Widzew Łódź przegrał dzisiaj na stadionie przy al. Piłsudskiego z gdańską Lechią 1:2 w meczu kończącym 27. kolejkę piłkarskiej T-Mobile Ekstraklasy. Sytuacja łodzian staje się coraz bardziej skomplikowana, przewaga nad strefą spadkową gwałtownie maleje. Czy jest się czego obawiać? Przeczytajcie, co sądzi Maciej Mielcarz.
Wygląda na to, że do końca będziecie walczyć o utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Mamy pięć punktów przewagi nad Bełchatowem, wciąż nie zapewniliśmy sobie utrzymania, więc każdy punkt jest ważny. Dzisiaj nawet jeden by nam się przydał, niestety, po stracie bramki nie umieliśmy się pozbierać.
Prowadziliście, wydawało się, że macie mecz pod kontrolą, a jednak straciliście trzy punkty. Co się stało?
Z prostej straty piłki dostaliśmy bramkę na 1:1, później po prostu nie potrafiliśmy skonstruować porządnie akcji ofensywnej. A jak się strzałów nie oddaje, to się meczów nie wygrywa.
Najpierw Adam Duda lobował Pana.
Poszła prosta strata w środku pola, dostał dobre podanie, liczyłem na to, że nasz obrońca wygra pojedynek biegowy, niestety tak się nie stało i mieliśmy remis.
A później Mateusz Machaj zaskakująco strzelił, to było trudne uderzenie.
Faktycznie było trudne. Strzał padł w krótki róg, teoretycznie to powinien być mój róg, ale byłem zasłonięty i niestety, piłka wpadła. Szkoda, że nie odrobiliśmy chociaż na 2:2, by zdobyć jeden punkt.
Denerwował się Pan dzisiaj na swoich kolegów, często krzyczał.
Zawsze staram się motywować drużynę. Troszeczkę szkoda, bo to był naprawdę trudny mecz do konstruowania akcji ofensywnych. Przy 1:2 nie oddaliśmy żadnego groźnego strzału.
Za chwilę czeka Was spotkanie w liderem tabeli, warszawską Legią. Straciliście podstawowego obrońcę, nie będzie łatwo się przeciwstawić „Wojskowym”.
Każdy mecz jest trudny w ekstraklasie, każdy może wygrać z każdym. W tej chwili każde punkty są dla nas bezcenne. Dopóki się nie utrzymamy, na pewno będzie nerwowo.