O aspekcie piłkarskim meczu o trzecie miejsce młodzieżowego mundialu już wam pisaliśmy, ale teraz spojrzymy na to spotkanie z punktu widzenia kibicowskiego. Jak wyglądało to starcie z trybun? Jacy są ekwadorscy kibice? Czy dopingowano Włochów? O tym wszystkim w poniższym tekście.
Gdynia dostała turniej i mecz, na który zasługiwała. Oprawa mundialu na stadionie Arki stała na bardzo wysokim poziomie, były też minusy, ale również sporo plusów. Wjeżdżając do miasta od strony obwodnicy Trójmiasta S6, kierując się od autostrady A1, z początku wydawało się, że impreza nie ma odpowiedniej promocji. Ani przy autostradzie, ani przy obwodnicy nie było nawet jednego baneru reklamującego turniej. Zmieniło się to jednak w Gdyni, gdzie już chwilę po wjeździe w ulicę Wielkopolską pojawił się pierwszy baner. W tym mieście łatwo można było dostrzec promocję mistrzostw.
Parking za daleko od stadionu
Pierwszym minusem było bez dwóch zdań umiejscowienie parkingu mistrzostw, który znalazł się obok hali sportowej mieszczącej się około kilometra od stadionu. Dla kibiców mających problemy z poruszaniem się, które przyjechały samochodem, na pewno lokalizacja parkingu mogła stanowić kłopot. Problemem było też oznakowanie, na wyjściu z parkingu były znaki kierujące do bram. Niestety zgodnie z nimi idąc do bramy A znajdującej się przy trybunie wschodniej stadionu, tzw. trybunie „Górka”, trzeba było nadłożyć około 300 metrów w porównaniu do przejścia przy bramie B.
Idąc na stadion, miałem okazję zobaczyć pierwsze grupki kibiców Ekwadoru. Kolorowe towarzystwo rzucało się bez problemu w oczy dzięki żółtym koszulkom. Widać było jednak, że sposób oznakowania drogi do bram, który momentami był mylący, sprawiał problemy. Jedna z grupek Ekwadorczyków zaczepiła mnie, wyraźnie szukając dojścia do bram. Zbliżając się do stadionu, zobaczyłem też pierwszą ekipę Włochów, którą można było rozpoznać dzięki szalikom.
Obsługa na wysokim poziomie
Po wejściu na stadion od razu mogłem pochwalić obsługę. Stewardzi udzielali wszystkich możliwych informacji, było ich sporo, a kontrola i wejście na obiekt trwały szybko i zajęły raptem kilka sekund. Sprawna kontrola to coś, co można pochwalić. Wiadomo bowiem, że często właśnie przez nią kibice nie mogą wejść na stadion przed rozpoczęciem spotkania.
Swoje pierwsze kroki skierowałem ze względu na porę i głód do stadionowego baru. Tutaj muszę pochwalić catering i nie chodzi tylko o smak. Przed meczem celowo sprawdziłem dla porównania menu obowiązujące na spotkaniach Arki Gdynia i postanowiłem porównać je z tym, co proponuje menu turniejowe pod względem oferty i cen. Oferta nie różniła się sporo od tego, co możemy otrzymać na meczach Arki Gdynia. Jedyna różnica polegała na tym, że w menu nie było bezalkoholowego piwa. Co do cen spodziewałem się nawet, że na czas mistrzostw wskoczą na podobny poziom jak na Stadionie Narodowym. Na szczęście do tego nie doszło, aczkolwiek podwyżka cen się pojawiła, lecz dosłownie niewidoczna, wzrosły one bowiem o złotówkę. Za znajdujący się na poniższym zdjęciu standardowy zestaw kibica – czyli kiełbasa + piwo – trzeba było zapłacić 23 zł. Tańsza wersja z tańszą kiełbasą kosztowała 20 zł.
Vamos Ecuador
Po zajęciu miejsca na trybunie zacząłem rozglądać się po stadionie w poszukiwaniu kibiców drużyn grających tego dnia. Akcentów ekwadorskich dojrzałem sporo, gdzieniegdzie widać było flagi i kibiców w charakterystycznych żółtych koszulkach. Akcenty włoskie było jednak trudniej znaleźć, dopatrzyłem się jednej osoby z flagą Włoch, ale mówiła ona po polsku. Włoskich kibiców po raz pierwszy zobaczyłem dopiero w 78. minucie, gdy siedząca niedaleko ode mnie grupka pięć osób zaczęła krzyczeć: „Forza Italia”.
Jeszcze przed meczem łatwo można było zauważyć, za kim będzie stadion w tym spotkaniu. Gdzieniegdzie słychać było ciche na razie okrzyki „Ecuador, Ecuador” lub wyraźnie polskie „Ekwador”. Do tego jako człowiek lubiący słuchać trybun i zdania innych kibiców miałem okazję usłyszeć wypowiedzi typu: „To co, dziś za Ekwadorem jesteśmy?”. To jednak nie było wszystko – gdy tylko mecz się zaczął, jeszcze łatwiej można było dostrzec, kogo wspierają kibice. Na stadionie co chwila podnosiły się okrzyki kibicujących zawodnikom z Ameryki Południowej, do tego praktycznie każda akcja Ekwadorczyków nagradzana była głośnymi brawami, podobnie jak każda interwencja Moisesa Ramireza.
Frekwencja była najlepsza spośród wszystkich meczów w Gdyni, ale i tak mogła być wyższa, a wyniosła raptem niespełna 9 tysięcy, a dokładnie 8937 widzów. Jak na mecz o takiej wadze, na stadionie mogącym pomieścić ponad 15 000 osób jest to wynik co najmniej średni.
Rzadko zdarza się, by na spotkaniu, na którym publiczność jest raczej neutralna, kibice wspierali tak wyraźnie jedną drużynę. Pomijając już takie sytuacje jak gwizdy przy akcjach Włochów, to jednak gdy na boisku dochodziło do przepychanek, trybuny brały stronę Ekwadorczyków. Jednak prawdziwym dowodem na to, jak bardzo stadion jest przeciwko Włochom, był moment, gdy Ramirez obronił rzut karny. Ryk radości, jaki poniósł się po stadionie, był wprost ogłuszający. Euforia kibiców była nawet większa niż w momencie, gdy Ekwador strzelił bramkę. Tak zresztą wyglądał ten rzut karny z miejsca w którym siedziałem:
Po meczu miałem okazję widzieć z bliska radość kibiców Ekwadoru, którzy chętnie dzielili się nią z Polakami. Język futbolu jest w tym wypadku uniwersalny, grupka, którą spotkałem, chętnie stawała z kibicami do zdjęć.
Opuszczałem stadion przy ulicy Olimpijskiej w Gdyni bardzo zadowolony, ciesząc się doświadczeniem wielkiego święta futbolu oraz zadowolony z obejrzanego widowiska. Mam nadzieję, że w najbliższej przyszłości Polska ugości podobnie ciekawą imprezę. Wczorajszy mecz utwierdził mnie w przekonaniu, że im więcej takich świąt futbolu, tym lepiej. Ostatnim moim wnioskiem jest zaś stwierdzenie, że ekwadorscy kibice to jedna z najfajniejszych kibicowskich grup na świecie.
Żałowałem jednak, że ekwadorscy piłkarze, przynajmniej w momencie gdy jeszcze byłem na stadionie (wychodziłem w trakcie dekoracji) nie podeszli do kibiców podziękować za doping. Byłby to miły gest z ich strony, szczególnie, że osobiście muszę przyznać, że miałem nadzieję na zdjęcie z Gonzalo Platą, który moim zdaniem spokojnie mógłby zostać wybrany MVP turnieju. Śledziłem reprezentację Ekwadoru przez cały turniej i zawodnik Sportingu CP wyrwał na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Na zdjęciu Ekwadorczycy chwilę przed dekoracją: