy została wynagrodzona w 92. minucie, kiedy to Lambarri wykorzystał bierność defensywy gości. 2:1 dla Athleticu, ale Mirandes po raz kolejny pokazało pazury i rewanż w Bilbao na pewno nie będzie formalnością.
jak powyzej
Bardzo chciałbym zobaczyć finał Mirandes -
Barcelona ;)
Ciekawe czy Barca by wymieniła tysiąc podań, czy
Mirandes by zwyciężyli xD