Marcin Sasal: Nie zakładam porażek. Gram zawsze o zwycięstwo


Pogoń Grodzisk Mazowiecki to beniaminek 2. ligi, który wygrał pierwsze trzy mecze

10 sierpnia 2024 Marcin Sasal: Nie zakładam porażek. Gram zawsze o zwycięstwo

Pogoń Grodzisk Mazowiecki po dwóch latach nieobecności powróciła na szczebel centralny. Klub z Mazowsza nie przejmuje się mianem beniaminka i rozgrywki Betclic 2. Ligi rozpoczął od trzech zwycięstw. Podopieczni Marcina Sasala spisują się powyżej oczekiwań ekspertów czy kibiców. To jedyna drużyna oprócz Zagłębia Sosnowiec, która ma komplet punktów na swoim koncie. Co o początku rozgrywek mówi sam trener grodziszczan?


Udostępnij na Udostępnij na

Marcin Sasal objął Pogoń Grodzisk Mazowiecki przed sezonem 2023/2024. W trzecioligowych rozgrywkach czerwono-biali triumfowali pewnie. Nad bezpośrednimi rywalami – Legią II Warszawa oraz Unią Skierniewice – mieli na koniec sezonu aż jedenaście punktów przewagi. Równie dobrze rozpoczęli zmagania na szczeblu centralnym. W pierwszych trzech spotkaniach pokonali Polonię Bytom, Podbeskidzie Bielsko-Biała oraz GKS Jastrzębie, zostając liderem 2. ligi. Przed meczem ze Świtem Skolwin porozmawialiśmy ze szkoleniowcem Pogoni Grodzisk Mazowiecki, Marcinem Sasalem.

***

Bartłomiej Majchrzak (iGol.pl): Pogoń Grodzisk Mazowiecki wygrała trzy pierwsze mecze i jest liderem 2. ligi. Spodziewał się Pan aż tak dobrego startu? W końcu jesteście beniaminkiem.  

Marcin Sasal (trener Pogoni Grodzisk Mazowiecki): Nie zakładam porażek przed meczami. Natomiast przeciwnicy, których mieliśmy w pierwszych trzech kolejkach, byli bardzo trudni pod względem jakości, dobrych piłkarzy czy miejsc zdobytych w poprzednim sezonie. Można było mieć obawy o wszystko. Mieliśmy jednak też swoje ambicje, a do tego przede wszystkim swoje boisko, na którym przez rok mieliśmy tylko jeden remis z Legią II Warszawa. To wszystko można było rzutować na to, co możemy zrobić, a czego nie. Tak naprawdę trudno było przewidywać, że będzie aż tak dobrze i po pierwszych trzech meczach będziemy mieć dziewięć punktów.  

Graliście z Podbeskidziem, czyli spadkowiczem z 1. ligi, Polonią Bytom, która w poprzednim sezonie walczyła o awans, i GKS-em Jastrzębie, który na swoim stadionie jest niezwykle groźny. Który z tych meczów z Pana perspektywy był najtrudniejszy dla Pana piłkarzy?  

Myślę, że ten pierwszy, z Polonią Bytom, chociaż byliśmy do tego meczu dobrze przygotowani. Zrobiliśmy analizę rywala, mieliśmy sporo czasu na to, żeby do tego meczu się przygotować. Przewidzieliśmy pewne zachowania i to, w jaki sposób grają czy budują akcje. Dostosowaliśmy to do siebie.  Myślę, że to był zespół najlepiej grający, choć nie ujmuję tutaj niczego pozostałym przeciwnikom. Także wyjazd do Jastrzębia był trudny, bo tak naprawdę przez pierwsze 15 minut mieliśmy spore problemy. Przeciwnik, tak jak się spodziewaliśmy, mocno nas zaatakował, ale później przeszliśmy do swojej gry. Mieliśmy swoje sytuacje i trochę szczęścia.  

Na konferencji prasowej po meczu z GKS-em Jastrzębie powiedział Pan, że Nie jesteśmy mistrzami świata. Dopiero uczymy się tej ligi”. Można powiedzieć, że w pańskiej drużynie są dość pilni uczniowie, bo wygrywacie. Zapytam jednak z drugiej strony: nad czym w takim razie musicie jeszcze popracować? 

Geneza tego zespołu jest taka, że jest to nasz autorski projekt, który zrujnował drużynę z poprzedniego sezonu 3. ligi (sezon 2022/2023), gdzie odeszło pięciu zawodników. Z różnych powodów – ktoś poszedł do ligi wyższej, ktoś zakończył karierę. Mieliśmy tak naprawdę dwanaście zmian na dwudziestu trzech piłkarzy. Zrobiliśmy taką ewaluację, dobraliśmy zawodników młodych i perspektywicznych, którzy mogą jeszcze coś osiągnąć. Nie zapomnieliśmy o takich, którym można było dać drugą szansę, bo ja lubię je dawać. To fajna sprawa, że zawodnik będący na zakręcie potrafi się odbudować. Po awansie znowu byliśmy zmuszeni do następnych zmian. Został trzon zespołu, bo walczyliśmy o to, żeby z tej podstawowej jedenastki jak najmniej zawodników odeszło. Przygotowywaliśmy też trochę fartownie młodzieżowców, którzy nie ustępują kroku i robią postępy. Kacper Sommerfeld nabrał już takiego doświadczenia, że nie zachowuje się jak młodzieżowiec, choć wciąż nim jest. Dołączyliśmy, w miarę naszych możliwości, kilku zawodników do tego, żeby zgrać ten zespół.  

Natomiast jeśli o chodzi o to, czego musimy się nauczyć, to reakcji przede wszystkim na to, co robi przeciwnik. W Jastrzębiu rywal zmieniał ustawienie trzykrotnie. Zakładamy sobie, że przeciwnik może tak grać, ale to zawodnicy na boisku muszą wiedzieć, jak się dostosować do zmieniających warunków w czasie meczu. Oczywiście uczymy się pressingu na trzech i czterech zawodników, na jednego defensywnego czy dwóch. Przewidujemy różne sytuacje, a zawodnicy świetnie to analizują. Robimy tego dużo, zarówno w trakcie analiz i odpraw, ale i na boisku w trakcie treningu. Robimy symulacje w tygodniu, przygotowując się do każdego przeciwnika, ale nie zapominamy, że różne rzeczy są powtarzalne. Po zachowaniach zawodników można pewne rzeczy przewidzieć i myślę, że to jest coś, co rozwinie moich zawodników. O pozostałe rzeczy jesteśmy w stanie zadbać – o motorykę, założenia taktyczne, naszą grę. Robimy tego mnóstwo, a ta reakcja na przeciwnika to rzecz, która wymaga nauki. Przykładów będzie dużo, bo gramy z zespołami z całej Polski, więc kluby mają inną specyfikę grania. 

Dla Pana to powrót na szczebel centralny. Zapytam troszeczkę przewrotnie – tęsknił Pan za tymi wyższymi ligami i podróżami po całej Polsce?

Myślę, że jest to trudne pytanie, ponieważ w pewnym momencie swojej przygody trenerskiej musiałem trochę więcej czasu poświęcić rodzinie i nie za bardzo zabiegałem o to, żeby gdzieś wyjeżdżać. Zająłem się edukacją trenerską i szkoleniami. Później, jak już odebrano mi te przywileje edukacyjne trenerów, moje życie prywatne było uporządkowane, a dzieci coraz większe, to nie było propozycji objęcia klubów, bo jednak wypadłem z obiegu. Dlatego zacząłem w 4. lidze, niemalże pod domem. Zmusiła mnie do tego też sytuacja ekonomiczna i trzeba było w tej lidze udowodnić swoją wartość, co się niemal udało. Zabrakło nam jednej bramki do awansu. Moja dobra robota przełożyła się na to, że dostałem propozycję z Pogoni Grodzisk Mazowiecki. Tutaj też nikt nie myślał, że w jeden sezon awansujemy do 2. ligi i wygramy Mazowiecki Puchar Polski, a potem z powodzeniem będziemy grać na szczeblu centralnym. Przez rok się to zmieniło.

Jest to kwestia poświęcenia temu, że skoro już mam wrócić do pracy, to trzeba się pokazać z jak najlepszej strony, pracować nad sobą i zmienić rzeczy, które nie funkcjonowały. Zresztą trener, który się nie uczy i zatrzymuje się w czasie, nie ma szans na funkcjonowanie na szczeblu centralnym. To naprawdę wąska, elitarna wręcz grupa klubów i trenerów. Ja w czasie się nie zatrzymałem i mam swoje przemyślenia czy pomysły. Myślę, że kontakt z trenerami w czasie mojej pracy szkoleniowej dał mi wiele. Wybieram rzeczy wartościowe i te, z którymi się utożsamiam. Mogę obejrzeć mecz na najwyższym poziomie pod kątem kibicowania komuś. Jednak ja mecze oglądam pod kątem zobaczenia sposobu organizacji gry i zachowań, które mogą się przydać i przekładają się na moją pracę i podejście do piłki.  

Oczywiście, że chciałem udowodnić, że wracam i stać mnie na to, by pracować na każdym poziomie rozgrywkowym w Polsce. Pracowałem wszędzie, jeśli chodzi o piłkę seniorską i młodzieżową, oprócz B-klasy. Nie ma tak, że gdzieś jest łatwiej. Każda liga ma swoją specyfikę i w każdej lidze są pewne trudności, które trzeba pokonać. To nie jest łatwa praca. Łatwa jest tylko wtedy, gdy wygrywa się mecze, ale tak nie zawsze jest. Najważniejszej rzeczy nie da się jednak nauczyć na szkoleniach. Mam na myśli zarządzanie szatnią – trzeba tego doświadczyć samemu. W szatni mamy do czynienia z grupą wielopokoleniową, którą trzeba przekonać do swoich pomysłów i wartości, a do tego zbudować autorytet. Inną mentalność ma zawodnik 33-letni, a inną nastolatek. Pewne rzeczy są inne i ta praca z zawodnikami przynosi doświadczenie. Oczywiście popełnia się błędy, ale mam już na tyle doświadczenia, że nie popełniam aż tylu błędów, co na początku.

Wspomniał Pan o tym, że oglądając kluby z topu, ogląda Pan spotkania raczej pod kątem taktyki i podglądania tego, co można zastosować u siebie. Jakich zatem klubów możemy się doszukiwać w stylu Pana Pogoni Grodzisk Mazowiecki? 

Łatwiej będzie mi odpowiedzieć, czego nie oglądam – ligi włoskiej. Nie lubię też meczów typu Real – Barcelona, ponieważ trudno jest coś znaleźć dla siebie i przełożyć to do swojej pracy. To jest inna piłka. Lubię oglądać zespoły na dorobku. Można coś z nich wyjąć dla siebie. Oglądam też oczywiście polską piłkę – 3. czy 1. ligę. Obecnie ekstraklasy nieco mniej, ale też się zdarzy. Natomiast liga angielska to liga, na której można się wzorować. Chociaż reprezentacja Anglii na Euro 2024 grała w starym stylu i trochę się z tego śmiałem, bo mogli w tym starym stylu wygrać turniej. Tak się jednak nie stało. Chodzi jednak o to, by zobaczyć różnice, a nie wzorować się na klubie czy trenerze. Ważne jest, by wyłapać dla siebie jakieś rzeczy, a nie kopiować jeden do jednego. W tych meczach nie topowych jest naprawdę sporo sytuacji, które zdarzają się także na naszym poziomie.  

Wczoraj [rozmawialiśmy w środę, 7 sierpnia – red.] oglądałem w Pucharze Polski pojedynek zespołów, z którymi już graliśmy. Oglądałem je nie po to, by komuś kibicować, ale by przekonać się, czy coś w ich grze się zmieniło. Nie przywiązuję się do jakiegoś klubu. Po swoim meczu sparingowym Pogoń Grodzisk Mazowiecki – Polonia Warszawa pojechałem na mecz Czarnych Koszul” ze Zniczem Pruszków, by zobaczyć, jak grali z nami, a jak zagrali później. Mogłem dostrzec też te zachowania, których nie zauważyłem w ferworze walki, bo wówczas jednak skupiałem się na swojej drużynie. Czasami, jak obowiązki mi na to pozwalają, jeżdżę też na mecze do Szczecina. 

Panie trenerze, przewinął się temat zarządzania drużyną i szatnią. W naszej poprzedniej rozmowie wspominał Pan o tym, że dla odświeżenia szatni warto dokonać dwóch, trzech transferów w przerwie. Teraz, przed startem 2. ligi, ten ruch w Waszej szatni był nieco większy. Odszedł przede wszystkim Ołeksij Zinkewycz, ale także Winiarski, Gładysz czy Gedek. Liczył się Pan ze stratą innych graczy ze składu, który wywalczył awans? 

Podstawowi zawodnicy zostali. Natomiast jeśli chodzi o Dominika Gedka, to był zawodnik, który grał sporo i wchodził jako zmiennik. Do tego Kacper Imiołek, który też był młodzieżowcem, ale przez niemal pół rundy miał kontuzję i nie grał wiele. Oni ucierpieli na tym, że my nie możemy mieć dużej kadry. Musimy mieć młodzieżowców, a zostało ich zaledwie dwóch, którzy byli w poprzednim sezonie. Resztę musieliśmy dobrać. W tym przypadku braliśmy też pod uwagę, że jeśli któryś z byłych młodzieżowców miał minuty i grał na dobrym poziomie, to został. Tak jest choćby z Olkiem Gajgierem, który był naszym podstawowym młodzieżowcem, lecz z racji wieku już nim niestety nie jest. Został ze względu na to, że zrobił wynik i podparł go liczbami, a wciąż się rozwija w tym środowisku. 2. liga na pewno będzie dla niego dobrą rzeczą. Nic nie przemawiało za tym, że zawodnicy, którzy rozegrają 500, 300 czy 200 minut w sezonie nagle w 2. lidze się obudzą. Oni potrzebują nieco innego środowiska.

My walczymy o utrzymanie, nie możemy pozwolić sobie na niewypały transferowe przy ograniczonym budżecie i naszych możliwościach. Analizujemy cały czas rynek i nie zamknęliśmy jeszcze kadry. Cały czas rozmawiamy z Prezesem i szukamy rozwiązań. Ja rozumiem ograniczenia finansowe, ale musimy znaleźć konsensus odnośnie do budowania tego zespołu. Przyjdzie zima i tak jak Pan wspomniał, nie wyobrażam sobie, żebyśmy nie zrobili wtedy dwóch, trzech transferów dla zapewnienia poziomu treningowego. To nie jest tak, że robimy transfery, by robić transfery. Poziom treningów musi być u nas dobry ze względu na to, że wszyscy zawodnicy się rozwijają. Jeśli mamy w środę zadania we fragmentach gry czy fazy przejściowe, gdzie ustawiamy jedną z drużyn tak, jak ustawia się przeciwnik, to w momencie, kiedy trzeciego bramkarza wystawimy na lewej obronie, a masażystę na szóstce, to jak to będzie wyglądać? Jakość treningów będzie zła i za jakiś czas, pracując w tym samym środowisku, zawodnik nie będzie robić już takich postępów.

Warto wspomnieć, że zawodnicy, którzy do nas przyszli, mają świetne środowisko do rozwoju. Poziom gierek i treningu jest naprawdę wysoki i niewiele potrzeba, moim zdaniem, żeby ten poziom dopasować do warunków drugoligowych. Jednak te niewiele trzeba” trzeba zrobić. Dlatego nasi włodarze muszą się nad tym pochylić. To nie jest ambicja Sasala, że musi on wygrać wszystkie mecze – choć oczywiście chcę wygrywać wszystkie mecze. To jest jednak dbanie o tych zawodników, którzy są dzisiaj w pierwszej jedenastce czy osiemnastce. Za chwilę przyjdą kartki, kontuzje i różne sytuacje życiowe, kiedy będzie trzeba kogoś zastąpić i przebudować zespół, a nie da się tego zrobić mając piętnastu graczy. 

Wąska ławka Pogoni Grodzisk Mazowiecki rzuca się w oczy. Mówił Pan, że kadra nie jest zamknięta. Poszukujecie piłkarzy bez klubów czy może takich, którzy nie będą mieścić się w planach trenerów ekstraklasy czy 1. ligi i będzie można ich wypożyczyć? 

Dla nas każda sytuacja jest do przyjęcia. Nie jesteśmy w stanie zrobić transferów gotówkowych. Jesteśmy klubem półamatorskim – jesteśmy stowarzyszeniem, nie spółką. Bazujemy na budżecie miejskim, mamy drobnych sponsorów, więc sprawy zarabiania na zawodnikach, ich kupowania czy promowania to są sprawy marginalne. W tym sezonie coś takiego udało się zrobić z Zinkewyczem. To jest kwestia zarządzania klubem, w którą ja jednak nie chcę wchodzić. Koncentruję się na swojej pracy i przyszłości, aniżeli odwracaniu świata. Z Sebastianem Przyrowskim dużo nad tym dyskutujemy, ale koncentrujemy się na naszym najważniejszym celu – utrzymaniu. 

Co do transferów to chcemy dobrać kogoś, kto na tym poziomie już był. Wciąż też poszukujemy młodzieżowca, ponieważ mamy singlowe pozycje i jeśli coś się wydarzy, to pojawia się problem. Chcąc zrobić zmianę młodzieżowca, musimy ściągać z boiska dwóch zawodników lub ktoś musi grać na nie swojej pozycji i uczyć się nowych zachowań. To nie jest korzystne dla zespołu. Nie mówię o rewolucji, a o dokładnie dwóch transferach. Mamy czas do końca sierpnia, więc pewnie coś się jeszcze wydarzy.  

Chciałbym zatem pociągnąć temat transferów. Moim zdaniem z nowych zawodników najbardziej wyróżnia się Karol Noiszewski. Gra w pierwszym składzie, strzelił dwie bramki. Pozostali stanowią raczej tło, bo najwięcej zagrał Erwin Bahonko – 72 minuty. Ci piłkarze potrzebują czasu, żeby wdrożyć się w Pana projekt i taktykę? 

Nie robiliśmy przemeblowania składu. Grzegorz Skowroński, który grał jednego z trójki obrońców, miał lekki uraz przed sezonem. Rozmawiałem z nim i pytałem, czy jest gotowy na sto procent. Dużo zawdzięczam Grześkowi. Był podstawowym zawodnikiem na trudnej pozycji, i to nie swojej. Przed meczem rozmawialiśmy i Grzesiek powiedział mi, żebym nie zastanawiał się nad nim, a nad drużyną i jej dobrem. Podjąłem decyzję: Karol Noiszewski wyglądał dobrze podczas treningu i szybko dostosował się do tej pozycji. Strzelił gola w dwóch pierwszych meczach po stałych fragmentach gry. Nie popełnia błędów, jest doświadczonym graczem, który grał w wyższych ligach.

Podobnie jest w przypadku Erwina Bahonko. On dostaje minuty, ale jest na pozycji Kacpra Sommerfelda, czyli naszego drugiego młodzieżowca. Jeśli będzie potrzeba, to on jest w stanie dostosować się do sytuacji. Erwin uczy się naszych schematów i zachowań, których wymagamy od zawodników. To kwestia czasu, by znalazł miejsce w składzie. Jednak zarządzając meczem, dbamy przede wszystkim o wynik i ja nie robię zmian na siłę w 60. minucie, bo tak wypada, by dać innemu zawodnikowi 30 minut. Powtarzam swoim zawodnikom, że muszą być gotowi do wejścia w każdym momencie meczu i dać impuls drużynie. Spójrzmy na Dawida Dzięgielewskiego, który wszedł w meczu z Podbeskidziem Bielsko-Biała, i zdążył wypracować akcję i strzelić gola. Te rzeczy są dla mnie wartością dodaną. 

Nie zaglądam w to, ile minut zagrał poszczególny zawodnik. Nie mamy takich zapisów w kontraktach. Wiem, że zawodnicy są niezadowoleni, że nie grają, ale uważam, że jeżeli drużyna wygrywa, to nie należy robić zbyt wielu zmian. Dlatego te trzy mecze zaczynaliśmy w tym samym składzie. Co będzie dalej? To się okaże. Wszyscy zawodnicy muszą być przygotowani, by w każdej chwili stać się podstawowym zawodnikiem. Ich poziom zaangażowania w trening i przygotowania jest jednak na tyle wysoki, że się o to nie martwię.  

Wspomniałem o Noiszewskim, ale jest też inny piłkarz, który bardzo dobrze rozpoczął ten sezon. Mam na myśli Nikodema Niskiego. To największy wygrany początku sezonu w szeregach Pogoni Grodzisk Mazowiecki? 

Było dużo meczów w poprzednim sezonie, gdzie byliśmy takim drapieżnym jastrzębiem mającym jedno skrzydło. Było to skrzydło, gdzie grał Jakub Apolinarski, a tam, gdzie grał Nikodem, nasze skrzydło działało bardziej zabezpieczająco. Teraz to się zmieniło. Nikodem zrobił bardzo duży postęp. Nieco się dziwię, że z zawodnikiem, który był w akademiach dużych klubów, musieliśmy poświęcić wiele czasu na rzeczy, które dla mnie są oczywiste. Proszę spojrzeć na jego bramki w tym sezonie. One nie są przypadkowe. Zawodnik złapał trochę luzu, zagrał sobie piłkę do środka na lepszą nogę i oddał strzał. To się dzieje na treningach i jest to powtarzalne. Nie da się ukryć, że jest jednym z wygranych, bo udowadnia to, że zespoły, które zabezpieczają naszą prawą stronę, mają teraz problem, bo mamy dwa dobre wahadła. Nasza charakterystyka się zmieniła. Niko zasłużył na to, by go pochwalić, lecz wiele pracy jeszcze przed nim. Znalazł dobre środowisko do swojego rozwoju, ma ogromny potencjał motoryczny i coraz lepiej idzie mu, jeśli chodzi o działania na boisku. 

W najbliższą sobotę czeka Was pojedynek z innym beniaminkiem, Świtem Skolwin. To będzie ważny test dla Pana podopiecznych? Naprzeciw siebie staną dwaj beniaminkowie, czyli drużyny, które dopiero odkrywają 2. ligę. 

Ależ naturalnie. Ja przestrzegam zawodników, że to są mecze pułapki. Wiemy, jak się gra na poziomie 3. ligi, czego możemy się spodziewać. Uważam, że to nie będzie proste spotkanie. Rozumiem, że gramy u siebie, a oczekiwania wszystkich po tych trzech meczach są spore. Mecz sam się jednak nie wygra. Podchodzimy do niego z pokorą. Znamy swoją wartość i bez zbędnej skromności doceniamy wynik, który zrobił Świt w pierwszych meczach. Spotkanie będzie bardzo trudne. Jeśli je wygramy, to następny mecz również będzie trudny. Miałem kiedyś taką serię 15-16 wygranych spotkań na poziomie 3. ligi. Jednak bez względu na poziom, wygląda to podobnie. Gra się u siebie, potem jedzie się na wyjazd. Potrzeba trochę szczęścia.

Kiedyś przegrywaliśmy z Huraganem Morąg od 16. minuty i w 90. wciąż przegrywaliśmy. Byłem pewien, że nasza seria się zakończy, ale zdołaliśmy strzelić w doliczonym czasie gry dwie bramki, mając zawodników przygotowanych motorycznie i mentalnie. Pracujemy nad tym, by gracze Pogoni byli gotowi do różnych sytuacji meczowych. Przeciwnik gra dobrze i też może strzelić bramkę, ale mecz trwa 90 minut i musimy zrobić wszystko, by każdy kolejny mecz wygrać. Nas nie interesuje, w której kolejce się utrzymamy. Mamy się utrzymać. Im wcześniej, tym lepiej. Wiemy mniej więcej, ile punktów do tego potrzeba. Trzeba przełożyć to teraz na mecze i nie segregować rywali na tych, z którymi wygramy, a z którymi nie. Tak jak powiedziałem na początku wywiadu – nie zakładam porażek. Gram zawsze o zwycięstwo. Podejdziemy do meczu z pokorą i szacunkiem do przeciwnika oraz celem, by to spotkanie wygrać. 

Komentarze
AK (gość) - 1 miesiąc temu

Inspirujący wywiad. Dzięki Trenerze.

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze