Manchester kontra Londyn


Już w sobotę rusza 22. kolejka Premiership. W ten weekend na pewno żaden kibic nie będzie nudził się przed telewizorem. Na fanów angielskiej piłki czekają co najmniej dwa ciekawie zapowiadające się spotkania pomiędzy dwoma klubami z Manchesteru i Londynu. W niedzielę Arsenal zmierzy się z „Czerwonymi Diabłami”, a Manchester City podejmie trzeci w tabeli Tottenham Hotspur.


Udostępnij na Udostępnij na

Kolejka rozpocznie się o 13:45, wtedy to na Carrow Road w Norwich gospodarze podejmą Chelsea Londyn. „The Blues” w poprzednim spotkaniu z Sunderlandem zdołali obronić wynik i trzy punkty zostały na Stamford Bridge. Podopieczni Villasa-Boasa umocnili się tym samym na czwartej lokacie, wyprzedzając kolejny Arsenal o cztery oczka. Terry i spółka będą starali się za wszelką cenę nie stracić dystansu w meczu na Carrow Road. „Kanarki” są porównywane do zeszłorocznego beniaminka z Blackpool. Jak na razie, po półmetku rozgrywek, Norwich znajduje się w górnej połowie tabeli, co zaskoczyło niejednego fachowca angielskiej piłki. Wszyscy w Norwich na czele z Paulem Lambertem jednak wiedzą, że znakomita pierwsza połowa sezonu wcale nie oznacza, że zespół utrzyma się w lidze (stąd jak na razie sceptyczne porównanie z Blackpool) i że sił musi wystarczyć do ostatniej, 38. kolejki.

Torres jest bliski powrotu do formy
Torres jest bliski powrotu do formy (fot. skysports.com)

Chelsea za to będzie szukała trzeciego zwycięstwa z rzędu. Ostatnie potknięcie Arsenalu sprawiło, że „The Blues” umocnili się na miejscu zaraz za podium. Mówi się jednak, że Villas-Boas nie ma o czym marzyć, jeżeli chodzi o walkę o mistrzostwo. Chelsea to już nieco inna drużyna niż ta, którą mogliśmy podziwiać w ubiegłych sezonach. Doskonale świadczy o tym fakt, iż na Stamford Bridge – twierdzy niemalże nie do zdobycia – gospodarze przegrali w tym sezonie już trzy spotkania. Norwich nie jest jednak trudnym przeciwnikiem. Podopieczni Lamberta nie rozegrali jeszcze w tym sezonie meczu bez straty bramki. Dla ofensywy Chelsea będzie to na pewno budująca informacja. Być może mecz na Carrow Road będzie zwrotem w karierze Fernando Torresa. Po Hiszpanie widać, że jest już bliski satysfakcjonującej formy, a Andre Villas-Boas stawia na niego coraz częściej.

Cała seria spotkań czeka nas o godzinie 16:00. Na Goodison Park ekipa Davida Moyesa podejmie Blackburn Rovers. „The Toffees” czeka niełatwe zadanie, jeśli weźmiemy pod uwagę ich słabą dyspozycję w ostatnich spotkaniach (jedno zwycięstwo, dwa remisy i dwie porażki w pięciu spotkaniach). Blackburn z całych sił starało się uciec ze strefy spadkowej i w ostatniej serii spotkań wreszcie się mu to udało. Zwycięstwo nad Fulham podbudowało morale, ale też osłabiło drużynę Keana, ponieważ czerwony kartonik ujrzał Yakubu – najskuteczniejszy strzelec Rovers. O tej samej porze na Craven Cottage wybiegną jedenastki Fulham i Newcastle United. „Sroki” w pierwszym meczu bez Demby Ba i Cheikha Tiote, którzy wyjechali na PNA, wygrali z QPR, ale czy dokonają tego na trudnym terenie Fulham? O 16:00 w sobotę rozpoczną się również spotkania Stoke z WBA, Sunderladu ze Swansea, Wolverhamptonu z Aston Villą oraz Queens Park Rangers z Wigan Athletic.

Ostatnim sobotnim starciem będzie mecz pomiędzy Boltonem Wanderers a Liverpool FC. Podopieczni Kenny’ego Dalglisha zajmują obecnie piątą lokatę i do czwartej Chelsea brakuje im pięciu punków. Jeżeli „The Reds” w porę nie zabiorą się do nadganiania, będą mogli tylko pomarzyć o Lidze Mistrzów w kolejnym sezonie, a to kolejny raz z rzędu dla klubu z taką historią byłby niesamowicie mocny policzek. Liverpool nie zdołał wygrać w ostatniej kolejce i bezbramkowo zremisował ze Stoke City. Bolton z kolei w ostatnim meczu uległ na Old Trafford wiceliderowi aż 3:0. Drużyna prowadzona przez Owena Coyle’a znajduje się w bardzo słabym położeniu. „Kłusaki” przewodzą w lidze pod względem przegranych spotkań. Mają ich na koncie aż 15 – o trzy więcej niż QPR czy Wigan (sąsiedzi ze strefy spadkowej). Dodatkowo, z Boltonu odszedł w ostatnich dniach jeden z najważniejszych graczy – Gary Cahill. Defensywa „Kłusaków” przejdzie w sobotę nie lada test. Liverpool bowiem może się pochwalić takimi zawodnikami, jak: Downing, Bellamy, Johnson czy Enrique, którzy na skrzydłach atakują jak szaleni. Prawdopodobnie w składzie gospodarzy wybiegnie dawny zawodnik „The Reds” – David N’Gog – po którym publiczność na Reebok Stadium będzie spodziewała się czegoś więcej, niż prezentował dotychczas. Największą bolączką Liverpoolu w tym sezonie jest brak skuteczności. Drużyna z miasta Beatlesów zajmuje piąte miejsce, ale strzelonych bramek ma mniej niż 19. w tabeli Bolton! Przed sezonem mówiło się, że priorytetem dla Liverpoolu jest miejsce gwarantujące udział w Lidze Mistrzów. Jeżeli drużyna prowadzona przez Kenny’ego Dalglisha nie zacznie strzelać i gromadzić punktów, o tych prestiżowych rozgrywkach będzie mogła zapomnieć. Mecz z Boltonem to doskonała okazja, żeby obrać dobry kierunek.

Powrót Scholesa podniósł morale zespołu Fergusona
Powrót Scholesa podniósł morale zespołu Fergusona (fot. Skysports.com)

Kiedy ochłoniemy już po sobotnich wyczynach na angielskich  boiskach czekają na nas dwa szlagiery. Brytyjczycy nazywają ten dzień „Super Sunday” nie bez powodu. Najpierw o 14:30 rozpocznie się spotkanie lidera tabeli – Manchesteru City z goniącym czołówkę Tottenhamem Hotspur. W ubiegłym sezonie te dwie drużyny walczyły o miejsce w Lidze Mistrzów, w obecnej kampanii są dwa dwaj potentaci, którzy mają ambicje na mistrzostwo Anglii. Manchester City cały czas dzielnie odgrywa rolę lidera tabeli, chociaż obserwatorzy i dziennikarze już od jakiegoś czasu przewiduję zniżkę formy ekipy Manciniego. Ostatni mecz z okupującym dno tabeli Wigan „The Citizens” wygrali zaledwie 1:0. Oczywiście najważniejsze jest zwycięstwo, ale po meczu komentowano, że bez Vincenta Kompany’ego i Yayi Toure brak Manchesterowi City spokoju i stabilności na tyłach i w środku pola. Taka sytuacja bez wątpienia ucieszy Harry’ego Redknappa, który na Etihad Stadium będzie chciał pokazać ofensywny futbol. Tottenham na przestrzeni ostatnich lat pod wodzą 64-letniego menedżera zmienił się nie do poznania. Modrić, Bale, Van der Vaart, Defoe na pewno będą chcieli sprawdzić szeregi defensywy „The Citizens”. W meczu nie wystąpi Adebayor, dlatego w ataku pojawi się pewnie dotychczas rezerwowy Defoe. Mecz na Etihad będzie też znakomitą okazją dla „Kogutów” na odegranie się za kompromitujące 1:5 na White Hart Lane w trzeciej kolejce.

Wreszcie o 17:00 rozpocznie się spotkanie, na które czeka cały piłkarski świat. Emirates Stadium gościć będzie Manchester United. Ten mecz niemal przez każdego kibica „Kanonierów” będzie brany przez pryzmat upokarzającego wyniku na Old Trafford. Manchester United nie zostawił na wybrakowanym wtedy składzie Arsene Wengera cienia nadziei i odesłał go do Londynu z bagażem ośmiu bramek. Wojtek Szczęsny na pewno nie pamięta gorszego dnia w swojej boiskowej karierze. Manchester United traci do lidera rozgrywek trzy punkty, a Arsenal rywalizuje z dwoma innymi ekipami ze stolicy o miejsce w Lidze Mistrzów, tracąc do czwartej w tabeli Chelsea cztery punkty. Manchester walczył ostatnio z małym kryzysem – dwie porażki z rzędu w lidze – i wydaje się, że jest już na dobrej drodze. Po wyeliminowaniu z Pucharu Ligi odwiecznego rywala i pokonaniu Boltonu 3:0 podopieczni Fergusona przyjadą na Emirates w dobrych nastrojach. Nieco inna atmosfera panuje w ekipie Arsene Wengera. Na trenerze ciąży ogromna presja związana z oczekiwaniami klubu. Chodzi tutaj przede wszystkim o to, by zapewnić sobie udział w Lidze Mistrzów (Francuz już jakiś czas temu przyznał, że w walce o mistrzostwo w tym sezonie Arsenal nie będzie brał udziału). Dodatkowo cień na gospodarzy niedzielnego szlagieru rzuca ostatni mecz. Londyńczycy ulegli na wyjeździe beniaminkowi – Swansea – tracąc aż trzy gole.

Aspektem, o którym wspomina się, mówiąc o tym pojedynku, jest powrót do obydwu drużyn legendarnych postaci – Henry’ego oraz Scholesa. Do meczowych osiemnastek wystawieni zostaną obydwaj, ale nie wiadomo, ile minut rozegra każdy z nich i czy spotkają się na boisku. Furtką dla „Kanonierów” może być defensywa United, która od jakiegoś czasu jest dziurawa. Chroniczna nieobecność Vidicia czy pomniejsze urazy Rio Ferdinanda powodują, że United nie ma stabilności. Pocieszeniem dla kibiców Manchesteru będzie zatem fakt, iż do składu powróci Johnny Evans. „Czerwone Diabły” w tym sezonie świetnie radzą sobie na wyjazdach. Na dziesięć możliwych spotkań tylko jedno skończyło się przegraną i z możliwych 30 punktów podopieczni Fergusona uzbierali aż 23. Arsenal za to może się pochwalić takimi samymi statystykami w meczach u siebie. Mecz zapowiada się niezwykle ciekawie. Kto po końcowym gwizdku będzie się cieszył? Czyje nazwiska będą wytłuszczone w prasie następnego dnia? Czy Paul Scholes albo Thierry Henry zdołają przechylić korzyść na stronę swoich drużyn? Odpowiedzi na wszystkie te pytania znajdziecie, oglądając szlagier, który rozpocznie się o 17:00 w niedzielę.

Komentarze
~KacperLFC (gość) - 13 lat temu

Zarąbista Zapowiedź

~Szczęsny Fan !! (gość) - 13 lat temu

Powodzenia Wojtek Zagraj jeszcze lepiej niż z
Niemcami ; )))

~grzegorz (gość) - 13 lat temu

Która drużyna ze stolicy Anglii jest Waszym zdaniem
lepsza Kanonierzy czy The Blues?

~Juan Mata (gość) - 13 lat temu

dla mnie lepszy jest arsenal

~Polak (gość) - 13 lat temu

Arsenal
!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

~jaa (gość) - 13 lat temu

Mam nadzieję że w tym meczu zagra Thierry Henry i
pokaże, że nie zapomniał jak się strzela gole
wielkim klubom!

~pato (gość) - 13 lat temu

To będzie trudna przeprawa Arsenalu ale myślę że
Szczęsny i Henry poprowadzą kanonierów do
zwycięstwa.Czas na rewanż za przegraną w 1 meczu
aż 8-2......

~Łukasz 15 (gość) - 13 lat temu

Arsenal da radę wygrać bo manchester gra gorzej
niż na początku sezonu

Najnowsze