Na papierze Juventus wygląda od początku sezonu bardzo dobrze. Pierwsze miejsce w Serie A i Lidze Mistrzów – teoretycznie wszystko jest jak należy. Praktycznie aż tak kolorowo w drużynie Maurizio Sarriego nie jest. Fakt faktem, jeszcze żadnego meczu drużyna z Turynu w sezonie 2019/2020 nie przegrała, jednakże ze wszystkich 17 spotkań tylko trzy razy udało się jej wygrać różnicą więcej niż jednego gola.
Walka o scudetto we włoskiej Serie A prawdopodobnie rozegra się między Interem a właśnie „Starą Damą”. Co prawda kolejek za nami zaledwie 13, ale już teraz wiadomo, kogo na trofeum stać, a kogo nie. Po czterech kolejkach Ligi Mistrzów też już jest jasne, że „Juve” będzie grać dalej, z dużym prawdopodobieństwem wychodząc z grupy z 1. miejsca. Na papierze kolorowo, ale realnie patrząc, już niekoniecznie. Czy taka gra drużyny Maurizio Sarriego starczy na osiąganie wielkich celów w obecnej kampanii?
Stała dominacja na krajowej scenie
Od ośmiu lat nieprzerwanie Juventus bawi się na włoskim podwórku sam. Na standardy włoskie jest tyranem, który zabiera wszelką radość z gry innym. Nie wpuszcza do swojej mistrzowskiej piaskownicy nikogo. W tym sezonie wysoko poprzeczkę postawił Inter, który jako jedyny liczy się jeszcze w walce o scudetto, ale i tak jedynym zespołem bez porażki jest jak dotąd „Stara Dama”. Tyle że zwycięstwa w tym sezonie przychodzą z wyjątkowo dużym trudem.
Od pierwszej kolejki Juventus się męczył – jednobramkowe zwycięstwa nad Parmą, Hellas Verona i Brescią, remis na wyjeździe z Fiorentiną, oraz niepojęte 4:3 z Napoli na Allianz Stadium, kiedy to podopieczni Sarriego mieli już trzy gole przewagi, a koniec końców o zwycięstwie zadecydował samobój Koulibalego w doliczonym czasie gry. Dużym sprawdzianem miała być potyczka z Interem, największym obecnie rywalem w lidze. I była, tyle że Juventus wypadł na tej próbie bardzo dobrze. Co prawda nie bez męczarni, ale z Giuseppe Meazza trzy punkty powędrowały do Turynu. W następnych siedmiu kolejkach już tylko jedna wpadka – 0:0 z Lecce, poza tym same zwycięstwa.
Punktów dużo, przekonujących zwycięstw mało
Podejdźmy do sprawy od strony matematyczno-statystycznej. 35 punktów na 39 możliwych do zdobycia – wynik na ocenę spokojnie bardzo dobrą. Jeśli dodamy do tego fakt, że mecze z Interem, Napoli czy Atalantą „Bianconeri” mają już za sobą, to do oceny śmiało można dostawić jeszcze plusik. Inaczej jednak sprawa się będzie miała, gdy na wyniki i każdy pojedynczy mecz spojrzy się indywidualnie. „Stara Dama” we wszystkich meczach tylko dwa razy była w stanie odstawić rywala na dystans co najmniej dwóch goli – 2:0 ze Spal oraz 3:1 z Atalantą. Poza tym wyniki ligowe to pięć razy 2:1, trzy razy 1:0, remisy 0:0 i 1:1 oraz wspomniane wcześniej 4:3. Rezultaty niespecjalnie imponujące jak na zespół rok w rok liczący się w walce o najwyższą stawkę Ligi Mistrzów i do tego potrafiący zdominować i podporządkować sobie całą Serie A.
That crazy moment of a crazy match… 😍
Volume ON! ⬆️⚪⚫ #JuveNapoli
P.S.: Stiamo godendo.[📽️ radioblackandwhite instagram] pic.twitter.com/l0DLD10gCg
— La Maglia Bianconera (@La_Bianconera) September 1, 2019
Na ratunek Argentyńczycy
Raz jeszcze powtórzyć należy tezę, że Juventus wygrywa, ale się męczy, a teraz czas na jej argumentację. Owych potwierdzeń tego zdania z obecnego sezonu trochę się znajdzie. Trudno na razie powiedzieć, że „Juve” Argentyńczykami stoi, bo prime time Dybali przypadł na rok 2017, a Higuain to postać trochę losowa i trudna do okiełznania, ale zdecydowanie rola tej dwójki w ostatnich tygodniach jest dla drużyny Sarriego nieoceniona. Argument numer jeden: Juventus ma długo problem z Atalantą, przegrywa 0:1, ale kwadrans przed końcem budzi się „El Pipita”, w parę minut ładuje dwa gole i trzeciego wystawia do Dybali. 3:1. Pozamiatane w niewiele ponad 15 minut.
🌦 Waking up with that winning feeling like… 😁#AtalantaJuve #FinoAllaFine pic.twitter.com/Aufv3yHHQG
— JuventusFC 🇬🇧🇺🇸 (@juventusfcen) November 24, 2019
Argument numer dwa: ważny mecz przeciwko Milanowi, Dybala zmienia po niewiele ponad połowie gry Ronaldo i po mniej więcej 20 minutach pobytu na boisku strzela decydującego gola po podaniu Higuaina, dającego zwycięstwo 1:0. Derby Turynu i dziesięć minut po wejściu na boisko były napastnik Realu Madryt, Chelsea czy Napoli dogrywa do De Ligta, który zapewnia wygraną jednym golem. Parę tygodni wcześniej w Lidze Mistrzów „Stara Dama” męczy się z Lokomotivem i goni wynik 0:1. W trzy minuty dwa gole Dybali i jest po sprawie. Trzy punkty zostają w Turynie. Kluczowy mecz w kwestii miejsca na fotelu lidera przeciwko Interowi w lidze. Potrzebna pomoc indywidualności? Proszę bardzo, na gola Lautaro Martíneza (de facto też Argentyńczyka) odpowiadają właśnie Dybala i Higuain. 2:1 wygrywa Juventus. Argentyński duet jest w tym sezonie zbawieniem dla Sarriego. Bez jego goli „Stara Dama” miałaby obecnie w Serie A 23 punkty i co najmniej kilka meczów przegranych. Sarrismo bez argentyńskiego wpływu by upadło.
Kilku wspaniałych, ale żaden nieomylny
O sile ofensywy Juventusu pisać zbyt wiele nie trzeba. Mając z przodu takie postaci jak Cristiano Ronaldo, wspomniani wcześniej Higuain i Dybala czy Douglas Costa, to o gole w teorii martwić się nie powinno. Właśnie, w teorii. Bo w praktyce wszyscy strzelają, ale nie ze stałą częstotliwością. Każdy z wymienionych zawodników jest wielki przez wkład w zwycięstwo w danym meczu, ale żaden nie jest w stanie w tym sezonie zapewnić ciągłego trafiania do siatki. Lazio ma Ciro Immobilego, Inter Romelu Lukaku, a Atalanta Zapatę czy Muriela. Każdy z nich w lidze ma świetne liczby. Generalnie siedem zespołów w Serie A ma w swoich szeregach zawodnika, który w lidze ma już na tym etapie co najmniej sześć goli w dorobku. Nawet w 14. w lidze Sassuolo jest dwójka Caputo i Berardi, która przebiła tę granicę. Ale Juventus takich przedstawicieli nie ma. Ronaldo w lidze trafiał pięć razy, Higuain i Dybala – cztery. Arkadiusz Milik nie zagrał nawet w połowie meczów ligowych do tej pory, a i tak zaliczył już pięć trafień, więc jasne jest, że problem stałej skuteczności w Juventusie występuje.
Problemy sarrismo
Dosyć jasne jest, przynajmniej gdy patrzy się powierzchownie, gdzie może leżeć problem drużyny Maurizio Sarriego. Obrona jest obecnie najlepsza w lidze, dobrze w zespół wkomponował się młodziutki Matthijs de Ligt, pewny między słupkami jest Wojciech Szczęsny, tak więc ubytków należy szukać w ofensywie. Paradoksalnie przy tym całym bogactwie nazwisk brakuje postaci kluczowej, mogącej bez przestoju kilkumeczowego być katem dla bramkarzy rywali. Bo co po tym, że raz skórę w doliczonym czasie uratuje Ronaldo, następnym razem dwa kluczowe gole w końcówce zdobędzie Dybala i jeszcze innym Higuain w kluczowym momencie dobrze strzeli i poda?
Pewnego razu któryś z wariantów może nie wypalić i nagle pojawi się trudny do rozwiązania problem dla Maurizio Sarriego. Z jednej strony dobrze mieć zdobywców goli rozłożonych między parę osób, bo wtedy ewentualna czyjaś kontuzja nie jest końcem świata. Jednak z innej perspektywy patrząc, jeśli nikt nie jest w stanie utrzymać dyspozycji strzeleckiej na pewnym poziomie przez jakiś czas, to w końcu może się zaciąć ze strzelaniem na dobre. A wtedy plan sarrismo będzie zagrożony, bo po tylu latach dominacji Juventusu na włoskiej ziemi krajowe trofea to już za mało.
W Turynie oczekiwania sięgają zdobycia Ligi Mistrzów, a do osiągnięcia tego obecna skuteczność i częste męczenie się ze średniakami będą niewystarczające. Może rzecz jasna okazać się, że drużyna Maurizio Sarriego sięgnie po potrójną koronę mimo obecnej przeciętności i wtedy wszystkie obecne dywagacje będzie można wyrzucić do kosza. Ale dla trenera „Bianconerich” taka niepewna obecna gra musi dać wyraźny sygnał ostrzegawczy informujący, że ewentualny brak poprawy na tym etapie sezonu może postawić krzyżyk na całej kampanii.