Czarne chmury nad klubem z Etihad Stadium. UEFA nieoczekiwanie wyciągnęła ciężkie działa i za łamanie Finansowego Fair Play wykluczyła na dwa lata Manchester City z Ligi Mistrzów. Zanim opadł kurz, nadszedł kolejny cios – śledztwo w sprawie „The Citizens” wszczęła Premier League. Mimo zapewnień działaczy, trenerów i zawodników o lojalności brytyjskie media wieszczą rozbiór zespołu. Czy to koniec hegemona z niebieskiej części Manchesteru?
Informacja o wykluczeniu Manchesteru City z Ligi Mistrzów na dwa lata za łamanie Finansowego Fair Play była niczym grom z jasnego nieba. Choć po pierwszych reakcjach śmiało można stwierdzić, że dla przeciwników klubu z Etihad Stadium raczej nie jak grom, lecz manna. Powszechnie przecież wiadomo, że „The Citizens” do popularnych wśród rywali nie należą. Stale wytykana jest droga, którą Manchester City dotarł do sukcesów. Sposób, w który stał się jednym z najsilniejszych zespołów świata. To boli szczególnie przedstawicieli mniej zamożnych, również z innych krajów. Mimo że w Anglii publicznie nikt z członków klubów nie cieszył się z problemów na Etihad Stadium, to satysfakcji nie krył szef La Liga Javier Tebas.
La UEFA finalmente está tomando medidas decisivas.Hacer cumplir las reglas de fair play financiero y castigar el dopaje financiero es esencial para el futuro del fútbol. Hace años que pedimos una acción severa contra Manchester City y Paris Saint Germain. Mas vale tarde que nunca
— Javier Tebas Medrano (@Tebasjavier) February 14, 2020
Nieskrywana radość zapanowała natomiast wśród kibiców rywali Manchesteru City, ochoczo wyrażana na forach internetowych. Sprawiedliwości stało się przecież zadość, a wizja upadającego hegemona zbudowanego dzięki pieniądzom szejka Mansoura zaczęła rozpalać wyobraźnię sympatyków. Tym bardziej że szanse na upadek „The Citizens” z każdym dniem stawały się większe.
Gdy na Etihad Stadium za wszelką cenę starano się ugasić pożar poprzez deklaracje zawodników i Pepa Guardioli o lojalności do klubu nawet mimo braku gry w Lidze Mistrzów, nadszedł kolejny cios. Będący na kolanach Manchester City uderzyło śledztwo prowadzone przez Premier League dotyczące praktycznie tych samych przewinień, za które „The Citizens” ukarała UEFA. Sankcje mogą okazać się jednak znacznie bardziej bolesne niż nałożone przez europejską federację.
Manchester City w krzyżowym ogniu
Doniesienia o możliwym odjęciu punktów „The Citizens” w sezonach ligowych rozegranych w latach 2012-2016 szybko rozeszły się po świecie. Tym bardziej że mogły spowodować utratę mistrzostwa Anglii zdobytego przez Manchester City w sezonie 2013/2014. Przy zielonym stoliku tytuł powędrowałby do Liverpoolu. Sytuacja absurdalna, szczególnie iż nie chodzi o doping, lecz działania władz kubu. Ukarani byliby jednak głównie zawodnicy, którym odebrano by medale. Oczywiście zupełnie inny pogląd na sytuacje mają głównie kibice, delikatnie ujmując, niepałający sympatią do zespołu z Etihad Stadium. Tylko jak świętować tytuł zdobyty przy zielonym stoliku?
Konsekwencje przewinienia Manchesteru City, od którego klub będzie się odwoływał do Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu, mogą jednak jeszcze mocniej wpłynąć na układ sił w Premier League. Strata tytułu to jedno. Sytuacja na Etihad Stadium po potencjalnie nieudanym odwołaniu to drugie. Brak Ligi Mistrzów skutkowałby niższymi zarobkami graczy „The Citizens”. Dlatego że wysokość pensji obecnych mistrzów Anglii jest uzależniona od rywalizacji w elitarnych rozgrywkach. Przede wszystkim pod znakiem zapytania stanęłaby jednak przyszłość Pepa Guardioli. Wygranie Ligi Mistrzów z Manchesterem City to od lat priorytet dla władz klubu i Hiszpana. Brak kolejnych szans w przypadku niepowodzenia również w bieżącym sezonie raczej nie byłby magnesem do kontynuowania kariery na Etihad Stadium.
BREAKING: UEFA announce Manchester City have been banned from the Champions League for two seasons and fined €30 million pic.twitter.com/HPdYv4yner
— B/R Football (@brfootball) February 14, 2020
Oczywiście jak już wcześniej wspomniałem, Pep Guardiola oraz czołowi gracze „The Citizens” na czele z Raheemem Sterlingiem zadeklarowali, że nigdzie nie odejdą. Powszechnie jednak wiadomo, iż w futbolu podobne wypowiedzi są niewiele warte. Gdy na stole pojawia się oferta, najlepiej z licznymi zerami, zawodnicy, a także menedżerowie szybko potrafią zmienić zdanie.
To wszystko sprawia, że szejka Mansoura niebawem może czekać potężna próba cierpliwości. Czy nadal finansować projekt, który mimo olbrzymich chęci i wyłożonych środków nie przyniósłby w najbliższych latach zwycięstwa w Lidze Mistrzów? Odejściem z klubu tylko potwierdziłby zdanie przeciwników, że miliarderzy dysponujący petrodolarami traktują kluby niczym zabawki. Oczywiście przy akompaniamencie euforii sympatyków rywali.
Jest jednak stanowczo za wcześnie, by wieszczyć upadek Manchesteru City. Owszem klub z Etihad Stadium po nieudanym odwołaniu i utrzymaniu obecnych sankcji otrzymałby potężne ciosy. Sytuacja na pewno wpłynęłaby na obecny zespół „The Citizens”. Pytanie jednak, czy wyłącznie negatywnie.
Mniej istotne, ale też ciekawe:
- Wielkimi krokami zbliża się powrót Jadona Sancho do Premier League. Brytyjskie media ochoczo rozpisują się na temat potencjalnego transferu utalentowanego zawodnika. Kwota żądana przez Borussię Dortmund ma nie odstraszać zainteresowanych, choć ponad sto milionów funtów to sporo, nawet przy obecnych cenach na rynku. Letni hit transferowy wydaje się jednak tylko kwestią czasu.
- Po zimowej przerwie angielskie zespoły wracają do rywalizacji w europejskich rozgrywkach. Historyczna pauza w Premier League i krótki odpoczynek dla zawodników mają zapewnić sukcesy w Lidze Mistrzów oraz Lidze Europy. A raczej pomóc powtórzyć triumfy z poprzedniej kampanii, gdyż przedstawiciele angielskiej ekstraklasy rozdzielili wtedy między siebie wszystkie łupy. Zdominować rozgrywki w obecnym sezonie teoretycznie powinno być więc łatwiej. W praktyce może być jednak różnie.