Sebastian Małkowski w ostatnim czasie trafił na usta wszystkich kibiców w Polsce. Młody i mało znany bramkarz najpierw wywalczył sobie miejsce w Lechii, następnie trafił do reprezentacji Polski, a obecnie walczy ze swoim klubem o przepustkę do europejskich pucharów. W rozmowie z dziennikarzami iGola młody golkiper podzielił się wrażeniami z ostatnich wydarzeń.
Twoja kariera nabrała ostatnio bardzo dużego rozpędu, wywalczyłeś miejsce w pierwszym składzie Lechii, a zaraz potem zadebiutowałeś w reprezentacji, a rzadko się zdarza, żeby ktoś w tak oszałamiającym tempie trafił do kadry. Jak do tego doszło?
Wydaje mi się, że to wynikało tylko i wyłącznie z mojej bardzo dobrej postawy w meczach ligowych. Trener Smuda wraz ze swoimi asystentami uważnie mnie obserwowali i wydaje mi się, że żadnego przypadku w tej nominacji nie było.
A jak to się stało, że w ogóle trafiłeś do Lechii Gdańsk?
Grałem wówczas w czwartej lidze i w pewnym momencie, gdy prezes Olimpii Sztum wycofał się, przyszła do mnie informacja, że mam się stawić na treningu Lechii Gdańsk i tak już zostało.
Przeskok z czwartej ligi do Ekstraklasy jest dość duży, nie miałeś z tym problemu?
Początkowo przez pół roku występowałem w zespole Młodej Ekstraklasy, w którym się po prostu ogrywałem i nabierałem doświadczenia w dorosłej piłce.
W Polsce rzadko stawia się na młodych piłkarzy, a szczególnie bramkarzy, z Tobą było jednak inaczej, z czego to wynikało?
To pytanie powinno zostać skierowane do trenera, ale myślę, że dzięki mojej ciężkiej pracy na treningach, a przede wszystkim cierpliwości udało mi się wywalczyć miejsce w Lechii.
A z Pawłem Kapsą dobrze się dogadujesz? Bo przecież zanim dostałeś szansę w lidze, to on był numerem jeden w Lechii, a obecnie przyzwyczaja się do grzania ławki rezerwowych…
Nie ma między nami żadnych uszczypliwości czy złości. Pozycja bramkarza jest dosyć trudna, bo grać może tylko jeden z nas. Z Pawłem mieszkamy na jednym osiedlu, czasami on mnie podwozi na treningi, czasami ja zabieram jego, tak że cały czas jesteśmy dobrymi kolegami.
Dobra atmosfera panuje w całym zespole, co wyraźnie przekłada się na wyniki, nawet do tego stopnia, że pojawiła się duża szansa na europejskie puchary. Wierzycie w osiągnięcie tego celu?
Oczywiście. Wydaje mi się, że mecz pucharowy z Legią trochę nam nie wyszedł, ale jadąc do Warszawy, nie mamy nic do stracenia. Nastawimy się na atak i zrobimy dokładnie tak, jak sobie założyliśmy, czyli wygramy i awansujemy do finału Pucharu Polski.
Czyli rozgrywki pucharowe są dla Was priorytetem?
Jeżeli nie uda się w Pucharze Polski, to gramy też dalej w lidze i walczymy o to, żeby wystąpić w europejskich pucharach. Będziemy robić wszystko, żeby ten cel osiągnąć.
Wróćmy do reprezentacji. Meczu z Litwą nie możesz zaliczyć do udanych…
Rzeczywiście, nie był to mecz zbyt udany. Przed tym spotkaniem byłem spokojny, nie było tremy, ale kiedy wyszedłem na boisko i usłyszałem hymn, to nogi zrobiły się miękkie, pojawiła się gdzieś lekka trema i ciężko było mi się skupić. Pierwsze koty za płoty. Mam nadzieję, że dostanę jeszcze kolejną szansę, żeby udowodnić wszystkim, że nie wziąłem się w kadrze z przypadku.
Zachowanie kibiców na tym spotkaniu i trudne warunki atmosferyczne też musiały mieć wpływ na Waszą postawę…
Zachowanie kibiców było skandaliczne. Tak samo było z murawą. To nie napawało nas optymizmem. Jednak jeśli chodzi o warunki, to dla jednej i drugiej drużyny były takie same.
A jakie są Twoje plany na przyszłość?
Na chwilę obecną koncentruję się na sobotnim meczu z Cracovią. Jeśli chodzi o wyjazd za granicę, to nie zaprzątam sobie tym głowy. Chcę grać i wygrywać mecze z Lechią, a co będzie później, to się okaże. Wiadomo też, że każdy chciałby zagrać na Euro. To impreza, która zdarza się raz w życiu, szczególnie jeśli odbywa się ona w ojczystym kraju. Mamy jeszcze rok czasu do mistrzostw Europy i przez ten czas będę się starać, żeby zasłużyć na miejsce w kadrze.
Więcej zdjęć na www.bialoczerwoni.com.pl