Z pewnością nie tak wyobrażaliśmy sobie wtorkowy wieczór. Miało być łatwe zwycięstwo i kolejne trzy punkty w grupie eliminacyjnej do mistrzostw Europy 2024. Tym bardziej że graliśmy z rywalem naprawdę bardzo niskiej jakości. To też potwierdzało się w pierwszej połowie, w której reprezentacja Polski niemiłosiernie przesunęła Mołdawię pod ścianę. Skutek? Dwa gole. Druga część spotkania była jednak zupełnie inna. Na murawę nasi piłkarze wyszli jakby nieobecni. Ospali, wystraszeni i tracący trzy bramki.
Mołdawia dokonała czegoś niemożliwego. Wygrała z reprezentacją Polski mimo tego, że przecież przegrywała do 48. minuty 0:2. Historia rodem z filmu. Dla całego świata romantycznego… Dla nas niestety dramatu.
Pierwsza połowa była w naszym wykonaniu naprawdę bardzo dobra, a na drugą reprezentacja Polski wyszła chyba najgorzej jak mogła. Naprawdę trudno to wytłumaczyć. A przecież to nie pierwszy raz za kadencji Fernando Santosa. Ponownie drużyna gra bardzo niekonsekwentnie. O tym zjawisku w dalszej części artykułu…
Nieporozumienie…
Mołdawia pokonuje pierwszy raz w historii Polskę…
Po trzech meczach mamy tylko trzy punkty w el. do #EURO2024 #MDAPOL #ŁączyNasPiłka #Moldova #Polska pic.twitter.com/NpLUmgObSH
— iGol (@igolpl) June 20, 2023
Dwie nierówne połowy
Musimy zacząć ten artykuł od powiedzenia sobie szczerze jednego – reprezentacja Polski zagrała wzorowo w pierwszej połowie. Naprawdę mogli się wtedy podobać. Rozegrali te 45 minut w sposób spokojny i pewny. Dokładnie tak, jak powinien przebiegać każdy mecz ze słabszym rywalem, jakim niewątpliwie była Mołdawia. Dużo akcji, w obronie stabilnie i bez cienia przesady możemy powiedzieć, że mieliśmy zwycięstwo w kieszeni. Taki Robert Lewandowski mógł mieć po pierwszej połowie trzy bramki. Brakowało nam tylko skuteczności, by przypieczętować wynik. To mieliśmy zrobić w drugiej części spotkania.
Jak ona przebiegła? Źle. To nawet mało powiedziane. „Wstyd. Żenada. Kompromitacja. Hańba. Frajerstwo.” Ta już słynna okładka gazety po meczu Polska – Ekwador (0:2) z 2006 roku mogłaby powstać i dzisiaj. Wszystko przez beznadziejny powrót na boisko. „Orły” zagrały na pewno najgorzej za kadencji Fernando Santosa, a wcześniej? Trudno powiedzieć. Patrząc na wszelkie okoliczności, był to jeden z najgorszych meczów reprezentacji Polski w XXI wieku. Wszystko przez 45 minut…
Pierwsza połowa – super.
Druga – jeden z najgorszych występów Polski w historii.To jest jakiś matrix.
— Tomasz Cwiakala (@cwiakala) June 20, 2023
Reprezentacja Polski ma tak już któryś raz
Reprezentacja Polski ma bardzo duży problem z niekonsekwentną grą. Pierwsza połowa meczu z Mołdawią była niezła, a druga znowu fatalna… Nie jest to odosobniony przypadek. Można było czegoś takiego doszukać się w większym bądź mniejszym stopniu we właściwie każdym spotkaniu tej drużyny za kadencji Fernando Santosa. Po raz kolejny wydawało się, że będzie spokojnie, ale finalnie trzeba było drżeć o wynik. Wcześniej sytuacja była taka sama, ale trochę zduszona z powodu w miarę satysfakcjonujących wyników i wskutek przybycia nowego selekcjonera. Teraz trzeba o tym mówić głośno i równie hałaśliwie potępiać!
Aby przeanalizować sobie po krótce to zjawisko, musimy cofnąć się o trzy miesiące, do meczu z Czechami. Na starcie straciliśmy dwa gole. Co z tego, że po czasie zaczęliśmy się odbudowywać? Zaprezentowaliśmy się haniebnie i mieliśmy wówczas na własne życzenie dużą liczbę bramek do odrobienia. Następnie mecz na PGE Narodowym, naprzeciw nas Albania. Jak tu zaprezentowała się reprezentacja Polski? No właśnie również nierówno. Strzeliliśmy gola w czasie naszej dobrej gry, jednak z czasem ta koncentracja zanikała.
Praktycznie jej nie było także z Niemcami kilka dni temu w meczu towarzyskim. Wynik oczywiście świetny i gra do pewnego momentu też mogła się podobać. Z czasem „Orły” miały jednak więcej szczęścia niż rozumu. Właściwie to Wojciecha Szczęsnego, który w końcówce uchronił nas przy kilku groźnych szansach rywali. Mecz z Mołdawią pokazał nam, co by się działo bez niego w optymalnej dyspozycji.
Czas ochrony Santosa zakończony
Przy pierwszych meczach reprezentacji Polski za kadencji nowego selekcjonera Fernando Santos był chroniony. Słusznie, bo nawet gdy „Biało-czerwoni” grali gorzej, wciąż nie była to do końca jego drużyna. Aklimatyzacja, niepoznanie się na poczczególnych zawodnikach i wiele innych czynników utrudniających mu pracę. I tak jak porażkę z Czechami, przepchnięty mecz z Albanią czy nieidealnie rozegrane spotkanie z Niemcami można zrozumieć, tak tu już nie ma żadnego usprawiedliwienia. Reprezentacja Polski zagrała źle w dużej mierze właśnie przez niego.
Środka pola to teraz nie mamy. Uwielbiam Zielińskiego, ale dla mnie gość do zmiany. #MDAPOL
— Kamil Seliga (@KamillSeliga) June 20, 2023
Tu można doczepić się przede wszystkim faktu, iż Santos nie do końca umie reagować na przebieg meczu. Środek pola nie istniał – nie ma zmian. Potrzeba jak najbardziej intensywnego i szybkiego ataku – tu aż prosi się o Michała Skórasia… Zamiast niego wchodzi Karol Linetty, który, z całym szacunkiem, dużo w tym ataku nie da. Nawet porównując go do Damiana Szymańskiego, który swoją drogą grał lepiej niż niezmieniony Piotr Zieliński.
Zawodnik Napoli naprawdę powinien zejść! I to razem z Lewandowskim. Obaj choć na co dzień są kojarzeni z wysokimi umiejętnościami, w tym meczu byli hamulcowymi. Może kwestia strachu, a może naiwności naszego selekcjonera. Niemniej nieumiejętne zarządzanie meczem to coś, nad czym warto się pochylić. Ulgowe traktowanie Portugalczyka powinno się skończyć.