Po niesamowitej końcówce spotkania Mallorca ograła Sevillę 2:1. Andaluzyjczycy nie wykorzystali remisu Villarrealu z Valencią i nie zbliżyli się do obydwu drużyn. Grupa Gregorio Manzano przespała pierwszą połowę spotkania, co przy dość szybko upływającym czasie zemściło się na nich. Za to Mallorca, dzięki temu zwycięstwu, awansuje w tabeli i znacznie zbliży się do strefy premiowanej europejskimi pucharami. Być może teraz nie Manzano, a Laudrup będzie bohaterem klubu z Balearów.
Mecz na Ramon Sanchez Pizjuan rozpoczął się równo o godzinie 19:00. Piłkarze Sevilli w przypadku zwycięstwa mogli awansować na czwarte miejsce w ligowej tabeli. Jednak ku zaskoczeniu fanów zgromadzonych na stadionie, to goście z dużo większą od gospodarzy aktywnością zaczęli spotkanie. Już na początku meczu, po dośrodkowaniu zakotłowało się pod bramką Palopa. Parę minut później groźnie uderzał Jonathan de Guzman, jednak z dużym spokojem jego strzał wyłapał bramkarz „Los Nervionenses”. W pierwszych minutach gospodarze nie przeprowadzili ani jednej groźnej akcji z wyjątkiem dośrodkowania Perottiego, do którego spóźnił się trochę Alvaro Negredo.
W 10. minucie po raz kolejny próbował De Guzman, jednak jego strzał z ostrego kąta obronił Palop. Chwilę później na czystą pozycję wyszedłby Pierre Webo, gdyby nie spalony odgwizdany przez Mateu Lahoza. Najaktywniejsi w pierwszym fragmencie meczu byli De Guzman w Mallorce i Negredo w Sevilli. W 16. minucie groźnie uderzał Webo, a później kolejno De Guzman, Pereira i Gonzalo Castro. Gospodarze zupełnie nie radzili sobie na boisku i grali bez polotu.
Dopiero w 27. minucie Alvaro Negredo oddał nie dość, że dopiero pierwszy, to jeszcze niecelny strzał ze strony Sevilli. Na skrzydle próbował coś zdziałać Perotti, lecz miał zdecydowane problemy z dokładnością dośrodkowań. Później na boisku z małymi wyjątkami panowała już drużyna Michaela Laudrupa. Zawodnicy Duńskiego trenera byli zdecydowanie lepsi w pierwszej połowie, a swoją wyższość nad ekipą gospodarzy potwierdzili bramką strzeloną w 36. minucie. Jej zdobywcą był Pereira, który wykorzystał świetne prostopadłe zagranie Gonzalo Castro i strzałem po ziemi zaskoczył już praktycznie leżącego na ziemi Palopa. Chwilę później próbował wyrównać Kanoute, lecz nie trafił w bramkę.
Ogólnie w pierwszej połowie nie działo się za dużo. Gra toczyła się głównie w środkowej strefie boiska. W posiadaniu piłki lepsza była Sevilla, jednak to Mallorca stworzyła sobie dużo więcej dogodnych okazji. Wyglądało na to, że „Wyspiarze” urwą punkty nie tylko Barcelonie, Realowi i Valencii, ale też czwartej w poprzednim sezonie Sevilli. Zapowiadało się też na nieudany pierwszy mecz Gregorio Manzano przeciwko swojemu byłemu klubowi, z którym dwa razy w przeszłości awansował do europejskich pucharów.
Sevilla z nowymi siłami rozpoczęła drugą połowę spotkania. Na boisku pojawił się Luis Fabiano, który zastąpił Lucę Cigariniego. Brazylijski gwiazdor tak jak u Antonio Alvareza, tak i u Gregorio Manzano często spełnia rolę zaledwie jokera. Nie jest to chyba to, czego oczekuje od swojego klubu. Gracze Sevilli z dużym animuszem rozpoczęli drugą część spotkania. W 50. minucie Luis Fabiano zmarnował doskonałą sytuację główkową. Dudu Aouate tylko odprowadził piłkę wzrokiem. Mimo tego Sevilla grała o wiele lepiej niż w pierwszej połowie i atakowała z dużym natężeniem i zaangażowaniem. Piłkarze Laudrupa nie potrafili utrzymać się przez dłuższy czas przy piłce, a często nawet przekroczyć połowy boiska. Jedyne na co było ich stać, to niecelny strzał Gonzalo Castro. Bramka cały czas wisiała w powietrzu. Jednak czas leciał, a na tablicy wyników nic się nie zmieniało. Sevilla grała dobrze, ale zdecydowanie brakowało ostatniego podania. A jak już było i to, wtedy napastnicy nie potrafili go wykorzystać. Kolejno pudłowali Negredo, Fabiano, a Kanoute został zablokowany przez obrońców gości.
Laudrup przeczekał nawałnicę i w 59. minucie wpuścił na boisko Rubena, a osiem minut później Nsue, który zmienił strzelca bramki, Pereirę. W międzyczasie sędzia nie uznał gola Luisa Fabiano, gdyż dopatrzył się faulu na obrońcy gości. Były to mądre posunięcia duńskiego trenera gości, ponieważ pozwoliły na chwilę oddalić grę od swojego pola karnego. Przy okazji „Wyspiarze” groźnie zaatakowali i przy lepszej celności mieli szanse wyjść na dwubramkowe prowadzenie. Po kolei strzelali świeżo wprowadzony Nsue, dwa razy Webo oraz raz, już trochę mniej aktywny niż w pierwszej części, De Guzman. W 81. minucie Gregorio Manzano skorzystał z kolejnej zmiany. Na boisku pojawił się Romaric, zastępując Lunę, który chwilę wcześniej został ukarany żółtą kartką. Jednak ta zmiana podyktowana była nie obawą przed kolejną karą dla swojego zawodnika, a chęcią wzmocnienia siły ataku zespołu. Mimo nowej siły, po Andaluzyjczykach było widać zmęczenie. Nie atakowali już z takim animuszem jak na początku drugiej połowy.
Gdy w 85. minucie Luis Fabiano nie trafił do siatki rywali w niezłej sytuacji, mogło się wydawać, że już niewiele wydarzy się w tym spotkaniu. Jednak nic bardziej mylnego. To co najważniejsze wydarzyło się dopiero pod sam jego koniec. Wcześniej nieskuteczny Fabiano w 88. minucie ucieszył fanów zgromadzonych na Ramon Sanchez Pizjuan i wykorzystał dobre podanie Renato. Dzięki tej bramce gracze Gregorio Manzano uwierzyli w zwycięstwo i rzucili się na gości z podwójną siłą. Jak to często przy takich przypadkach bywa, Andaluzyjczycy zapomnieli jednak o obronie. Na początku doliczonego czasu gry „Wyspiarze” skarcili Sevillę. Jonathan de Guzman podał do Pierre’a Webo, a ten pokonał Palopa, dając – jak się później okazało – zwycięstwo swojej drużynie.
W meczach Primera Division rozpoczętych o godzinie 17:00 obyło się bez niespodzianek. Levante pewnie ograło Santander 3:1. Piłkarze z Valencii do przerwy prowadzili już 3:0, a ponadto grali przez ponad 60 minut z przewagą jednego zawodnika. Dwie bramki w tym spotkaniu strzelił Francisco Caicedo. Deportivo ograło Malagę także 3:0 i oddaliło się od strefy spadkowej, spychając do niej przy okazji swojego dzisiejszego rywala. Espanyol potwierdził swoją dobrą formę i zgodnie z oczekiwaniami ograł słaby ostatnio Hercules w stosunku 2:0. Osasuna po wyrównanym i ostrym meczu zwyciężyła ze Sportingiem Gijon 1:0 dzięki bramce Massouda. Wydaje się, że piłkarze z Navarry łapią w końcu właściwy rytm.