Chociaż powrót do ekstraklasy nie jest tak priorytetowy jak chociażby trzy lata temu, to Miedź Legnica swoją dotychczasową grą nie rozpieszcza swoich sympatyków. Zwłaszcza na własnym stadionie, który od wielu lat kojarzony jest z twierdzą, z której trudno wyjechać z trzema punktami. W chwili obecnej legniczanie notują jednakże czwarty remis z rzędu. Co gorsza, z drużynami, które pokonać po prostu trzeba.
O ile podział punktów z Koroną Kielce można zrozumieć, tak męczarnie z GKS-em Jastrzębie czy Puszczą Niepołomice są w stanie zirytować sympatyków „Miedzianki”. Niestety w prawie każdym spotkaniu zawodnicy Jarosława Skrobacza popełniają te same błędy, co sprawia, że można ich z nich czytać jak z otwartej książki.
Twierdza „Legnica” niezdobyta, ale i niebroniona
Z pewnością pozytywem jest fakt, że w trwającym sezonie Miedź jeszcze nie poniosła na Stadionie Miejskim im. Orła Białego ani jednej porażki. Co więcej, dwa pierwsze spotkania dawały nadzieję, że chociaż w niewielkim stopniu legniczanie nawiążą do sezonu 2017/2018. Wtedy to drużyna z Dolnego Śląska awansowała do ekstraklasy głównie dzięki świetnej grze u siebie. Pewne rozprawienie się z Sandecją Nowy Sącz oraz Resovią Rzeszów mogło przywodzić na myśl skojarzenia z historycznej kampanii.
Późniejsze spotkania wybudziły z pięknego snu i przywołały gorsze wspomnienia. Chociażby te z poprzedniego sezonu, w którym to Miedź poniosła cztery porażki oraz zanotowała sześć remisów. Wynik ten uplasował ich dopiero na jedenastym miejscu w tabeli, uwzględniając wyłącznie grę na własnym stadionie. Co ciekawe, pierwsza przegrana przypadła dopiero na 19. kolejkę, kiedy to lepsza okazała się Sandecja.
Przegrywamy ostatni w tym roku ligowy mecz u siebie.
— MKS Miedź Legnica (@MiedzLegnica) November 22, 2019
—
Miedź Legnica 1⃣:3⃣ Sandecja Nowy Sącz#MIESAN#Fortuna1Liga pic.twitter.com/CC3nokibXe
Po przekonujących zwycięstwach z czerwoną latarnią ligi oraz beniaminkiem w Legnicy nastąpiła pewna blokada. Wspomniany już remis z zawsze groźną Koroną Kielce należy przyjąć z szacunkiem, lecz i to spotkanie mogło zakończyć się lepiej. Późniejsze potyczki są natomiast o wiele trudniejsze do wytłumaczenia. Cudem uratowany przez bramkarza Miedzi, Mateusza Hewelta, remis z Chrobrym Głogów. Podział punktów z GKS-em Jastrzębie, które dotychczas poniosło komplet porażek. W końcu w ostatniej kolejce kolejny remis, tym razem z Puszczą Niepołomice. I chociaż podopieczni Tomasza Tułacza nieźle rozpoczęli sezon, to czołowa drużyna Fortuna 1. Ligi nie może z takim zespołem tracić punktów, prowadząc i mając mecz pod kontrolą.
Miedź Legnica zawodzi również na wyjazdach
Skoro prześledziliśmy nieprzekonujące mecze Miedzi na własnym boisku, to pochylmy się również nad spotkaniami legniczan na wyjazdach. Z nimi „Miedzianka” od dawna miała problemy. Jednym z powodów, dlaczego spadli z ekstraklasy, jest fakt, że byli jedną z najgorzej grających drużyn na obcym stadionie. Słabiej wypadło jedynie Zagłębie Sosnowiec, które jednakże przez cały sezon wyraźnie odstawało od reszty stawki.
W poprzedniej kampanii natomiast Miedź zanotowała na wyjazdach siedem zwycięstw, trzy remisy oraz siedem porażek. Nie jest to wynik bardzo zły, lecz w zasadzie legniczanom nie udało się zgarnąć ani jednego punktu z zespołami walczącymi o awans:
- Stal Mielec 0:1
- Podbeskidzie Bielsko-Biała 1:2
- Warta Poznań 1:2
- Radomiak Radom 0:3
Jeśli doliczymy do tego porażkę aż 0:3 z Odrą Opole czy remis z GKS-em Jastrzębie czy Wigrami Suwałki, to dojdziemy do wniosku, że Miedź pogubiła w trakcie sezonu sporo ważnych punktów.
Jak to natomiast wygląda w trwających rozgrywkach? W trzech meczach „Miedzianka” zdobyła trzy punkty. W Bełchatowie, z mającym spore problemy organizacyjne GKS-em, legniczanie przeważali, lecz nadziali się na zabójczą kontrę. Arka w Gdyni obnażyła słabość Miedzi w obronie, co skończyło się wynikiem 0:4. Z Radomiakiem natomiast, który gra obecnie w Pruszkowie, „Miedziance” udało się wygrać 2:0, lecz gospodarze mieli swoje groźne okazje.
Problem przy stałych fragmentach gry
To, co rzuca się w oczy w praktycznie każdym spotkaniu legniczan, to fakt, że przeciwnik bardzo łatwo dochodzi do groźnych sytuacji za sprawą stałych fragmentów gry. Na jedenaście bramek straconych przez Miedź w tym sezonie aż cztery padły w ten właśnie sposób. Jeśli dodamy do tego wysokie dośrodkowanie w pole karne, które nie było ze stałego fragmentu, tych bramek robi się aż siedem. Inne zespoły z pewnością już wiedzą, jakie problemy sprawia to obrońcom „Miedzianki”, więc próbują to wykorzystać.
– Na gorąco, bezpośrednio po meczu, biorąc pod uwagę sposób gry rywala, myślę, że rozegraliśmy to spotkanie dobrze. Niestety nie ustrzegliśmy się błędów. Kolejna strata po stałym fragmencie gry. To już nas chyba prześladuje. Robimy wszystko, tłumaczymy sobie, pokazujemy, na każdy sposób próbujemy temu zapobiec. Znowu się nie udało i straciliśmy w ten sposób bramkę – mówił na konferencji prasowej po meczu z Puszczą Niepołomice Jarosław Skrobacz. Jak można więc odczytać, w Legnicy zdają sobie sprawę ze swoich słabości. Teraz kluczowe jest, aby ustrzec się powtarzających się błędów.
Podział punktów z @PuszczaMKS ⚽️
— MKS Miedź Legnica (@MiedzLegnica) October 16, 2020
—
Miedź Legnica 1⃣:1⃣ Puszcza Niepołomice#MIEPUN#Fortuna1Liga pic.twitter.com/DUNJfQBuId
Brak koncentracji w pierwszym kwadransie połów, determinacja pod koniec
Kolejny mankament legnickiego zespołu to minuty, w których tracą bramkę. Okres 1’–15′ oraz 45’–60′ to czas, w którym przeciwnicy strzelili aż siedem na jedenaście goli. Szczególnie widoczny był brak koncentracji w starciu z Koroną Kielce, GKS-em Bełchatów czy Chrobrym Głogów. To sprawia, że Mateusz Hewelt ma jak na razie tylko dwa czyste konta.
Lepiej natomiast wygląda gra w ostatnich kwadransach. Na 14 strzelonych goli aż osiem padło w w minutach 30’–45′ oraz 75’–90′. Najczęstszy scenariusz meczu Miedzi wygląda więc następująco: szybko tracą gola, co determinuje ich do wyrównania, które przychodzi dopiero w końcowych fragmentach pierwszej bądź drugiej części spotkania. Oczywiście nie ma to odzwierciedlenia w każdym meczu, ale sprawdziło się chociażby z Koroną Kielce czy Chrobrym Głogów.
Wymowna statystyka o @MiedzLegnica:
— Kamil Warzocha (@WarzochaKamil) October 9, 2020
– najwięcej straconych bramek w pierwszych kwadransach połów (6 na 9)
-najwięcej strzelonych bramek w końcówkach połów (7 na 12)
Obecnie idealna definicja na połączenie braku koncentracji z umiejętnością walki do samego końca⚖️#1liga #MIEJAS
Miedź Legnica posiada jednak mocne strony
Wspomniana determinacja nie jest jedynym pozytywnym aspektem w drużynie Jarosława Skrobacza. Mocną siłą legniczan są jednostki. Pomimo wielu jak na ten etap sezonu straconych bramek pewnym punktem w bramce jest Mateusz Hewelt. Chociaż to dla 24-latka pierwszy sezon w seniorskiej piłce, pokazuje się momentami z niezłej strony.
Pozytywem jest również postawa Kamila Zapolnika. Oddany do Miedzi bez większego żalu z Górnika Zabrze napastnik strzelił jak dotąd pięć bramek, co czyni go najlepszym strzelcem legnickiego zespołu. Oprócz niego nie zawodzi Joan Roman. Hiszpan ma na swoim koncie jedno trafienie mniej od Zapolnika, lecz starcie z Puszczą lub wcześniejsze z Resovią pokazało, jak istotny jest to dla „Miedzianki” zawodnik. Co więcej, z bardzo dobrej strony pokazuje się Paweł Tupaj, który był przymierzany jako zmiennik, a tymczasem bardzo dobrze radzi sobie na boku obrony.
Zdecydowanie najlepszy moment dzisiejszego meczu 🔥#MIEPUN @Joan_Roman7 pic.twitter.com/tfGEL7Lo6T
— Bartek Hamanowicz (@BHamanowicz) October 16, 2020
Oprócz tego w pojedynczych meczach zaskakują poszczególni zawodnicy, po których byśmy się tego nie spodziewali. W meczu z Koroną z dobrej strony zaprezentował się 21-letni David Panka, natomiast w starciu z Radomiakiem Marcin Garuch pokazał, że nie należy go jeszcze skreślać. Trzeba trenera Skrobacza pochwalić za to, że nie boi się stawiać na młodych i utalentowanych zawodników, takich jak wspomnieni Panka, Tupaj czy Bartosz Bartkowiak. Takie decyzje mogą w najbliższym czasie zaowocować i sprawić, że Miedź Legnica będzie ponownie mocnym kandydatem do awansu do ekstraklasy.