Aktualnie na szczeblu centralnym polskich rozgrywek istnieją cztery pary klubów z tego samego miasta, tyle że rozesłane po różnych ligach. I tak jak Widzew Łódź czy Garbarnia Kraków mają swoje odpowiedniki w ekstraklasie, tak 2-ligowa Skra Częstochowa stoi za plecami mocniejszego kolegi w postaci Rakowa. Termin kluczowy: za plecami, nie u boku. Podczas gdy cała piłkarska część Polski spogląda na to, jak nieźle radzą sobie "Medaliki", kilka przecznic dalej mniej bogaci sąsiedzi rosną w siłę. Sęk w tym, że robią to w cieniu, pozostawieni sami sobie.
Oczywiście ktoś mógłby teraz wypowiadać frazesy pokroju „Pracuj ciężko w ciszy, a dopiero efekty zrobią hałas”. Tak, niewątpliwie część ekip próbuje w taki sposób działać, ale należy tutaj rozróżnić otoczkę czysto medialną od realnego braku wsparcia projektu, który przecież ma się dobrze i rokuje. Wystarczy spojrzeć na ostatnie poczynania Skry, by sobie uświadomić, że nie tylko Rakowowi dobrze się wiedzie. I co prawda mowa o klubie tylko z trzeciego poziomu rozgrywek, ale z na tyle obiecującym zapleczem, że grzechem byłoby nie sprawdzić, co u niego słychać.
https://twitter.com/_2liga_/status/1272780506594258945
Z pewnością każdy z nas miał do czynienia z lekcjami biologii. I może nie każdego one rajcowały, ale trzeba przyznać, że ten, kto jakąś wiedzą z nich zaczerpnął, dzisiaj jest w stanie zamknąć sytuację panującą w Częstochowie w dość wyrazistym obrazku. Mianowicie chodzi o brak równego traktowania kwiatów przez ogrodnika. Jeden otrzymuje na tyle odpowiednią ilość wody i światła, żeby rosnąć w sposób harmonijny, ale drugi… Cóż, nie dość, że został skazany na trudniejszy byt w cieniu większej rośliny, to jeszcze właściciel ogródka nie sprawia wrażenia kogoś, komu zależy na jakiejkolwiek zmianie. Brak tu przyzwoitości? Czy może po prostu pieniędzy?
Skra Częstochowa – skromny klub z ambicjami, ale z hamulcem finansowym
Tego samego dnia rok temu Skra Częstochowa mogła odetchnąć z dużą ulgą, ponieważ udało jej się uniknąć spadku w roli beniaminka. Sezon 2018/2019 był dla częstochowian pierwszym na poziomie 2. ligi w XX wieku i należy tutaj zaznaczyć, że każdy krok naprzód czyniony przez drugą siłę Częstochowy przychodził po latach prób i przygotowań. „Skrzacy” nowe stulecie zaczęli od poziomu A-klasy, by spędzić tam osiem sezonów. Później roznieśli w ciągu jednej kampanii ligę okręgową i wreszcie w dość szybkim tempie znaleźli się w rozgrywkach 3-ligowych. Tam spędzili siedem lat aż do momentu, gdy przyszła chwila większej chwały, czyli awansowania na szczebel centralny.
W poprzednim sezonie Skra dzierżyła rolę świeżaka, który wszedł w nowe środowisko jak uczeń szkoły podstawowej do gimnazjum, ale – co ważne – z biegiem czasu zyskiwał pewność siebie. Słowa kluczowe: z biegiem czasu, bo lądowanie w 2. lidze było najtwardsze z możliwych. Sześć pierwszych kolejek – sześć porażek i bilans bramkowy 1:15. To musiało boleć, ale później okazało się, że akurat ten skromny beniaminek jest bardziej waleczny, niż wskazywały na to wyniki. Skra odbiła się bowiem od dna i ostatecznie stała się typowym klubem środka tabeli. Czyli klubem, którym jest w chwili obecnej, choć nie bez większych ambicji.
Większa popularność Rakowa bierze się z tego, że już raz dawne władze Częstochowy wykasowały Skrę z mapy miasta. Mam nadzieję, że kolejna władza nie zmierza do tego samego. Artur Szymczyk (właściciel Skry Częstochowa)
Można by rzec, że mimo mądrego zarządzania i naprawdę niezłej sytuacji w lidze po tej stronie Częstochowy z zazdrością patrzy się na dokonania ekipy prowadzonej przez Marka Papszuna. Ot, zjawienie się bogatego inwestora, wsparcie od miasta i sukces za sukcesem. Co prawda raczej nie ma tutaj mowy o rywalizacji jak ta pokroju krakowskiej, ale daje się w ostatnim czasie zauważyć przede wszystkim… poczucie niesprawiedliwego traktowania. Oczywiście po stronie prezesa Skry, którego początkowy optymizm z 2018 roku związany ze współpracą z miastem przerodził się w coś zupełnie innego.
– Współpraca polega na tym, że korzyści płyną dla obu drużyn. Nie mam obaw. Rozmawiałem z Michałem Świerczewskim i wiemy, co chcemy wspólnie osiągnąć – powiedział Artur Szymczyk po awansie Skry do 2. ligi w lipcu 2019 roku.
– Od 13 lat Skra przeżywa swój renesans na mapie częstochowskiego sportu. To powinno być dostrzegane, doceniane, powinna być okazywana pomoc. W naszym przypadku działa to jednak w drugą stronę. Dziennikarz „Przeglądu Sportowego” zadzwonił do mnie w sprawie „Skarbu Kibica” i zadał pytanie o nasz budżet. Gdy odparłem, że 1 milion złotych, to powiedział, że nie może tego wpisać, bo to nierealne, żeby grać za takie środki na takim poziomie – a tym bardziej się na nim utrzymać – powiedział rok później.
Szósty stadion w tym roku zaliczony. Tym razem zawitałem na mecz Skry Częstochowa z Olimpią Elbląg. Trybuna trochę kurnikowa jak na II ligę, ale też i wielkiego zainteresowania Skrą nie widać. Ciekawa jest za to murawa, bo sztuczna. To rzadkość w polskich rozgrywkach pic.twitter.com/n0QuY8pHuQ
— Adam Torchała (@atorchala) March 9, 2019
Obrót o 180 stopni, ale czy trudno się dziwić, skoro Częstochowa niejako – mówiąc kolokwialnie – wypięła się na klub, który regularnie pracuje na dobrą pozycję miasta na piłkarskiej mapie Polski? To brzmi jak absurd, a gdy spojrzy się na to, w jakich warunkach Skra musi sobie radzić na poziomie centralnym, ręce wręcz opadają. Tylko jedno pełnowymiarowe boisko (w dodatku sztuczne), brak bazy treningowej z prawdziwego zdarzenia i – co jest już wyżynami absurdu – perspektywa, że będzie trzeba sprzedać wcześniej kupione grunty pod boiska treningowe. Po co? Żeby przetrwać.
„W pewnym sensie jesteśmy jako Częstochowa pośmiewiskiem dla polskiego futbolu”
Powyższe słowa to oczywiście wymowne stwierdzenie prezesa Szymczyka, który w jednym z wywiadów z zeszłego roku wypunktował wszystkie problemy, które trapią tę część Częstochowy. Tę część, która może liczyć się ze wsparciem w postaci zaledwie 90 tysięcy złotych na sezon z funduszu miasta. Napiszemy to po raz trzeci (i chyba nie ostatni): absurd. Na pytanie, czy Skra Częstochowa mogłaby wycofać się w połowie sezonu 2019/2020, Artur Szymczyk odpowiedział następująco:
– Niestety, to bardzo realne. Trudno grać, gdy nie masz za co zorganizować meczu albo wyjazdu. Nawiasem mówiąc, w poprzednim sezonie zapewniliśmy naszej drużynie tylko trzy dwudniowe wyjazdy. Gdybym robił to wszystko dla siebie, to skupiłbym się na prowadzonym biznesie i rodzinie. Nie chcę jednak zawieść tych wszystkich ludzi, którzy tak walczą i potrafią wygrywać z silnymi rywalami. Wiem, że sam sobie nie poradzę.
To brzmi jak błaganie o pomoc. Oczywiście wszyscy doskonale widzimy, że Skrze udaje się utrzymywać na powierzchni wody (i to w jaki sposób!), ale każdy kolejny sztorm zmniejsza szanse na… Właśnie. Na co? Próbę walki o jak najwyższe lokaty w lidze czy po prostu walkę o życie? Rozsądek podpowiada opcję nr 2, a nie trzeba mieć przecież szeroko rozwiniętej wyobraźni, żeby stworzyć w myślach obraz, na którym „Skrzacy” biliby się nawet o miejsca barażowe bez finansowego kata za plecami. Bo dlaczego nie? W końcu styl gry (mimo że przy ograniczonych środkach), jaki prezentuje zespół trenera Pawła Ściebury, to ewenement w skali 2-ligowców.
Mowa tu szczególnie o ostatnim okresie, który mianuje Skrę jedną z najlepiej punktujących ekip. 10 ostatnich spotkań – 20 punktów, czyli tyle, ile Widzew Łódź. Wymowne. Niestety każde mniejsze powodzenie tego klubu kwitowane jest brakiem wsparcia ze strony miasta czy poważniejszych sponsorów. To o tyle dziwne, że Skra Częstochowa wygrała dwa razy z Łodzią (co by nie mówić, świetna reklama dla klubu), a jakby tego było mało – dobre wyniki z lepszymi drużynami od siebie to rzecz w Częstochowie na porządku dziennym. „Skrzacy” potrafią urywać punkty Resovii Rzeszów, Górnikowi Łęcznej czy rezerwom Lecha Poznań. Ba, na koncie mają też trzy punkty po starciach z GKS-em Katowice czy Górnikiem Polkowice.
Raków w czasach gry w drugiej lidze otrzymywał 1,5 mln zł. My tyle nie chcemy. Pamiętajmy, że cały obiekt przy Loretańskiej wybudowałem za swoje pieniądze. Każdą złotówkę obracamy dwa razy, bo jesteśmy w drugiej lidze dzięki temu, co sami sobie wypracujemy i co mamy dzięki PZPN-owi. Myślę tu o Pro Junior System, choć te pieniądze dopiero trzeba sobie wywalczyć, czy środkach z zakładów bukmacherskich, które spływają w późniejszym terminie. Artur Szymczyk (prezes Skry Częstochowa)
Tym bardziej nieprawdopodobne jest to, jak miasto podchodzi do kwestii finansowego wsparcia dla lokalnego klubu. Klubu, który na tym polu oddycha rękawami i nie jest w stanie rozwinąć skrzydeł przy niezłym potencjale tak jak Raków Częstochowa. Można wręcz wysunąć tezę, że gdyby w biurze pana Szymczyka zjawił się ktoś, kto jest w stanie wyłożyć na stół kilka milionów złotych, Skra w ciągu kilku lat wywalczyłaby awans do 1. ligi. W dniu dzisiejszym to wizja niezwykle odległa i wręcz zakrawająca o science fiction, ale jak to mówią – nie ma misji niemożliwych. Doskonale wie o tym Skra Częstochowa, której pozostaje życzyć wszystkiego, co najlepsze. Ten klub to wyjątkowy twór ludzi z pasją, ale niestety nawet pasja nie potrafi przesuwać barier, jakie stawia się przed mniejszym kolegą Rakowa. Tutaj apel do władz Częstochowy: niech mają Państwo godność.
Ludzie litości przecież ten klub nie ma kibiców tam na mecze przychodzi po 100 osób
To znaczy, że miasto powinno ich zupełnie olać i nie wspierać w żaden sposób ? Ilość osób na stadionie, uzależniona nie tylko od promocji klubu (co miasto zostawia wyłącznie w gestii klubu), ale również tego na jakim szczeblu grają i od jak niedawna znajdują się w 2 lidze (drugi sezon). Tym bardziej, że jest to kub, który nie pojawił się w 2 lidze po spadkach z ekstraklasy, czy pierwszej ligi, gdzie mógł zbudować sobie markę i przyciągnąć kibiców jak Widzew Łódź, Ruch Chorzów, Stal Rzeszów. Lech Poznań II, GKS Katowice.
Z przyjściem pieniędzy można budować, klub, promować go, wspierać, co uwierz przerodzi się w większą frekwencję na stadionie. Przykładem jest brat z Limanowskiego, który odżył po przyjściu dużego sponsora i wparciu przez miasto (w końcu, również, po dużych walkach). Fakt, miał już więcej kibiców od Skry, co jest oczywiste (ze względu na swoją historię), ale przyciągnął jeszcze więcej kibiców na swoje mecze.
Skra nie sprowadza żadnych dużych nazwisk, które grały w ekstraklasie bądź w pierwszej lidze, które również mogłyby przyciągnąć ludzi na stadion.
Skra już raz swój stadion, straciła i została pozostawiona sama sobie. W miejsce ich dawnego istnienia stoi właśnie Akademia Polonijna.
Następnym razem, zanim zdecydujesz się napisać tak prymitywny komentarz zastanów się 2 razy, dlaczego jest tak a nie inaczej.
Klub ludzi z pasją? Ja na Skrę patrzę od wielu lat, nawet coś dla nich robiłem, czy miałem umowę? No nie, też wiele nasłuchałem się o tym jak to wygląda z zatrudnianiem innych osób, czy mają umowy? No nie... co do psjonatów owszem dostrzegam ich, ale nie przesadzałbym z ich ilością w klubie, zachowanie prezesa w CzOZPN zwłaszcza przy głosowaniach też na pograniczu prawa i dobrego smaku. Co do inwestycji w obiekt, serio prezes Szymczyk tylko swoją kasę dał? A nie dostał czasem i dotacji z UE? Bo mnie się wydaje, że jednak była. O ile sportowo chłopaków lubię i dobrze im życzę, uwielbiam Gerę czy wielu innych gości o tyle klub jako organizacja rynkowa przesadza z koloryzowaniem postawy. Prezes Szymczyk i kilku działaczy jest specyficznych, tak to określmy i ich działania znajdują odzwierciedlenie w dotacjach z uwagi na to, że miasto daje tym więcej im bardziej uległe są kluby w kampaniach polityków SLD ;)