Śląsk wygrywa 2:0 w meczu z Lechem Poznań i dopisuje na swoim koncie trzy punkty. Mariusz Rumak może zacząć się martwić o swoją posadę, a Stanislav Levy ma prawo być dumny ze swoich graczy.
Mecz między Śląskiem Wrocław a Lechem Poznań od kilku już dobrych lat jest kojarzony z wielkim szlagierem. Nie inaczej powinno być w obecnym sezonie, bo są to przecież zespoły, które w bieżącym roku u boku Legii reprezentowały Polskę na arenie międzynarodowej. Jednak w tym sezonie obie drużyny znajdują się, jak na razie, w środku tabeli ekstraklasy i zawodzą w rozgrywkach ligowych.
Wynik meczu otworzył w 24. minucie Hołota po świetnej akcji Dudu z lewej strony boiska. Brazylijczyk ograł jak juniora Tomasza Kędziorę i dograł kapitalną centrę na głowę Tomasza Hołoty. Były piłkarz Polonii Warszawa, który z Lechem zagrał na nie swojej pozycji – prawym skrzydle – zamknął tę akcję i wpakował piłkę do bramki Lecha Poznań.
Mogłoby się wydawać, że Lech powinien się po straconej bramce obudzić, ale drużyna trenera Rumaka dalej przechodziła jakby obok meczu. Przez kilkanaście minut po golu był mały przestój w meczu, ale emocje skoczyły ponownie pod koniec pierwszej połowy. Sebastian Mila ograł trzech rywali i zagrał piłkę na skrzydło do Plaku. Ten odegrał do Paixao, który strzałem między nogami Kotorowskiego podwyższył prowadzenie Śląska na 2:0.
W drugiej połowie Lech ciągle nie sprawiał wrażenia drużyny zdeterminowanej do odrobienia dwubramkowej straty. W dogodnej okazji znalazł się na początku drugiej części gry Ślusarski, ale… nie trafił w piłkę. Gra gości ożywiła się po wejściu Szymona Pawłowskiego, który próbował dryblować, strzelać i wziął na siebie sporą odpowiedzialność za grę, ale raził nieskutecznością i niedokładnością.
Mecz zakończył się wynikiem 2:0 dla wrocławian, którzy w dobrym stylu zatarli złe wrażenie po blamażu w dwumeczu z Sevillą. Lech znów zawodzi kibiców i nie pokazuje choćby połowy tego, czego oczekiwaliby od nich sympatycy.
Ten Śląsk jest beznadziejny. Jak grają z takimi
słabszymi drużynami jak Widzew, Cracovia czy
Podbeskidzie to grają normalnie, jak na prawdziwych
piłkarzy przystało, a jak grają z zespołami z
czołówki to zaczynają się chamskie zagrywki,
brutalne faule itp.
Szkoda Lecha myślałem ,że jak Legia idzie podobną
drogą,- stadion,kibice,wychowankowie ,a z
zagranicznych tylko dobrzy gracze ,ale Rumak jeszcze
nie dorósł...
Bardziej chamski w tym meczu byli zawodnicy Lecha
którzy trzykrotnie powinnien w tym spotkaniu
obejrzeć czerwone kartki za brutalne ataki łokciem
w twarz na Dudu, Paixao i Mili.
Co do redakcji igol, zacznijcie oglądać mecze albo
chociaż skróty meczów bo mówienie że Paixao
strzelił bramkę strzałem pomiędzy nogami
Kotorowskiego to żenada.