„Ja mam milion, ty masz milion – razem mamy Widzew”. O ziemi nieobiecanej przy alei Piłsudskiego 138


Za słabi na I ligę, za mocni na II ligę

16 września 2020 „Ja mam milion, ty masz milion – razem mamy Widzew”. O ziemi nieobiecanej przy alei Piłsudskiego 138
Adam Starszyński / PressFocus

Widzew Łódź – niewątpliwie jeden z najbardziej zasłużonych klubów w Polsce. Starsi kibice na pewno do dziś pamiętają boje z Liverpoolem czy smak porażki z Eintrachtem Frankfurt. Widzew podobnie jak jego starszy brat musiał zapłacić za swoje grzechy z przeszłości i został zesłany na tułaczkę po niższych ligach. Czy po wymęczonym awansie do I ligi klub zaczął w końcu zmierzać w dobrą stronę?


Udostępnij na Udostępnij na

Widzewiacy sezon zaczęli od bolesnych policzków ze strony drużyn pierwszoligowych. Porażka 1:4 z Radomiakiem i 0:3 z Chrobrym Głogów sprawiły, że ich nastrój przed derbami jest dosyć ponury. Czy drużyna z Piłsudskiego będzie już do końca czerwoną latarnią ligi? Jeżeli tak, to dlaczego?

Najlepszy trener drugoligowy

Zmiana selekcjonera przed sezonem to już w Widzewie tradycja. Zwolniony został Kaczmarek mający łatkę „trenera od awansów”, a w jego miejsce przyszedł były szkoleniowiec Górnika Polkowice, Enkeleid Dobi. Decyzję motywowano tym, że Kaczmarek jest raczej człowiekiem spokojnym i ugodowym, a w szatni Widzewa pełnej nieco wyblakłych gwiazd potrzeba silnego charakteru, który pokaże piłkarzom ich miejsce w szeregu. Po pierwszych dwóch meczach trudno ocenić jego warsztat. Widać, że Widzew chce grać ofensywną, agresywną piłkę, ale jest w swoich działaniach mocno naiwny, przez co mało jakościowa obrona nie radzi sobie z kontrami i traci głupie bramki.

Dobi – człowiek charakterny – zdobył szatnię, co widać na publikowanych po meczach filmach. Teraz jego zadaniem jest poukładać wszystkie brakujące elementy tak, żeby Widzew w końcu zaczął grać na miarę swojego potencjału kadrowego. Wiele osób uważa, że w RTS-ie problemem nigdy nie byli trener czy też piłkarze, tylko zarząd, który podejmował niezrozumiałe decyzje, przez co tracił zarówno klub, jak i zawodnicy.

„Pieniądze mogą dać szczęście tylko tam, gdzie nie może ono przyjść z innego źródła”

Budżet Widzewa jest ogromny. Wpływ na to mają: karnetowicze, którzy skrzętnie wspierają swój klub, zarząd, który ochoczo dosypuje kolejne monety, i sponsorzy, którzy nawinie wierzą w projekt pod tytułem „Wielki Widzew”. Awanturnicza polityka transferowa „Czerwonych” polegająca na sprowadzaniu znanych nazwisk na razie nie sprawdza się tak, jak należy. Widzew aktualnie reprezentują chociażby: Możdżeń, Poczobut, Robak czy Rudol. Zawodnicy znani i szanowani za występy w ekstraklasie z trudem wymęczyli awans do I ligi.

Największą bolączką Widzewa jest brak dyrektora sportowego. Transfery przeprowadza komitet transferowy reprezentowany przez różnych ludzi, w których interesie leżą takie, a nie inne decyzje personalne. W tym roku widać jednak, że RTS postawił na odmłodzenie kadry. Oprócz młodego pomocnika Muchy czy drugoligowego supersnajpera Czubaka dokonano dość ekscentrycznego, choć na pewno doskonałego medialnie, transferu. Widzew pozyskał Merveille Fundambu.

Obywatel Kongo wcześniej był zawodnikiem KTS Weszło – A-klasowej drużyny związanej bezpośrednio z poczytnym portalem Krzysztofa Stanowskiego. Czy młody Afrykanin udowodni, że drzemie w nim potencjał, który tak skrzętnie opisują dziennikarze Weszło? Na razie w dwóch meczach błysnął kilka razy techniką lub podaniem, ale w ostatecznym rozrachunku Merveille jest niewidoczny. Nie można być tak krytycznym w stosunku do młodego piłkarza, ponieważ cały czas się rozwija. Należy zadać pytanie, czy szatnia pełna starych wyjadaczy ligowych ułatwi, czy opóźni rozwój sympatycznego Kongijczyka.

Widzew chce budować swoją akademię, stawia podwaliny pod przyszłe pokolenia piłkarzy. Projekt ten dopiero powstaje, więc na razie „Czerwoni” zmuszeni są pozyskiwać młodzieżowców z innych klubów. Oczywiście należy wierzyć, że piłkarze pokroju Czubaka czy Fundambu wyrosną na gwiazdy ligi, ale jeszcze RTS nie może się pochwalić masową produkcją wychowanków, którzy podbijają piłkarski świat.

Wyciągnąć wnioski

Świat chyba nigdy nie widział bardziej ponurego fetowania awansu niż ten, który odbył się na Widzewie. Kibice wbiegli na murawę, żeby pobić swoich piłkarzy. Patologiczne zachowanie „Czerwonych” wpłynęło na jednego z najlepszych piłkarzy RTS-u, Adama Radwańskiego, który postanowił przenieść się do znacznie spokojniejszej Niecieczy. Potężna pani prezes Martyna Pajączek uderzyła w stół. Koniec ze ściąganiem zblazowanych gwiazd, które chcą się dorobić i uciec!

Z szatni dochodziły również głosy o konfliktach wewnętrznych prokurowanych przez Marcina Robaka. Opinia publiczna usłyszała tylko o rękoczynach i konflikcie na linii Robak – Wolsztyński. Sporo mówi się o zagadkowym przedłużeniu kontraktu Daniela Mąki. Według wielu źródeł orędownikiem tego ruchu był również Robak, który ma z Mąką do wyrównania prywatne porachunki i chce mieć go blisko przy sobie.

Wnioski, które zostały wyciągnięte, nie należą do najbardziej światłych. W klubie nadal panuje organizacyjny chaos, pojawią się coraz to nowi udziałowcy, którzy liczą na kawałek widzewskiego tortu. Wiele mówiło się o zmniejszeniu liczby członków Rady Nadzorczej, jakoby miała ona zbyt obciążać budżet Widzewa. Niespodziewanie 2 września Pajączek podjęła całkiem nielogiczną decyzję o poszerzeniu RN o dwóch członków. Fanatyzm kibiców RTS-u jest na pewno wielki, ale gaśnie, gdy klub podejmuje coraz mniej transparentne decyzje.

Wielu ekspertów typowało, że Widzew pójdzie drogą ŁKS-u i awansuje do ekstraklasy w pierwszym sezonie w I lidze. Kadra, którą dysponują „Czerwoni”, przy odpowiednim zarządzaniu spokojnie starczyłaby na utrzymanie w ekstraklasie. Jest jednak choroba, która trawi klub od środka. Tą chorobą są działacze. Jeżeli w klubie nie pojawi się w końcu dobry menedżer umiejący zarządzać takim projektem sportowym w sposób konsekwentny lub prezes Pajączek nie przestanie być na tyle pobłażliwa, RTS znowu będzie kisił się latami w I lidze.

Każdy piłkarz niech pamięta – wynik derbów to rzecz święta

A więc nadszedł ten dzień. ŁKS po tylu latach posuchy zmierzy się z Widzewem. Tylko łodzianin zrozumie prestiż tego wydarzenia i presję, jaka ciąży na zawodnikach obu drużyn. Wszyscy mamy nadzieję na grad bramek, efektowne akcje i niezapomniane emocje. Naprzeciw siebie staną dwie odmienne filozofie zarządzania klubem. Pokora kontra brawura. Kto wróci z tego pojedynku z tarczą?

„Ja nie mam nic, ty nie masz nic – razem mamy ŁKS”. O ziemi obiecanej przy alei Unii 2

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze