Nie każdy szkoleniowiec wyciągnięty z cienia na pierwszy plan, z bogatym dorobkiem na boisku, okazuje się Zinedinem Zidanem. Trenerem, który wskoczy w buty mentorów i odniesie liczne sukcesy. Inne kluby skuszone niesamowitymi efektami decyzji Realu Madryt ruszyły w ślad za „Los Blancos”. Najczęściej jednak bezskutecznie, tak jak obecnie Arsenal. Mikel Arteta zamiast ocalić sezon dla zespołu z Emirates Stadium tonie razem z „The Gunners”.
Ostatnie lata Arsene’a Wengera na Emirates Stadium stały pod znakiem wyszydzania menedżera przez spore grono własnych kibiców. Arsenal nie odnosił wielkich sukcesów, a winę zrzucano przede wszystkim na Francuza. Na koniec menedżera pożegnano jednak godnie, tak jak należało pożegnać człowieka pracującego ponad dwie dekady w klubie. Po wzruszających chwilach i zamknięciu drzwi za szkoleniowcem wyczekiwano nowej ery. Ery, w której Arsenal nie będzie pogardliwie przed sezonem wskazywany jako faworyt do zajęcia czwartego miejsca w tabeli. Podobne sytuacje miały odejść w niepamięć, a zespół z Emirates Stadium znów miał być wielki.
Tyle tylko, że czasem po dobrym panie jeszcze lepszy nastanie. Po zwolnieniu Rafaela Beniteza zrozumieli to kibice Liverpoolu, a jeszcze lepiej sympatycy Manchesteru United po przejściu na emeryturę sir Alexa Fergusona. W brutalny sposób (innego raczej nie ma) właśnie przekonują się o tym także na Emirates Stadium.
https://twitter.com/M_Kotynia_/status/821296984564858880
Mikel Arteta w zderzeniu z rzeczywistością
Unai Emery, następca Arsene’a Wengera, był wszystkim, czego pragnęli w północnym Londynie. Menedżerem z licznymi sukcesami na koncie, preferującym nowoczesny styl gry. Szkoleniowcem z wizją i pewnym przeciwieństwem Francuza. Przypadł do gustu kibicom Arsenalu, którzy od lat wypominali Arsene’owi Wengerowi przestarzałe rozwiązania. Po przejęciu sterów przez Hiszpana miało być lepiej i na czasie, a powrót do ścisłej czołowki miał czekać za rogiem. Piękny scenariusz nie zdążył się jednak ziścić. Po ponad roku Unai Emery został zwolniony.
Po wystawieniu walizek szkoleniowca poza Emirates Stadium brytyjskie media torpedowały kolejnymi doniesieniami z szatni „The Gunners”. Mało który z graczy miał rozumieć taktykę nakreśloną przez hiszpańskiego trenera. Wewnętrznych konfliktów również nie brakowało. To wszystko sprawiło, że szybko zaczęło się pojawiać stwierdzenie, że za czasów Arsene’a Wengera tak źle przecież nie było.
Wydaje się, że powracać będzie jeszcze częściej. Obecny menedżer Arsenalu, Mikel Arteta, rzucił się na głęboką wodę i ewidentnie widać – tonie. Obejmując posadę menedżera zespołu z Emirates Stadium, Hiszpan w końcu miał wyjść z cienia Pepa Guardioli. O warsztacie szkoleniowca niezwykle pochlebnie wypowiadali się gracze Manchesteru City. Powszechnie doceniano ogromną wiedzę i umiejętności byłego asystenta menedżera „The Citizens”. Mikel Arteta miał podążyć śladami Zinedine’a Zidane’a. Trenera, który po latach nauki wskoczył w buty mentorów i odniósł liczne sukcesy. Na to liczyli włodarze oraz kibice Arsenalu. Liczyli, jak się okazuje, naiwnie.
🥁 Introducing our new head coach…
Mikel Arteta ✍️ pic.twitter.com/PTmElGDMR3
— Arsenal (@Arsenal) December 20, 2019
Weryfikacja nastąpiła bardzo szybko. W zespół pogrążony w kryzysie Hiszpan nie potrafił tchnąć nowego ducha. Zmiana na ławce trenerskiej nie wywołała pożądanego impulsu, tak niezbędnego, by uratować sezon. Szanse na awans do europejskich rozgrywek nadal są realne, ale jednak tylko dlatego, że rywale również nie grzeszą formą. To w znacznym stopniu zaciemnia rzeczywisty obraz sytuacji zespołu z Emirates Stadium. Obraz nędzy i rozpaczy. Dopełniony przez Mikela Artetę – nieporadnego ratownika, który zamiast ocalić, wyciągnąć z kryzysu Arsenal tonie razem z „The Gunners”.
Opłakane skutki eksperymentu
Obecnie naprawdę niewiele wskazuje na to, by przygoda hiszpańskiego szkoleniowca na Emirates Stadium miała jednak szczęśliwy finał. Szczególnie że słabe wyniki Mikel Arteta na konferencjach zaczyna tłumaczyć złymi warunkami atmosferycznymi czy zbyt długą trawą. Dlatego bardzo realny wydaje się scenariusz, w którym Arsenal w przyszłym sezonie ponownie ogląda Ligę Mistrzów tylko w telewizji. Brak kwalifikacji do elitarnych rozgrywek będzie oznaczał mniej środków w klubowej kasie i mniejsze pole manewru przy transferach. Może również spowodować zwolnienie Mikela Artety. Szkoleniowca, którego potraktowano jako eksperyment. Eksperyment podpatrzony w Madrycie, lecz jakby nie do końca uważnie.
Dla samego szkoleniowca nieudana przygoda z Arsenalem także może nieść opłakane skutki. Po opuszczeniu ciepłej ławki w Manchesterze City i pójściu na swoje raczej niewielu będzie już kojarzyć Hiszpana tylko z rolą asystenta Pepa Guardioli. Skok na głęboką wodę może okazać się zabójczy dla trenerskiej kariery Mikela Artety.
Mniej istotne, ale też ciekawe:
- Po zwycięstwie Liverpoolu w minionej kolejce „The Reds” pobili kolejny rekord. Przewaga 22 punktów nad drugim zespołem w tabeli jest największą w historii Premier League. Podopieczni Jürgena Kloppa odjeżdżają rywalom coraz mocniej. Kolejne rekordy zespołu z czerwonej części Merseyside wydają się tylko kwestią czasu. Walka o mistrzowski tytuł w bieżącym sezonie skończyła się, zanim na dobre się zaczęła. Emocji trzeba więc szukać gdzie indziej.
Liverpool will end today 22 points clear of second-placed Man City in the table 🔴
The biggest advantage any league-leader has ever had at the end of a day in English top-flight history 🏆#LIVSOU pic.twitter.com/ffYrGk9251
— Amazon Prime Video Sport (@primevideosport) February 1, 2020
- Pasjonująco wygląda walka o czwarte oraz piąte miejsce w tabeli. Prawie wszyscy zainteresowani notorycznie gubią punkty. Tabela jest spłaszczona do tego stopnia, że trzynasty w zestawieniu Southampton do piątego Tottenhamu Hotspur traci zaledwie sześć punktów. Wydaje się, że trzy kluby reprezentujące Anglię w rozgrywkach europejskich w następnej kampanii są już znane. Reszta stanowi jednak sporą zagadkę.
Autor chyba zbyt wielu meczy Arsenalu nie widział albo pojęcie o piłce ma słabe jeśli nie widzi postępu w grze po przyjściu Artety.
Zgadzam się z Wawrzykiem. Autor tekstu chyba nie kuma że Arteta dostał zniszczony zespół i taktyczne i fizycznie. Nie mówię już że musi lepic z przeciętnych piłkarzy. Inna sprawa to to że właściciel nie pomaga zaduzo.
O Hiszpanii przed laty zawsze się mówiło "Grają jak nigdy przegrywają jak zawsze" i dokładnie tak samo jest z Arsenalem Artety ;)
Autor ewidentnie nie oglądał meczów Arsenalu za kadencji Artety. Drużyna wyglada dużo lepiej, intensywność pressingu, chęć do gry, parcie do przodu - we wszystkich tych aspektach widać poprawę. Jeśli autor oczekuje, że Hiszpan zrobi z obecnymi zawodnikami drugi Liverpool, to niestety muszę rozczarować - nie zrobi i broń boze nie należy tego wymagać. Mocną przesadą jest jednak pisanie, że „tonie wraz z klubem”. O pucharach najprawdopodobniej trzeba będzie zapomnieć, na pewno o Lidze Mistrzów, ale poczekajmy do następnego sezonu z ocenami - latem będzie zdecydowanie więcej czasu na budowę zespołu, do tego dojdą transfery. Nie ma co oceniać na tym etapie.