Michał Protasewicz dla iGol.pl


16 marca 2013 Michał Protasewicz dla iGol.pl

Nie w Dortmundzie, nie w Groznym, nie w Turcji, ale w Wielkim Tyrnowie znajduje się obecnie największa polska kolonia piłkarska. To właśnie drużynę Etaru w zimowej sesji transferowej zasilili czterej nasi rodacy – Mateusz Bąk, Krzysztof Hrymowicz, Sławomir Cienciała i Michał Protasewicz. Zapraszamy do lektury wywiadu z ostatnim z wymienionej czwórki, który w styczniu Świnoujście zamienił na Bułgarię.


Udostępnij na Udostępnij na

Skąd wziął się pomysł wyjazdu do Bułgarii?

Kiedyś w Niemczech poznałem mojego obecnego trenera, Dayata Serdara. Jakiś czas temu ponownie się z nim spotkałem i zaproponował mi grę w Etarze Wielkie Tyrnowo.

Ale zaproponował ją tylko Tobie czy Wam trzem?

Na początku trener zaproponował grę tylko mnie. To ja ściągnąłem później z Polski chłopaków. Na początku zabrałem ze sobą Krzysztofa Hrymowicza, potem doszedłem do wniosku, że nasz prawy obrońca nie jest zbyt dobry, więc zaproponowałem Sławomira Cienciałę. Na koniec poleciłem Mateusza Bąka.

Czyli można powiedzieć, że to Ty jesteś w klubie osobą odpowiedzialną za transfery?

Michał Protasewicz
Michał Protasewicz (fot. Archiwum prywatne)

Tylko za polskie [śmiech]. Trener mi zaufał, uwierzył, że chłopaki będą w stanie wnieść coś do zespołu i kazał im przyjechać. Na chwilę obecną wygląda to tak, że w trójkę gramy w obronie i po dwóch meczach mamy na koncie sześć punktów.

Sytuacja Mateusza Bąka wygląda gorzej?

Mateusz przyjechał do nas tydzień przed startem ligi, więc trener nie mógł od razu wstawić go do pierwszego składu. Na treningach Bąk spisuje się lepiej od Nenada Filipovicia, jednak wygraliśmy ostatnio dwa mecze, więc trener nie może ot tak, zmienić bramkarza. Wszystko potrwa do pierwszego błędu Serba.

Jak właściwie pozbierałeś tych zawodników? Nikt oprócz Ciebie nie grał przecież we Flocie.

Znałem Hrymowicza, ponieważ kiedyś graliśmy razem w jednym klubie. Wiedziałem ponadto, że niedawno rozwiązał kontrakt z Zawiszą Bydgoszcz. Potem zacząłem interesować się, kto z prawych obrońców jest bez klubu, i tak skontaktowaliśmy się ze Sławkiem Cienciałą. To właśnie on polecił Mateusza Bąka, ponieważ grali razem w Podbeskidziu.

Rozmawiałeś na temat transferu do Bułgarii z kimś innym? Ktoś Ci odmówił?

Tak, było kilku zawodników, jednak szybko otrzymali dobre oferty z Polski i nie chcieli wyjeżdżać za granicę. Wolałbym jednak nie operować tu nazwiskami.

Liga bułgarska naprawdę jest aż tak słaba, że sprowadza się do niej piłkarzy, którzy obecnie nie mają kontraktu, z drugiego sortu?

A może ta liga wcale nie jest taka słaba? Po prostu znalazł się ktoś, kto zaufał zawodnikowi i dał mu szansę gry w ekstraklasie. Piłkarz, czując zaufanie trenera, gra o wiele lepiej niż w tak samo słabej polskiej lidze. Wcale nie czujemy się zawodnikami drugiego sortu. Po prostu nie otrzymaliśmy w odpowiednim momencie szansy, dlatego w Polsce tak to wyglądało. Tutaj dano nam możliwość pokazania swoich umiejętności i jak na razie się sprawdzamy. Wątpię, żeby takie kluby jak CSKA Sofia czy Levski były słabsze od drużyn z polskiej ekstraklasy. Koledzy, którzy grali niegdyś w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce, nieraz są pod wrażeniem gry niektórych bułgarskich zespołów.

Kadra jest już skompletowana czy dalej poszukujecie kolejnych wzmocnień?

Kadrę mamy już raczej zamkniętą. Wiadomo jednak, że gdyby jakieś wzmocnienie było możliwe, na pewno byśmy na tym skorzystali.

Wasz klub to istna Wieża Babel, macie w składzie zawodników aż 17 różnych narodowości.

Zgadza się, klub w zimowym okienku transferowym wyrzucił praktycznie wszystkich Bułgarów i sięgnął po nowych zawodników, przeważnie z Europy Zachodniej. Jak na razie taka taktyka się sprawdza, ponieważ oba rozegrane dotychczas mecze wygraliśmy.

Czy w takich warunkach można w ogóle mówić o czymś takim jak zgranie? Jakim językiem posługujecie się w szatni?

Ostatnie dwa miesiące spędziliśmy razem i uważam, że nie mamy problemu ze zgraniem. W szatni rozmawiamy po angielsku, jednak ja znam również niemiecki i holenderski, więc zawsze jakoś się dogadam.

A uczysz się bułgarskiego? To trudny język?

Staram się uczyć tego języka. Są w nim słowa, które można bez problemu zrozumieć, jednak sam w sobie nie jest łatwy.

Nie uważasz, że na takim narodowościowym rozrzucie zespół traci?

Dlaczego miałby tracić? W piłce nożnej nie trzeba perfekcyjnie znać języka. Każdy porozumiewa się angielskim w stopniu wystarczającym do tego, abyśmy mogli się spokojnie komunikować. Sprawdza się w tym wypadku powiedzenie, że futbol jest uniwersalnym językiem.

Pobyt w Wielkim Tyrnowie traktujesz jako coś tymczasowego?

Traktuję to jako szansę pokazania się w tej lidze i wypromowania dalej bądź, w razie utrzymania, pozostania w Etarze. Na chwilę obecną do bezpiecznej strefy mamy już tylko dwa punkty straty.

Jakie były Twoje pierwsze odczucia, kiedy otrzymałeś ofertę z Etaru?

Nie zastanawiałem się nad tym długo. Tutaj mam możliwość gry w pierwszym składzie, zarabiam dużo więcej niż we Flocie, no i mam okazję pokazać i sprawdzić się w najwyższej klasie rozgrywkowej. Decyzja o wyjeździe do Wielkiego Tyrnowa była natychmiastowa.

Czy po przyjeździe do Bułgarii coś Cię zdziwiło? Jak oceniłbyś organizację klubu?

Wszystko wygląda podobnie do tego, jak jest to w Polsce. Sama Bułgaria to trochę stary kraj, jednak i do tego da się przyzwyczaić.

Jak na razie trzymasz się tylko z rodakami?

Zgadza się. Wiadomo, że poza boiskiem trzymamy się razem, jest nam wtedy raźniej. W tym tygodniu dojadą do nas nasze rodziny, a mieszkania mamy już załatwione. Wszyscy będziemy mieszkać w jednym budynku, ponieważ chcieliśmy żyć blisko siebie, a płacić za to będzie klub.

Po jednym z Twoich zdjęć wnioskuję, że w wolnych chwilach również gracie w piłkę, ale na Playstation?

Tak, gramy na konsoli. Niestety, nie potrafimy przegrywać i obecnie płyta nie nadaje się już do użytku [śmiech].

Tworzycie trzy czwarte obrony Etaru. To oznacza, że cieszycie się sporym zaufaniem trenera?

Tak jest. Cieszymy się zaufaniem szkoleniowca, a również media w pozytywnych słowach wypowiadają się na temat naszej gry.

Wasz klub jest ewenementem na skalę światową. Chyba nikt inny nie przeprowadził 43 transferów w ciągu zimowego okienka transferowego?

Widocznie coś w klubie było nie tak, trzeba było więc przeprowadzić zmiany. Jeżeli zespół przez całą rundę zdobywa zaledwie osiem punktów, to coś musi być nie w porządku. Teraz sprawy mają się już lepiej, po dwóch meczach mamy na koncie sześć punktów.

Czy dla kibiców nie stanowi to problemu?

Trudno mi coś na ten temat powiedzieć, ponieważ nie jestem kibicem. Nic jednak o tym nie słyszałem. Nasi fani chcą po prostu, abyśmy utrzymali się w lidze, a na chwilę obecną jesteśmy na dobrej drodze.

Tabela ligi bułgarskiej jest bardzo ciasna, dzisiejszy mecz może zepchnąć Was na ostatnie miejsce, ale możecie też awansować na dziesiątą lokatę.

Mamy tego świadomość, jednak jest to dopiero trzecia kolejka tej rundy. Wszystko jeszcze przed nami. Zagramy oczywiście o trzy punkty, jednak jak wiadomo, piłka nożna jest nieprzewidywalna. Ta kolejka może jednak sprawić, że po raz pierwszy w tym sezonie znajdziemy się poza strefą spadkową.

Jakie nastroje panowały w klubie, kiedy do niego przychodziliście?

Zostaliśmy przywitani bardzo miło, nikt nie patrzył na nas krzywo. Od początku wiedzieliśmy, że naszym celem będzie utrzymanie w lidze.

Ale pewnie nie patrzyło się na to zbyt entuzjastycznie? Teraz zapewne jest lepiej?

Cały czas wierzyliśmy, że się nam to uda, i będziemy w to wierzyć aż do końca. To byłby bardzo wielki sukces, gdyby drużyna, stworzona praktycznie od zera w dwa miesiące, podniosła się tak spektakularnie.

Czy uważacie, że Wy, Polacy, jesteście w stanie walnie przyczynić się do utrzymania w lidze?

Jak na razie w dwóch spotkaniach straciliśmy tylko jedną bramkę, a w pierwszym meczu Sławek Cienciała zdobył decydującego gola w 89. minucie. Można więc powiedzieć, że już przyczyniamy się do lepszej gry Etaru. Trener bardzo nam ufa i nie boi się na nas stawiać.

Najnowsze