Polak, 24 lata, udział w 29 golach na przestrzeni 29 meczów i tytuł króla strzelców 2. ligi. Jeśli ściągasz kogoś takiego do siebie, wiedz, że jesteś królem polowania. Szczególnie w realiach, gdy znalezienie dobrego napastnika z krwi i kości (i to na początku większej kariery) to rzecz niezwykle trudna. Miedź Legnica popisała się więc nie lada wyczynem, ponieważ Michał Bednarski jeszcze kilka tygodni temu mógł przebierać w ofertach nie tylko z 1. ligi, ale również ekstraklasy. To strzał w dziesiątkę tak jak wizja transferowa „Miedzianki” na sezon 2020/2021.
Umówmy się – chwalenie ludzi odpowiedzialnych za transfery jest w ostatnich latach dość drażliwym tematem w przypadku legniczan. I prędzej było za co krytykować niż posyłać miłe słowa. W klubie co roku otwierały się drzwi obrotowe niebotycznych rozmiarów, o czym świadczy fakt, że przez trzy lata pracy trener Dominik Nowak korzystał z usług ponad 60 piłkarzy. Tak nie da się budować zespołu na lata. Jak widać jednak, ktoś w Legnicy poszedł po rozum do głowy i nie dość, że zaczął rozglądać się za nazwiskami oferującymi pewną jakość, to jeszcze zwrócił uwagę na trzy ważne elementy: narodowość, wiek i potencjał.
A może by tak… w końcu kupić napastnika?
Każdy, kto choć w minimalnym stopniu śledził poczynania Miedzi Legnica w ostatnich latach, doskonale zdaje sobie sprawę, że odwieczny problem zespołu zawiera się przede wszystkim w jednej pozycji. Pozycji napastnika. Dość powiedzieć, że ostatnią klasyczną „dziewiątką”, która była w stanie strzelić kilkanaście bramek w jednym sezonie, był Mateusz Szczepaniak. Ponad pięć lat temu. Wcześniej? Zbigniew Zakrzewski z dwunastoma golami (2013/2014) i Jakub Grzegorzewski z jednym trafieniem więcej (2012/2013). Wniosek jest prosty. Po kampanii 2014/2015 „Miedzianka” nie zagwarantowała sobie usług dobrego snajpera na lata. Wydaje się, że do teraz.
Czy Michał Bednarski będzie lekiem na zło legniczan (kontrakt na trzy lata)? To zbyt daleko idący wniosek, ale niewątpliwie do Legnicy przybywa człowiek, który wrócił z dalekiej podróży (całkiem niedawno chciał zakończyć karierę i pójść do kopalni), a dzisiaj masowo strzela bramki. Na status gwiazdy Górnika Polkowice musiał zapracować przez trzy sezony, a trzeba dodać, że ten klub był dla Michała ostatnią deską ratunku. W czasach gry dla Chrobrego Głogów wówczas 21-latek po prostu stracił entuzjazm do gry w piłkę. Zapadł się i stanął nad przepaścią, ale obiecał sam sobie, że Polkowice będą ostatnią próbą przywrócenia radości. Z biegiem czasu okazało się, że wychowanek UKS SP Głogów odnalazł coś jeszcze.
Odnalazł gen do bycia lisem pola karnego. Niech świadczy o tym fakt, że na przestrzeni trzech lat spędzonych w Polkowicach (w tym zawierają się dwa półroczne wypożyczenia) Michał Bednarski zanotował 46 trafień do siatki w 83 występach. Bardziej imponująca jest jednak inna statystyka – średnio co 106 minut udział przy bramce. Oczywiście te osiągi nie brały się wyłącznie z umiejętności strzeleckich, ale również (a może nawet przede wszystkim) ze stylu gry, jaki preferował trener Enkeleid Dobi [tekst o nim tutaj]. Atakować, atakować i jeszcze raz atakować. Okazji do pokonywania bramkarzy rywala niemal zawsze było mnóstwo.
24-latek żył w raju dla napastników. Problem więc pojawi się wtedy, gdy tego typu warunki nie pojawią się w Legnicy. Michał swoją charakterystyką (zachowując wszelkie proporcje) przypomina Roberta Lewandowskiego i sam nie będzie w stanie za wiele zrobić. Co ważne, temu napastnikowi zależy na ciężkiej pracy, ale skrajnym optymistom trzeba przypomnieć, że póki co Bednarski udowodnił swoje umiejętności jedynie na poziomie 2. ligi. Do pewno stopnia zatem jego występy w 1. lidze to mała zagadka, choć szlify Enkeleida Dobiego na pewno nie poszły w las. Od tego piłkarza już na wstępie powinno wymagać się goli.
Michał Bednarski jest tylko częścią obiecujących transferów
Jak widać po ostatnich tygodniach, w Legnicy nie próżnują. Najpierw za twarz nowego projektu „Miedzianki” uznano Jarosława Skrobacza, który swoją wizją na futbol i osiągnięciami z GKS-u Jastrzębie daje nadzieję, że ten klub odbije się od poziomu nijakości, jaką prezentował w ostatnim roku. Później włodarze pożegnali się nazwiskami, które o ile w ostatnich latach były ważnymi elementami układanki, o tyle ich status z biegiem czasu stawał się coraz bardziej wątpliwy. Omar Santana, Marquitos, Łukasz Załuska, Artur Pikk – tych jegomości w koszulce Miedzi już nie zobaczymy. Co więcej, od gilotyny nie uciekł również kupiony zimą Josip Sojlić, który został zesłany do rezerw. Słusznie. Czystka.
Po wysokim zwycięstwie 5:1 z @GornikPolkowice zapraszamy na galerię zdjęć z tego spotkania 📸
🔻https://t.co/R58nV7S0Ox
👇
📸FOTO: B.Hamanowicz/miedzlegnica.eu pic.twitter.com/Xe9ON9rpBD— MKS Miedź Legnica (@MiedzLegnica) August 15, 2020
Na miejsce obcokrajowców i tych mniej prosperujących graczy zostali ściągnięci piłkarze, którzy jawią się jako realne wzmocnienia. Oczywiście część z nich to uzupełnienia do szerokiej kadry, np. młodzieżowcy, ale kilka nazwisk ma już albo uznaną markę, albo na tę markę dopiero pracuje. Lub nawet jedno i drugie, czego przykładem jest Michał Bednarski. Choć, tak szczerze mówiąc, nie tylko na niego kibice „Miedzianki” powinni liczyć.
W pierwszym szeregu letnich transferów „Miedzianki” śmiało można by umieścić Krzysztofa Drzazgę (wcześniej świetne liczby w Wiśle Kraków przed kontuzją), Szymona Matuszka (były kapitan Górnika Zabrze) czy 20-letniego Pawła Tupaja, który co prawda jeszcze do Legnicy nie dołączył, ale z naszych informacji wynika, że tak właśnie będzie. Prawy obrońca rezerw Lecha Poznań ma być najpierw konkurencją, a w przyszłości następcą Pawła Zielińskiego. Wychowanek „Kolejorza” w sparingu Miedzi z Górnikiem Polkowice udowodnił, że ma duży potencjał.
Poza tym jest jeszcze 25-letni Damian Tront, który rozegrał 31 meczów w GKS-ie Jastrzębie (cztery gole, cztery asysty) w poprzedniej kampanii. To niejako żołnierz trenera Skrobacza, po którym można sobie wiele obiecywać. Adrian Purzycki będzie miał tym samym mocnego rywala do walki o skład lub bardziej doświadczonego partnera do tańca w środku pola.
W drugim szeregu są te transfery, wobec których można mieć większą niepewność. Bo o ile na przykład Kamil Zapolnik poziom ekstraklasy poznał bardzo dobrze, o tyle jest to piłkarz dość chimeryczny. Ni to napastnik, ni skrzydłowy, a patrząc na jego konkurentów, może mieć problem z grą nawet w pierwszej jedenastce. Kolejną niewiadomą są młodzieżowcy, czyli Wiktor Pleśnierowicz z Lecha i Adrian Petk z Lechii. Tutaj działa akurat syndrom pt. „jeśli byliby lepsi, klub by ich nie puścił”, ale on istnieje niemal zawsze przy tego typu transferach.
Co jednak najważniejsze, kadra „Miedzianki” została porządnie odmłodzona. A jakby tego było mało, zapowiada się, że młodość pójdzie w parze z jakością. Szkoda tylko, że sztab szkoleniowy zrezygnował z drugiego sparingu w okresie przygotowawczym, stąd na bardziej rzetelne oceny zawodników musimy poczekać do września. W każdym razie – jest naprawdę obiecująco.
O! To ten skromny piłkarz, wzór cnót wszelakich! Brawo, brawo. To jest prawda futbolu, to się ceni. Śmiem stwierdzić, że to ten redaktor wyzwala w tych ludziach anielskie emocje, bo z tego co czytam, to wszyscy święci, którzy z nim gadali. Brawa dla tego pana. Pługa nawet nie trzeba, bo sam orze się kapitalnie. Buziaczki.