Liverpool w wielkim stylu wygrał ligę, odbijając sobie niepowodzenia zarówno z zeszłego sezonu, jak i ostatnich 30 lat. Jednak gdy przyjdzie do rozdawania nagród indywidualnych, to właśnie Kevin De Bruyne powinien zdobyć wszelkie możliwe wyróżnienia. I to bez dwóch zdań. W dzisiejszym meczu Belg po raz kolejny pokazał swoją wartość, bezlitośnie punktując świeżo upieczonych mistrzów Anglii.
Manchester City prócz genialnego rozgrywającego ma znacznie szerszą kadrę od reszty zespołów Premier League. Pozwoliło to przetrwać w tym sezonie napięty kalendarz, ale do wygrania mistrzostwa zabrakło już iskry geniuszu i – jak wielu twierdzi – byłego szefa obrony, czyli Vincenta Kompanego.
How we line-up tonight against Liverpool! 💪
XI | Ederson, Walker, Garcia, Laporte, Mendy, Rodrigo, Gundogan, De Bruyne (C), Foden, Jesus, Sterling.
Subs | Bravo, Stones, Zinchenko, Bernardo, D.Silva, Mahrez, Cancelo, Otamendi, Doyle.
⚽ @Haysworldwide
🔵 #ManCity pic.twitter.com/I5qAtFfzwS— Manchester City (@ManCity) July 2, 2020
Trudno w to uwierzyć, ale w ekipie Jürgena Kloppa nie ma ani jednego nominalnego rozgrywającego. Mimo to drużyna wygrała ligę wcześniej, niż ktokolwiek jeszcze przed tą kampanią mógł się spodziewać. Jej siłę stanowi niezwykły kolektyw. Charyzmatyczny Niemiec zdaje sobie sprawę, że mimo osiągniętego poziomu wzmocnienia są konieczne. Sam zapewne nie pogardziłby usługami reprezentanta Belgii. Zresztą nie tylko on.
⭐️ TEAM NEWS ⭐️
Here’s how we line-up for our trip to @ManCity 🔴 #MCILIV@Dejan06Lovren is out as a precaution with a minor knock.
— Liverpool FC (@LFC) July 2, 2020
Pierwsze śliwki robaczywki
Pierwsze podejście Kevina De Bruyne do Premier League trudno było nazwać podbojem ligi. Reprezentant Belgii pod wodzą Jose Mourinho rozegrał w barwach Chelsea dziewięć meczów i zaliczył zaledwie jedną (!) asystę. Jakże to absurdalnie wygląda przy liczbach, które obecnie wykręca. Czy „The Special One” aż tak mylił się co do jego umiejętności? Czy może Belg potrzebował więcej czasu, by przystosować się do klimatu angielskich boisk? Do złudzenia można przypominać, ilu znakomitych piłkarzy nie sprostało ich wymaganiom.
Do dwóch razy sztuka
Przed sezonem 2014/2015 Belg po półrocznym wypożyczeniu przeniósł się na stałe do Wolfsburga, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Wraz z zespołem Wilków zajął nadzwyczajne drugie miejsce w Bundeslidze, a on sam został wybrany piłkarzem sezonu. Pobyt w Niemczech bez wątpienia pozwolił mu przypomnieć sobie, jak się gra w piłkę i dał mu bilet powrotny do Anglii. Jak już wiemy – drugiej szansy nie zmarnował.
Belg w każdym z dotychczasowych sezonów stanowił o sile City, grając dobrze, nawet gdy drużynie nie szło. Z transferowego niewypału De Bruyne przekształcił się w niezawodną maszynę. W ostatnim spotkaniu z Chelsea to również on dał sygnał drużynie do ataku w drugiej połowie. Niestety zawiedli koledzy z defensywy.
Dzisiejszego wieczoru autor pierwszego double-double tego sezonu ponownie był wiodącą postacią )Obywateli” i maczał palce przy niemal każdej groźnej akcji pod bramką „The Reds”. I nie kto inny jak on wziął na siebie odpowiedzialność – pewnie wykonując rzut karny po faulu Gomeza na Sterlingu.
25. BOTTOM LEFT EVERY TIME!! @DeBruyneKev 🔥🔥🔥#ManCity 🔵 1-0 🔴 pic.twitter.com/S3WPILxdL0
— Manchester City (@ManCity) July 2, 2020
Rekord Henry’ego zagrożony
Coraz bardziej o swój rekord w liczbie asyst w sezonie musi drżeć Thierry Henry. Lider City po pięknej akcji z Philem Fodenem ma ich już na koncie siedemnaście i nikogo nie zdziwi, jeśli przebije z nawiązką wynik legendy Arsenalu Londyn.
https://twitter.com/mcftj_/status/1278784342152667154
W dodatku był bliski osiemnastej, ale jego świetnie wyprowadzona akcja w drugiej części spotkania zakończyła się golem samobójczym Oxlade-Chamberlaina.
***
Pierwszy mecz pomiędzy Liverpoolem a Manchesterem City zakończył się zwycięstwem podopiecznych Jürgena Kloppa 3:1. Nie obyło się w nim bez kontrowersji. Przy stanie 0:0 sędzia nie odgwizdał ewidentnego rzutu karnego dla „Obywateli”. Zresztą sędziowanie nie było w tamtym spotkaniu na najwyższym poziomie. Według wielu właśnie to starcie miało niebagatelne znaczenie dla przebiegu dalszej części rozgrywek.
Dziś obie drużyny grały głównie o prestiż. Ale ani podrażnieni zawodnicy City, ani wypoczęci po ośmiodniowej przerwie meczowej piłkarze Liverpool nie zamierzali odpuszczać. Tym razem jednak zdecydowanie lepsza okazała się drużyna Pepa Guardioli wraz ze swoim głównym dyrygentem. Już tylko jedno zwycięstwo dzieli ją od zapewnienia sobie bezpośredniego awansu do następnej edycji Ligi Mistrzów (jeśli oczywiście kara zawieszenia ostatecznie nie wejdzie w życie). Natomiast „The Reds” wyglądali momentami, jakby jeszcze nie wrócili z imprezy po zdobyciu mistrzostwa.